Skocz do zawartości

Mongolia i Ałtaj Rosyjski 2014


kowal73

Rekomendowane odpowiedzi

Mongolia to dla nas spełnienie marzeń z młodości, zaspokojenie ciekawości, kraj dziki, tajemniczy, rozległy. Od zawsze chcieliśmy tam jechać więc do ustalenia pozostało tylko kiedy.

 

Czerwiec 2014 wydawał się miesiącem optymalnym, jeszcze nie lato ale już późna wiosna, zieleń i stepy nie do końca spalone słońcem. Po drodze czekał nas jeszcze magiczny, piękny rosyjski Ałtaj.

Pierwsze dni spędziliśmy w Nowosybirsku poznając miasto i okolicę. Pod swoje skrzydła przygarną nas polski Caritas oraz wspaniały, opiekuńczy i ciepły człowiek Piotr. Wraz ze swoją partnerką Nataszą cierpliwie tłumaczyli nam historię tego regionu i wozili po zakamarkach których sami nigdy byśmy nie znaleźli. To był doskonały czas by oswoić się z nowym otoczeniem.

Mamy też czas by odbierać maile i telefony z prośbami żebyśmy dalej nie jechali. Media alarmują, Ałtaj zalany, rzeki wylały, drogi są rozmyte a asfalt w niektórych miejscach zerwany. Przyjechaliśmy na szczęście tuż po najgorszym i woda powoli zaczyna się obniżać. Ludzie jednak gadają, że można jechać. Taką też podejmujemy decyzję jedziemy! Pierwsze 350km za Nowosybirskiem to prosta doga przez płaski teren, w sumie nic ciekawego. Po drodze mijamy miejscowość Iskitim w której kiedyś znajdował się położony niedaleko kamieniołomów łagier. Pracowali w nim również Polacy. Byliśmy tam kilka dni temu i na własne oczy mogliśmy zobaczyć dobrze zachowane baraki w których kiedyś mieszkali ludzie jak i wieżyczkę strażniczą gdzieniegdzie walał się jeszcze stary drut kolczasty.

 

 

20140604_214750.jpg

 

w900-h540-no

 

 

Gdy w końcu dojeżdżamy do Bijska wita nas nasz rodak Ksiądz Andrzej Obuchowski mieszkający od kilkunastu lat na Syberii. Spod jednego gościnnego dachu trafiamy pod kolejny, tym razem pod dach polskiej parafii. Z Polski na Syberię przyjechały z nami flaczki, kisiele ale też rzeczy potrzebne do kościoła,kropidło, gong.

 

 

OA8P7762.JPG

 

 

OA8P7797.JPG

 

 

OA8P7642.JPG

 

Jest nas sporo więc powitania trwają długo, część z nas przyleciała tego samego dnia, większość jest zmęczona. Rosyjskie piwo i nagrzana do miliona stopni bania pomagają się zrelaksować po pierwszym, dość ciężkim dniu.

 

 

OA8P7691.JPG

 

 

OA8P7588.JPG

 

 

-eOYnDIauEbe2ftu9oQ9wJQoosqmA539EIHVB_DeHmQ=w1000-h668-no

 

 

Wyjeżdżać się nie chce bardzo, w dodatku zaczyna padać, przed nami piękny Ałtaj, niestety w deszczu Do granicy z Mongolią mamy około 600km. Nie zamierzamy się spieszyć, chcemy cieszyć się podróżą już teraz. Spać planujemy gdzie popadnie więc bez stresu każdy jedzie w swoim własnym tempie i rytmie. Widoki oszałamiają a droga robi się co raz bardziej kręta Co krok też natykamy się na pozostałości po niedawnej powodzi.

 

 

OA8P7879.JPG

 

 

OA8P7814.JPG

 

 

OA8P7930.JPG

 

 

OA8P8129.JPG

 

 

OA8P8205.JPG

 

 

Śpimy nad rzeką tuż przy drodze, nie musieliśmy daleko jechać by znaleźć miejsce które nie dość, że byłoby piękne to jeszcze schowane tak by nikt z trasy nas nie widział. Zjazd nad rzekę przyprawił kilkoro osób o szybsze bicie serca a strojący na szczycie Kowal powtarzający każdemu jedź powoli, dupa do góry, hamuj tyłem nie poprawiał sytuacji. Po dwóch dniach jazdy asfaltem był to miły przerywnik. Przecież czekało nas w Mongolii kilka tysięcy kilometrów poza drogami utwardzonymi.

 

 

OA8P8095.JPG

 

 

OA8P8198.JPG

 

 

OA8P8119.JPG

 

 

 

Noc minęła spokojnie a szum rzeki zakłócały jedynie okrzyki z oddalonych o kilkanaście metrów namiotów, polej, polej od tego wieczoru trójka z grupy nazwana została degustatorami :)

 

Wita nas słońce, na horyzoncie widać czarne chmury ale dodają one tylko uroku ośnieżonym szczytom.

 

 

OA8P8253.JPG

 

 

OA8P8325.JPG

 

 

p20pSkVM_EBWP7Gah2OLfVpcZOPyBvqX2sVoazESQhM=w1000-h668-no

 

 

OA8P8215.JPG

 

 

Do granicy docieramy tuż po południu. 50 km przed granicą, w Kosh Agach zatrzymujemy się jeszcze na ulubioną soliankę i ruszamy do Tashanty tylko po to by poczekać 2 godziny aż otworzą przejście graniczne. Musimy poczekać też na naszych degustatorów którzy utknęli gdzieś na trasie, na szczęście uspokajają nas wiadomościami, że wszystko ok i już jadą.

 

 

OA8P8488.JPG

 

 

OA8P8563.JPG

 

 

OA8P8639.JPG

 

 

OA8P8688.JPG

 

 

OA8P8700.JPG

 

 

Granica teraz ma przerwę. Zaopatrzeni w wędzone sery i orzechy w miodzie okupujemy schodki pod sklepem i zwiedzamy okolicę. Wieje niemiłosiernie ale na szczęście nie pada.

Otwierają granicę i już po niecałej godzinie jesteśmy po drugiej stronie. Nie możemy uwierzyć. Rosyjska granica i poszło tak łatwo? Niewiarygodne tym bardziej, że wszyscy byli dla nas mili, uśmiechali się i życzyli miłego dnia. Czyżby ukryta kamera? Nie czas się nad tym zastanawiać. Ruszamy z buta bo przed nami 20km ziemi niczyjej a zbliża się godzina 18 kiedy to Mongołowie zamykają granicę. Wpadamy tam w ostatniej chwili, urzędnicy nie są zachwyceni ale błagamy ich prawie na kolanach by nas jeszcze tego dnia przepuścili udaje się. Po ekspresowej półgodzinnej odprawie jesteśmy w Mongolii.

 

 

OA8P8758.JPG

 

 

Pewnie to tylko nasza wyobraźnia ale od razu wydaje nam się, że niebo wygląda inaczej, powietrze pachnie bardziej rześko a góry stały się jakby łagodniejsze. Już jest pięknie a do tego cholernie zimno.

Rozbijamy obozowisko 30km od granicy. Wieje a temperatura oscyluje koło 5 stopni. W dodatku nie mamy ze sobą trunków rozgrzewających....

 

 

OA8P9014.JPG

 

 

OA8P9105.JPG

 

 

Jak się okazało ten ostatni problem udało się rozwiązać bardzo szybko a po półgodzinie od rozbicia namiotów podjeżdża samochód w asyście lokalesa na motorku i ku uciesze wszystkich otwiera obwoźny sklepik. Wódka, piwo, papierosy, soki, cukierki, konserwy i chleb dla każdego coś dobrego...

 

 

OA8P8944.JPG

 

 

IMG_0186.JPG

 

 

IMG_0200.JPG

 

 

IMG_0158.JPG

 

 

Teraz już wiemy, że tą noc przeżyjemy :)

 

 

cdn...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rano budzi nas przymrozek, wydaje nam się również, że chyba padał śnieg. Na szczęście niebieskie niebo, słońce na horyzoncie i błyszczące złotem łagodne wzgórza pozwalają zapomnieć o nocnych temperaturach i ruszyć dalej…

 

 

 

469br9_HJQKf3zFyU5fybOLkiFTIn_xz0u5jNcSTEpA=w990-h662-no

 

 

Wkurzamy się jedynie na asfalt. Jak to? Miało nie być asfaltu a my jedziemy po nowiutkim czarnym jak smoła kobiercu rozwiniętym pomiędzy górami. Nie tak się umawialiśmy Mongolio :)

Na szczęście asfalt tak szybko jak się pojawił tak tez znikł a z jego końca wypełzały dziesiątki biegnących w tym samym kierunku dróg…

 

 

OA8P9304.JPG

 

 

OA8P9336.JPG

 

 

W najbliższym miasteczku Ulgi wymieniamy pieniądze i robimy podstawowe zakupy. Sami jeszcze nie wiemy gdzie dziś będziemy spać i jak długo będziemy jechać.

 

Droga okazuje się fantastycznym szutrem poprzecinanym strumykami. Widoki zachwycają, jest ciepło, przyjemnie. Zatrzymujemy się w przypadkowych wioskach a raczej pojedynczych domostwach gdzieś w górach i mimo, że ciężko nam się z tubylcami dogadać bawimy się świetnie.

 

 

 

OA8P9358.JPG

 

 

OA8P9786.JPG

 

 

OA8P9737.JPG

 

 

OA8P9942.JPG

 

 

OA8P0216.JPG

 

 

OA8P0148.JPG

 

 

Pod sam wieczór docieramy do Khovd, plan był prosty – znaleźć tani hotelik, zmyć z siebie trzydniowy kurz i ruszyć na miasto. Guma w jednym z motocykli pokrzyżowała plany. Do pokoi trafiliśmy umordowani i jedyne na co się zdobyliśmy to zejście do hotelowej knajpki. Po chwili, zaskoczeni wpatrywaliśmy się w twarz Mongoła mówiącego płynnie po polsku… ‘dzień dobry, studiowałem w Toruniu’ powiedział i w ten oto sposób mieliśmy zapewnioną rozrywkę na dobre dwie godziny…

 

 

Ii18QggkqF_m2pN640EoMDK5F6dFZ-QXsdRO6-lcwOE=w990-h662-no

 

 

 

Jedziemy dalej. Dziś chcemy dojechać do miejscowości Ałtaj… Plan jest ambitny, ale podbudowani wczorajszym sukcesem ruszamy pełni zapału. Dzielimy się na kilka grup i każda w swoim tempie wbija się w coraz bardziej pustynny teren. Trawę zastępuje piach i szuter a polne wyjeżdżone ślady tarka. Zatrzymują nas kolejne gumy. Jest gorąco, ale przyjemnie, dzień jest długi, więc możemy zatrzymać się w każdym ciekawym miejscu. Największe wrażenie robią na nas Owo – kamienne kopce, miejsce składania ofiar i kultu duchów usypane miejscach i strasznych i pięknych.

Jedziemy przez totalne odludzia, ale nawet tu dociera cywilizacja. Stojąc w maleńkiej wiosce na środku kamienistej pustyni można złapać zasięg wifi w okolicach podrzędnego baru…

 

 

OA8P0323.JPG

 

 

OA8P0378.JPG

 

 

OA8P0635.JPG

 

 

OA8P0670.JPG

 

 

OA8P0497.JPG

 

 

OA8P0339.JPG

 

 

Niestety nie udaje nam się dotrzeć na umówione miejsce. Rozbijamy się na pustyni, kilkanaście metrów od drogi i uruchamiamy procedurę przeciw nocnemu marznięciu…

 

 

8CDCwW8Jg9JBCjhjxgkbq1Uk6EIqTkD8AeSq294meMI=w990-h662-no

 

 

Skoro świt pakujemy manatki i dojeżdżamy do miasta. Okazuje się, że nie tylko nas złapane po drodze gumy zatrzymały na trasie. Inni jednak podeszli do tematu bardziej ambitnie i ostatnie 100km pokonali w całkowitych ciemnościach i rozradowani cieszyli się, że w końcu coś się dzieje.

 

 

r9CCyc6GO583Yjd4Pv2jlRilh49WHs51YjCtYLqOHy0=w990-h628-no

 

 

OA8P0873.JPG

 

 

Opuszczając Ałtaj ruszamy na północ a tam samym w znów zielone tereny. Jest czerwiec, więc stepy nie są jeszcze spalone słońcem a wszystkiemu uroku dodają kolorowe łąki.

 

 

OA8P1352.JPG

 

 

OA8P0957.JPG

 

 

OA8P1117.JPG

 

 

Na jednej z takich wysepek decydujemy się zostać na noc. Wystarczy przejechać płytki strumyk. Ruszamy bez zastanowienia. Jeden motocykl leży, nagle kolejny… i następny. Przyglądający się nam Mongołowie prawie płaczą ze śmiechu. O co chodzi? Okazuje się, że kamienie pokryte glonami i mazią są tak śliskie, że ciężko było przejść piechotą. Czekamy na resztę i obstawiamy komu się uda przejechać…

 

 

rzO9ZQaWCd78IqhW2enEWGXd-OX_6NLy_s88cF7dvu8=s800-no

 

 

 

Większość wykąpana w rzece, więc imprezę czas zacząć. Zapasy mamy spore, towarzystwo również dopisało, humory świetne więc bawimy się przednio a największą atrakcją imprezy okazały się zawody w zapaśnicze Mongolia kontra Polska. Humory psuje dopiero poranek. Okazuje się, że wszystkie walające się koło namiotów drobiazgi znalazły sobie nowych właścicieli. Był to pierwszy przypadek, kiedy ktoś cokolwiek nam ukradł. Na szczęście nie zginęło nic cennego… ale niesmak pozostał.

 

 

 

OA8P1669.JPG

 

 

OA8P1658.JPG

 

 

IoYkcpSf2UJ7RpjZoX4ssDNJaOZT2goZIICc_mrxpeQ=w900-h619-no

 

 

IMG_1548.JPG

 

 

Mijając rozwalone cysterny i uciekając przed deszczem dojeżdżamy do miasteczka Uliastay a naszą uwagę przykuwają kolory na lokalnym boisku. Okazuje się, że trafiliśmy na Obchody rocznicy Oświecenia Buddy. Mimo, iż święto odbywało się na terenie zamkniętym udało nam się wejść i choćby na pamiątkę zrobić kilka zdjęć… po chwili jednak wycofaliśmy się bokami i ruszyliśmy dalej… nad pierwsze jezioro na trasie.

 

 

 

OA8P1769.JPG

 

 

OA8P1856.JPG

 

 

OA8P1942.JPG

 

 

OA8P1894.JPG

 

 

OA8P2085.JPG

 

 

iprwr3tgu6PQhLellIs0zB1X5hFojXLy47DYLCwVEt8=w990-h633-no

 

 

OA8P2429.JPG

 

Marzył nam się nocleg nad brzegiem jeziora i w końcu udało się to zrealizować. Gryzące muszki co prawda nie pozwoliły rozbić się tuż przy wodzie, ale mimo to nadal było magicznie…

 

 

xgguLq4IOMXqbHFgep0B3XBznJwb_Nka6CmlOuya2VA=w990-h662-no

 

 

OA8P2305.JPG

 

 

Kolejnego dnia powoli wbijamy się w góry. Na mapie wybieramy najcieńsze kreski i nimi planujemy przejechać. Po drodze trafiamy do takich wiosek jak ta gdzie właśnie budowano ogrodzenie wokół starej buddyjskiej świątyni. Pozwolono Martynie wbić gwóźdź – był to nasz wkład w budowę ogrodzenia.

 

 

 

OA8P2875.JPG

 

 

MkmWGFGba3avUTXPFKPfF5ho4KcDUtOyG6F3SSHSRzg=w332-h227-p-no

 

 

OA8P2933.JPG

 

 

OA8P2921.JPG

 

 

OA8P2827.JPG

 

 

W jedynej knajpie w okolicy pałaszujemy ryż z baraniną sprawiedliwie dzieląc się jedzeniem. Zamówienie przerosło obsługę, ale po długim dniu nawet ta miseczka naprędce ugotowanego barana była pyszna…

 

 

OA8P2643.JPG

 

 

OA8P2569.JPG

 

 

Wieczorem grzejemy się przy ognisku i zasypiamy w oczekiwaniu na kolejny mongolski dzień…

 

 

 

OA8P3109.JPG

 

 

4OIMFMHxPBUUiF40xfWCMjWgqd6yqRrM_KmlxwecYPg=w990-h651-no

 

CDN.........

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Kolejnego dnia rozdzielamy się na dobre, prawdopodobnie zobaczymy się dopiero, za kilka dni przed granicą. My wybieramy trudniejszą, tak nam się przynajmniej wydaje, drogę. Wiedząc jak wyglądają główne szlaki chcemy zobaczyć czy da się przejechać tymi, które na mapie są najcieńsze. Jak się później okazuje wielkiej różnicy nie ma, zarówno główne drogi jak i te najmniej uczęszczane to rasowy offroad.

 

 

56.jpg

 

 

52.jpg

 

 

47.jpg

 

 

53.jpg

 

 

Lekko zmęczeni i ubrudzeni docieramy do niewielkiej wioski. Zachwyca nas tam przejście dla pieszych, boisko do koszykówki i lokalna moda. W jednym z licznych sklepików uzupełniamy zapasy wody, chleba, polskich pasztetów i ruszamy dalej.

 

 

62.jpg

 

 

58.jpg

 

 

46.jpg

 

 

59.jpg

 

 

Jak zwykle każdy może wybrać sobie swoją własną drogę, każda najmniejsza ścieżka rozdziela się na kilka innych jednak prawie zawsze prowadzą one w to samo miejsce. Tym razem było inaczej, przegapiliśmy moment kiedy należało pojechać odrobinkę w bok. Mimo iż kierunek wydawał się dobry my wybraliśmy jednak tą jedną jedyną złą drogę.

 

 

57.jpg

 

 

51.jpg

 

 

48.jpg

 

 

45.jpg

 

 

44.jpg

 

 

Droga w końcu się skończyła a my staliśmy w przecudnej dolince pomiędzy górami… jedyną opcją, dotarcia do jeziora była przeprawa w dół płynącej nieopodal rzeczki. Po półgodzinie dyskusji porzuciliśmy pomysł jazdy rzeką i uznaliśmy, że tak urocze okoliczności należy wykorzystać i rozbić obóz.

 

 

40.jpg

 

 

39.jpg

 

 

41.jpg

 

 

43.jpg

 

 

Kolejnego dnia odnajdujemy pomyloną drogę i bezpiecznie docieramy nad jezioro. Gdzieś tam mają być jurty gościnne, w których zaplanowaliśmy 1,5 dniowy odpoczynek.

Przejechaliśmy tego dnia niewiele kilometrów i bardzo cieszymy się na dłuższy czas bez motocykla… przecież jurty nie mogą być daleko od głównej trasy...

 

Było inaczej - 40km w sypkim piachu skutecznie wydłużyło nam czas spędzony tego dnia na motocyklu. Do jurt dojechaliśmy spoceni, zmęczeni i bardzo głodni. Miejsce okazało się niewielką zatoką otoczoną białymi skałami, drobne kamyczki i turkusowa woda przypominały raczej chorwackie plaże niż mongolskie wyżyny.

Zachęceni czystością wody kąpiemy się w jeziorze uparcie ignorując przypisane do jurt prysznice, w nich i tak podobno nie ma wody. Kolację zjadamy podwójną i wypijamy całe dostępne piwo. Obsługa dziwnie na nas patrzy a my dalej cieszymy się tą odrobiną luksusu :)

 

 

24.jpg

 

 

26.jpg

 

 

36.jpg

 

 

33.jpg

 

 

34.jpg

 

 

Wieczór spędzamy na skałkach a poranek na łowieniu ryb. Chłopaki pożyczają wędkę i dzięki temu mamy, co jeść przez kolejny dzień. Na obiad ryba gotowana a na kolację w galarecie.

Opuszczamy to cudowne miejsce wypoczęci i odprężeni… po kilku kilometrach przekonujemy się jednak, że po kopnym piachu jeździ się znacznie lepiej, kiedy trzyma nas adrenalina.

 

 

30.jpg

 

 

29.jpg

 

 

28.jpg

 

 

25.jpg

 

 

Kolejne dni to powolna droga w stronę granicy. Po drodze rozbijamy obóz nad niewielkim jeziorkiem a kolejnego dnia drogami tuż przy granicy docieramy do największej na tym wyjeździe przeszkody – rwącej rzeki. Pierwszą udaje nam się pokonać bez przeszkód, po prostu każdy motocykl przepychamy przez rwący nurt. Kolejna, większa, głębsza i szersza rzeka jest ponad nasze siły. Mając z tyłu głowy historie o utopionych motocyklach nie próbujemy nawet przepychać ich samodzielnie. Na ratunek przychodzi nam traktor. Widać, że kierowca nie pierwszy raz to robi. Balansuje traktorem tak by najpierw jechać pod nurt a następnie spłynąć kawałek z nurtem i w ostatniej chwili złapać przyczepność. Dla nas wygląda to tak jakby stracił kontrolę nad swoim ledwo trzymającym się kupy pojazdem – on jednak doskonale wiedział, co robi.

 

 

23.jpg

 

 

19.jpg

 

 

21.jpg

 

 

20.jpg

 

 

18.jpg

 

 

17.jpg

 

 

15.jpg

 

 

14a.JPG

 

 

Wszyscy przeprawiamy się bezpiecznie na drugą stronę rzeki, towarzyszy temu świetna zabawa a ktoś nawet wygrzebał kilka piw.

 

Jeszcze tego samego dnia docieramy do przygranicznego miasteczka by na drugi dzień rano móc stawić się na granicy. Akurat uzupełniamy zapasy w sklepie, gdy dopada nas młody chłopak proponując nocleg na kwaterach. Nie trzeba było długo nas namawiać, jest chłodno a kilka osób jest też dość konkretnie przemoczonych. Ciepły piec opalany kupą i dach nad głową brzmią zachęcająco. Ruszamy cała kawalkadą by po kilometrze zatrzymać się pod małym białym domkiem, który kompletnie nie przypomina niczego co nazwać by można kwaterą, ale posiada dach, piec i zamykane na kłódkę podwórko gdzie można upchnąć motocykle, jednym słowem spełnia wszystkie nasze wymagania. W bonusie dostajemy ciepłą kolację i mini koncert - rodzina przyjmuje nas jak swoich.

 

 

7.jpg

 

 

13.jpg

 

 

12.jpg

 

 

10.jpg

 

 

9.jpg

 

 

8.jpg

 

 

11.jpg

 

 

Rano spotykamy się przed granicą i wspólnie ruszamy w jej kierunku. Pogoda zatoczyła koło i Mongolia żegna nas deszczem. Po chwili zaczyna się ulewa i zaczynają się też problemy.

Dwie osoby z naszej grupy mają rosyjskie wizy tylko w jedną stronę. Jak to się stało nikt nie wie, teraz to i tak bez znaczenia. Stoimy na środku pasa ziemi niczyjej i przez moment nie wiemy co robić. Telefon do konsulatu nie rozwiązuje problemu, nie można wjechać i tyle.

Cała scena w strugach deszczu jawi się tragicznie jednak nie czas na załamywanie rąk – należało działać. Ruszyliśmy na granicę by poinformować urzędników o sytuacji, po chwili mamy już samochód, który zawiezie mnie i Kowala po dwa motocykle a pechową dwójkę podrzuci do najbliższej cywilizacji skąd będą mogli udać się do Ułan Bator i tam wykupić lot powrotny. Cała akcja skończyła się powodzeniem a dzięki wizycie Martyny i Mariusza w Ułan Bator my mamy dziś piękny mongolski magnes na lodówce a oni są bogatsi o zwiedzanie stolicy…

 

 

 

6.jpg

 

 

Ostatnie dwa dni to znów piękne góry Ałtaju, gościnność księdza Andrzeja i ruchliwe drogi tuż przed Nowosybirskiem. Bezpiecznie docieramy do celu.

 

 

5.jpg

 

 

4.jpg

 

 

2.jpg

 

 

Skończyło się nasze pierwsze spotkanie z Mongolią, które mimo wielu przygotowań codziennie przynosiło coś zaskakującego, nowego. Mongolia jest dla mnie krajem, który uspokaja, relaksuje, chciałoby się go chłonąć więcej i więcej, dlatego też… wracamy tam już za pół roku…

 

 

The End

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.