Skocz do zawartości

Motowyprawa do Królestwa Maroka - 10.2015


PawełS

Rekomendowane odpowiedzi

Prawie miesiąc temu wróciliśmy z motowyprawy do Królestwa Maroka. Czas przedstawić Wam relację z tego obfitującego w wiele ciekawych przygód wyjazdu.
Przed każdą wyprawą towarzyszą nam spore emocje. Nie uniknęliśmy ich mimo, że o był już nasz 4 wyjazd do tego egzotycznego kraju, a 2 jesienią. Tym razem ekipa składała się z 8 motocykli i 10 osób. W składzie mieliśmy nawet dwie kobiety, które towarzyszyły nam jako plecaczki. Naszą marokańską przygodę tradycyjnie rozpoczęliśmy w Maladze. Nasi współtowarzysze przylecieli tam samolotem tuż przed północą. Spotkaliśmy się przed hotelem, który znajduje się 3 km od lotniska. Wszystkim towarzyszył wspaniały nastrój. Chyba tanie linie lotnicze lepiej zaczęły dbać o swoich pasażerów ;). Z tego powodu rozpakowanie naszych rumaków przedłużyło się dosyć istotnie … Może również dlatego, że tuż obok hotelu znajduje się  dyskoteka i przechodziły obok nas tłumy pachnących nastolatek o hiszpańskim temperamencie :). Jak już się tak napatrzyliśmy i nawodniliśmy tym co można kupić w strefie bezcłowej to trzeba było iść spać gdyż następnego dnia chcieliśmy jak najwcześniej przeprawić się na czarny ląd. Wybraliśmy mniejsze zło i grzecznie wylądowaliśmy w łóżeczkach.

 

Dzień 1 – niedziela (290km)

 

Po wieczornych powitaniach i przywitaniach nie było łatwo wstać …
Tego dnia mieliśmy do pokonania 290 km i przeprawę promową. Jednak chcieliśmy jak najwcześniej przywitać Arykę. Umówiliśmy się przed hotelem tuz po żniadaniu  gdzie stały przygotowane motocykle tuż po śniadaniu. Niestety nie wszyscy mieli apetyt ;).

 

dx0dbr.jpg

 

Po zapakowaniu naszych osiołków, z lekkim poślizgiem ruszyliśmy w stronę portu w Algeciras do którego mieliśmy ok. 140 km.

 

14wc96g.jpg

 

Kupiliśmy bilety i w miarę szybko udało nam się dostać na prom gdzie trzeba załatwić dwie najważniejsze sprawy. Wypełnienie dodatkowych deklaracji wjazdowych oraz zakup alkoholu z którym jest spory problem w Maroku. Jako pierwsze postanowiliśmy załatwić zakupy … tak jakby miało tego towaru zabraknąć ;). Gdy tylko prom odbił od brzegu, drzwi tego przybytku zostały otwarte i nagle ustawiła się kolejka. Bardzo szybko zorientowaliśmy się, że wypełniają ją same znajome twarze …. Szybko ustaliliśmy, że dwa litry na twarz powinny wystarczyć ;). Na papierki przyszedł później czas.

 

9hrt5h.jpg

 

ih7d79.jpg

 

x4q4vk.jpg

 

Dopłynięcie do portu w Ceucie, która jest jedną z dwóch enklaw Hiszpanii w Maroku, zajmuje około godziny. Szybki przejazd przez niewielkie miasteczko i dojeżdżamy na granicę. Hiszpańska straż graniczna w ogóle na nas nie reaguje, a na przejściu marokańskim tradycyjnie otrzymujemy pomoc od naszego starego i znanego „majfrenda”.  On tam chyba mieszka. Kiedy nie przejeżdżamy on tam zawsze jest ;). Oczywiście mieliśmy wcześniej przygotowane wszystkie niezbędne dokumenty wjazdowe. W ten sposób zaoszczędzamy sporo czasu. Szło nam dosyć sprawnie do chwili kiedy jeden z cywilnych „pomagierów„ zobaczył nasze motowyprawowe nalepki. Okazało się, że jest na niej zarys terytorium Maroka nie uwzględniający Sahary Zachodniej. Duma Marokańczyków została urażona i nakazali nam zedrzeć „błędne” naklejki. Było przy tym dużo gadania. W takich sytuacjach najlepiej uśmiechając się potakiwać. Na koniec nasz pomocny „majfrend” otrzymał tradycyjna gratyfikację w postaci europejskiej waluty. W ten sposób z ostemplowaną deklaracją przejeżdżamy ostatnią kontrolę i jesteśmy w Maroku !!! Niestety nigdzie tam nie można robić zdjęć … Tego dnia staramy się szybko dojechać do celu. Przejeżdżamy przez góry Rif, które przypominają nasze Bieszczady. Niezbyt wysokie i bardzo zielone góry.

 

2hcdvdi.jpg

 

atxj7t.jpg

 

Temperatura była znośna i nie przekraczała 30 stopni C. Dokuczał nam tylko silny wiatr, który wyginał nasze motki raz w lewo, raz w prawo.

 

2q201mr.jpg

 

Do Chefchaouen dotarliśmy po ok. 2 godzinach. Parking już był przygotowany na nasze przybycie.

 

331da9f.jpg

 

Zamieszkaliśmy w uroczym hoteliku na skraju mediny w ogrodach, którego kwitło mnóstwo kwiatów co sprawiało, że czuliśmy się jak w raju ;).

 

2yoo0aa.jpg

 

Po szybkim odświeżeniu i rozpakowaniu udaliśmy się do mediny aby poczuć klimat uliczek błękitnego miasta. Chefchaouen, to przede wszystkim piękna klimatyczna medyna wraz ze swoimi wąskimi uliczkami tworzącymi niebieski labirynt. Miasto zaliczane jest do najpiękniejszych w Maroko, choć myślę, że śmiało można się pokusić o stwierdzenie, że to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Niesamowite tło stanowią tu potężne góry Rif, zaczynające się praktycznie za miastem

 

2e2hvll.jpg

 

11lsc5i.jpg

 

25jlfnl.jpg

 

2a9obyp.jpg

 

2zf0rc2.jpg

 

35b5wev.jpg

 

Wieczorem zjedliśmy kolację na dachu jednej z restauracji podziwiając panoramę starego miasta i słuchając śpiewu muezinów nawołujących do modlitwy, a wydobywający się z wież wielu pobliskich Meczetów.

 

6q8fh1.jpg

 

2mgrwyh.jpg

 

Dzień zakończyliśmy w jednym z hotelowych pokoi gdzie dokonaliśmy pierwszej degustacji promowych zakupów ;). Dodam tylko tyle … zeszło się …

 

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kuś dalej ;)

Maroko jest w planach. :)

Sądząc po początku relacji, to te 2 litry na łeb może być mało ;)

 

To prawda ... tylko, że cięzko jest upchać więcej w kufrach gdy się bierze kobitki :zdziwko: .

Jednak mamy wiedzę gdzie można kupić alkochol w tym prohibicyjnym kraju :diabel: .

Polecam Maroko. Jest bezpieczne i różnorodne pod każdym względem.

Tego w Europie nie zobaczysz i nie przeżyjesz :idea: .

W kolejnych odcinkach relacja nabierze kolorów :blush: .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 2 – poniedziałek (240km)

 

Piękny wschód słońca nad błękitnym miastem postawił nas wcześnie na nogi. Spotkaliśmy się na śniadaniu. Kelner postawił przed nami mnóstwo małych glinianych miseczek z różnymi odmianami dżemów, miodów i oliwy. Wszystko na słodko … Na szczęście Jacek przyniósł pierwszą puszkę mielonki, która poprawiła nam humory. Słodka, mocna i miętowa herbata z kanapką wypełnioną grubą warstwą wieprzowiny była ciekawą kulinarną kompozycją. Na deser wypiliśmy kilka szklaneczek, świeżego soku z pomarańczy. Pychota !!! No i postawiło nas to na nogi. Witaminy to podstawa po długich nocnych rozmowach ;).

 

2hxbo1x.jpg

 

Tego dnia mieliśmy do przejechania 240km. Zaczynamy spokojnie. Po drodze zaplanowaliśmy zwiedzanie rzymskich ruin w Volubilis. Trasę zakończyć mieliśmy w Fezie – mieście o ponad 1000-letniej historii. Po słodkim śniadaniu zebraliśmy się na pobliskim parkingu podziwiając raz jeszcze panoramę miasta.

 

2sa137a.jpg

 

wh0g9z.jpg

 

Ciężko jest wyjeżdżać z tego klimatycznego i sennego miasteczka. Ale przygoda czekała i trzeba było się pożegnać z naszymi zaprzyjaźnionymi Gospodarzami. Na parkingu każdy uczestnik otrzymał komplet informacji dotyczących tras i noclegów. Tak na wszelki wypadek … jakby miał się gdzieś zagubić w serpentynach zakrętów gór Rif, Atlasu czy Antyatlasu ;).

 

szeo9l.jpg

 

Ruszyliśmy dalej na południe. Szybkie tankowania na pierwszej stacji i znów jedziemy po krętych i widokowych drogach gór Rif. Poza miastem  pojawiły się pierwsze stragany z oryginalnymi pamiątkami. Nie mogliśmy nie skorzystać z zaproszenia miłych tubylców … ;).

 

2eupwzq.jpg

 

2afixw0.jpg

 

Po pokonaniu wielu zakrętów nabraliśmy apetytu. Zaczęliśmy rozglądać się za jedzeniem.  Przejeżdżając przez kolejną tego dnia miejscowość zauważyliśmy dym snujący się z przydrożnego grilla. To był dobry znak mogący świadczyć o tym, że jedzenie będzie podane względnie szybko.

t6b095.jpg

 

Przydrożne jadłodajnie mają swój urok i koloryt. Taka knajpka składa się z grilla, sklepu który oferuje wywieszone na widok publiczny mięso oraz części jadalnej, w której ustawione są różnej maści i koloru stoliki wraz z krzesełkami. Wszystko to jest ustawione na chodniku tuz przy samej ulicy.

 

2ika97o.jpg

 

Dużym plusem jest możliwość sprawdzenia i wybrania upatrzonego kawałka mięsa oraz bezpośredniego doglądania procesu przygotowywania posiłków ;).

 

112fips.jpg

 

2gw5jk6.jpg

 

Gdy już przejdzie się procedurę wyboru miejsca, posiłku, następuje etap końcowy czyli smażenie …

 

21e683d.jpg

 

Wszystko to w naszym sąsiedztwie. Radości nie było końca …

 

dd2h79.jpg

 

2ugj4ex.jpg

 

Pod wpływem zapachów wydobywających się z grilla nasze kubki smakowe zaczęły wariować. Na szczęście wcześniej podano przystawkę czyli marokańską sałatkę. Są to krojone, świeże pomidory z cebulką i posypane regionalnymi aromatycznymi przyprawami. Po niezbyt długim czasie podano również danie główne czyli wołowinę z grilla. To nas wprawiło w doskonały nastrój.

 

1442q2e.jpg

 

1zxw6ja.jpg

 

Niestety mięso okazało się tym razem nie najbardziej miękkie i sprawiło nam sporo trudności. Napełnieni jadłem po chwili odpoczynku ruszyliśmy dalej. Kolejnym miejscem jakie mieliśmy tego dnia odwiedzić były ruiny rzymskie w Volubilis. Jest starożytna stolica Mauretanii Tingitana. Jest wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Pierwsze ślady osadnictwa pochodzą z III wieku p.n.e. Z czasem osada przekształciła się w miasteczko handlowe otoczone murem. W 45 roku n.e. zostało zdobyte przez Kaligulę i stało się jednym z miast leżących na najdalszych krańcach cesarstwa rzymskiego. W II i III wieku Volubilis przeżywało okres gwałtownego rozwoju. Pod koniec III wieku wrócili Berberowie, a gdy w VII wieku pojawili się Arabowie, Volubilis było już zamieszkane przez Berberów, Żydów i Syryjczyków mówiących po łacinie. W 768 roku, gdy Mulaj Idris założył stolicę w pobliskim Fezie, osada zaczęła podupadać

 

2usebyr.jpg

 

2ahwb5f.jpg

 

25z065f.jpg

 

kdo5rm.jpg

 

Zwiedzanie rzymskich ruin zajęło nam około godziny. Umocniliśmy się w przekonaniu, że rzymianie jednak mieli rozmach. Z Volubilis do Fezu pozostało ok. 50 km. Wybraliśmy drogę mniej uczęszczaną. W czasie jej pokonywania nie zabrakło atrakcji i emocji.

 

317bpk1.jpg

 

2chu8fk.jpg

 

rrl2m1.jpg

 

Do Fezu dojechaliśmy przed wieczorem. Po rozpakowaniu i szybkim odświeżeniu, udaliśmy się do Mediny. Fez słynie z produkcji wyrobów skórzanych. W labiryncie wąskich uliczek, pamiętających czasy sprzed wielu wieków można dostać wiele ciekawych i oryginalnych wyrobów. 

 

qn7l9d.jpg

 

fnef5l.jpg

 

Wieczorem na tarasie hotelu spożyliśmy własnoręcznie wykonana kolację z ulubioną wieprzowinką, która pozwala przeżyć marokańską dietę.

 

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 3 – wtorek (430km)

 

To miał być najcięższy dzień naszej motowyprawy. Do pokonania mieliśmy 430 km przez góry Atlasu Wysokiego. Jednak najpierw musieliśmy doczekać się śniadania. W hotelu w którym spędziliśmy noc zawsze trzeba na nie długo czekać. Obsługa długo się rozpędza i potrzebuje sporo czasu aby choć odrobinę zbliżyć się do europejskich standardów dotyczących szybkiej obsługi klientów ;). Na szczęście w jadalni był net i można było nadrobić zaległości w kontaktach z rodziną czy też mediami społecznościowymi ;). Po śniadaniu szybko się spakowaliśmy i ruszyliśmy w stronę sławnych garbarni, których wieczorem nie zdarzyliśmy zobaczyć. Z powodu sporego upału podjechaliśmy jak najbliżej tylko było można.

 

33vl16w.jpg

 

3305hk1.jpg

 

Ponieważ nie ma żadnego oficjalnego dojścia do tej turystycznej atrakcji trzeba skorzystać z balkonów widokowych jednego ze sklepów zlokalizowanych wokół kadzi w których garbuje, a następnie farbuje się skóry. Krótki rzut oka na okolicę z balkonu znajomego sklepu i okazało się, że garbarnie tym razem były remontowane jak większość tej części Mediny.

 

33ttq9g.jpg

 

Jednak nie odstraszyło nas to od zrobienia sobie grupowej fotki na tle starego miasta.

 

2afcoy0.jpg

 

Bardzo szybko robiło się gorąco. Nie zwlekając chcieliśmy jak najszybciej wyjechać z tego zatłoczonego miasta. Jadąc dalej na południe zaczął zmieniać się krajobraz.

 

250jbzo.jpg

 

Czym dalej od Fezu tym mniej można było zauważyć zabudowań. Czasami mijaliśmy małe wioski, w których znajdowały się również szkoły. Wokół nich można było dostrzec uśmiechnięte i machające nam w geście pozdrowienia dzieciaki.

 

70if12.jpg

 

Cały czas i bardzo powoli wjeżdżaliśmy w coraz wyższe partie gór Atlasu.

 

332mir9.jpg

 

de9ua0.jpg

 

Z czasem pogoda zaczęła się pogarszać i pojawiły się pierwsze ciemne chmury.

 

2mwv7nn.jpg

 

Jednak widoki nam to rekompensowały. Horyzont się wydłużał, a kolory ziemi zmieniały się jak w kalejdoskopie.

 

303cxmq.jpg

 

2568tna.jpg

 

W pewnym momencie trafiliśmy na remontowany odcinek drogi pokrytej luźnymi kamieniami. Wreszcie GS-y poczuły się w swoim żywiole ;).

 

1zbqhp4.jpg

 

miew7c.jpg

 

qohe8w.jpg

 

Pomimo trudności wszystkim się podobało. Zaczęło się robić ciekawie.

 

uq3yb.jpg

 

W pierwszej większej miejscowości w górach poczuliśmy autentyczny marokański klimat. Ludzie w tradycyjnych szatach przemieszczali się po ulicach sobie tylko znanymi regułami. Trzeba było bardzo uważać aby kogoś nie rozjechać lub nie uczestniczyć w jakiejś kolizji z zaprzęgiem któregoś z tubylców.

 

bivzg7.jpg

 

Czym dalej robiło się coraz wyżej i chłodniej. Pojawiło się coraz więcej ciemnych chmur.

nysoll.jpg

 

Czasami z trudem przebijało się słońce. Krajobraz się zmieniał i jeszcze bardziej zachwycał. Nieliczne budynki sprawiały wrażenie opuszczonych.

 

1pjzn5.jpg

 

ap6yhw.jpg

 

2pqrvo2.jpg

 

Mimo prawie zerowego ruchu nie wspominając już o motocyklach tubylcy witali nas uniesionymi ramionami ;).

 

29q1aa0.jpg

 

28fth.jpg

 

Miasteczka sprawiały wrażenie wymarłych. Jednak i tam można było znaleźć nocleg …

 

2mrz29v.jpg

 

wtsk84.jpg

 

s4t4lc.jpg

 

Dalej było coraz wyżej i ciekawiej.

 

wb8i6x.jpg

 

4ztdg.jpg

 

Przed zmrokiem udało nam się dojechać do najwyżej położonego punktu naszej motowyprway – 2680 mnpm.

 

eulo90.jpg

 

v7aakl.jpg

 

Od tej chwili zjeżdżaliśmy w dół. Niestety zaczęło się ściemniać i w kilku motocyklach kończyło się paliwo. Na szczęście wiedzieliśmy gdzie i w którym garażu można je kupić ;).

 

2e23250.jpg

 

Dalej zrobiło się ciemno i mimo wielkiego zaskoczenia musieliśmy pokonać trzy niezbyt duże brody wylanych strumieni, które po ostatnich opadach mocno przybrały. W hotelu wylądowaliśmy przed 22. Powitał nas Mohammed, który okazał się bardzo gościnnym i wesołym człowiekiem. Przez wiele godzin zabawiał nas przy pomocy bębenków, w czym pomagał mu haszysz, który jest dla nich zamiennikiem alkoholu. Jednak szklaneczki whiskey tez nie odmówił ;).

 

34ipaae.jpg

 

263vndf.jpg

 

Ta noc była długa …

 

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 4 – środa (430km)

 

Rano obudziło nas wschodzące słońce. To był świetny prognostyk po wczorajszym deszczu. Od razu postanowiliśmy wywiesić na tarasie wszystkie mokre ubrania.

 

2iid2bt.jpg

 

Przy okazji zobaczyliśmy okolice hotelu. Był świetnie zlokalizowany. Widoki znów nas nie zawiodły.

 

334nd3p.jpg

 

Słońce wznosiło się coraz wyżej. Robiło się gorąco, a ubrania szybko schły.

 

2hdnpkg.jpg

 

My zaś udaliśmy się na przygotowane przez Mohammeda śniadanie. Nie muszę pisać, że było tradycyjne jak nocne śpiewy naszego Gospodarza czyli na słodko ;).

 

6zbx1t.jpg

 

Ponieważ dosyć późno dojechaliśmy do hotelu i przez to nie mogliśmy podziwiać uroków wąwozu Todra, zmieniliśmy plan i postanowiliśmy raz jeszcze przejechać w te magiczne miejsce tym razem w dzień. Pożegnaliśmy się z naszym przesympatycznym Gospodarzem i ruszyliśmy na północ w kierunku wąwozu.

 

2rwp9hx.jpg

 

Aby tam wjechać należy pokonać spore wzniesienie skąd rozpościerał się piękny widok na dolinę.

 

2emn20x.jpg

 

24pb85v.jpg

 

qp2blj.jpg

 

Dalej droga wiła się wzdłuż rzeki i gajów palmowych.

 

2vujvgk.jpg

 

23u5tvo.jpg

 

263ej6e.jpg

 

33on04l.jpg

 

dlqjxl.jpg

 

91cuab.jpg

 

2a69oqp.jpg

 

W pewnym momencie dojechaliśmy do najciekawszej i najbardziej obleganej części wąwozu czyli wąskiej szczeliny znajdującej się pomiędzy pionowymi, monumentalnymi, przybierającymi różne odcienie czerwieni skałami u stóp których płynie lodowata nawet latem rzeczka. Zatrzymaliśmy się aby zrobić kilka zdjęć.

 

330gpcp.jpg

 

Od razu „zaatakowali” nas lokalesi chcący spieniężyć jedno ze swoich dzieł.

 

23kdpps.jpg

 

Dalej ruch już był mniejszy ale widoki coraz ciekawsze.

 

24m7vy8.jpg

 

k3kgn4.jpg

 

Po pokonaniu wielu zakrętów dojechaliśmy do miejsca, które poprzedniego wieczora nas zatrzymało. Okazało się, że opady deszczu zerwały drogę. Na szczęście obok był wykonany prowizoryczny przejazd. Z powodu obfitych opadów deszczu wieczorem płynęła tamtędy rzeczka. Rano poziom wody opadł i mogliśmy ocenić czego wieczorem dokonaliśmy ;). Nie obyło się bez pamiątkowego zdjęcia.

 

2642ogj.jpg

 

15d3mdl.jpg

 

W tym miejscu zawróciliśmy i ruszyliśmy na południe … w stronę Sahary! Zostawiliśmy Atlas za naszymi plecami. Jeszcze wrócimy do tego wyjątkowego pasma gór.

 

2s93lfn.jpg

 

2mrfyx2.jpg

 

2wn2q0l.jpg

 

Krajobraz się co chwile zmieniał.

 

22yely.jpg

 

af7y8i.jpg

 

Kolory otoczenia również.

 

2q3y9mh.jpg

 

2ij6g74.jpg

 

Jednak i tu deszcze nie dały o sobie zapomnieć. Padało tylko kilka godzin, a woda tak jakby w ogóle nie chciała wsiąkać w tą wyschnięta na kamień glebę.

 

29zc0zr.jpg

 

2dvlxtu.jpg

 

2vkizoz.jpg

 

Czym dalej na południe tym robiło się coraz cieplej i zaczęły pojawiać się dziwne budowle niczym z filmu Mad Max ;).

 

2ry24iu.jpg

 

Mijając wioski machały nam uśmiechnięte dzieciaki.

 

2egecqv.jpg

 

Nie zauważyliśmy jak minęło południe i nasze brzuchy przypomniały nam o obiedzie. Postanowiliśmy zrobić sobie odpoczynek w jednym z przydrożnych gajów palmowych. Zjedliśmy przygotowany przez siebie obiad. Każdy mógł pochwalić się sprzętem turystycznym, który zabraliśmy ze sobą. Zapanował rodzinna atmosfera ... Wspólne spożywanie pokarmów zbliża … zwłaszcza do gara kolegi ;).

 

mllclx.jpg

 

2rrwg8x.jpg

 

Na deser były bardzo słodkie daktyle zerwane prosto z pobliskich daktylowców.

 

11hf2ut.jpg

 

Dalej również było różnie. Raz droga była długa i prosta aby za chwilę zmienić się w dużą kałużę.

 

2gttct2.jpg

 

Wczesnym popołudniem dojechaliśmy do Merzougi. Mamy tu swój ulubiony snack-bar prowadzony przez Włochów. Ciężko w to uwierzyć ale można tu dostać zimne piwo w mrożonym  kuflu ;). Nie mogliśmy odmówić sobie tej przyjemności … kilkukrotnie. Przecież tu nikt nie pije alkoholu to Policja nie może mieć alkomatów ;).

 

fx8azb.jpg

 

Po schłodzeniu organizmu kilkoma kuflami zimnego piwka ruszyliśmy w stronę wrót Sahary. Jest to rejon bardzo popularny wśród turystów i dlatego można tu spotkać na każdym kroku „majfrendów”, którzy będą próbowali zaoferować najlepszy i najtańszy nocleg ;).

 

ir2jxh.jpg

 

331fxns.jpg

 

Po przejechaniu przez tą niewielką miejscowość dojechaliśmy do celu czyli wielkiej wydmy Erg Chebbi.

 

m0iu9.jpg

 

2czagcn.jpg

 

Oczywiście każdy chciał wjechać na tę kupę piachu lub przynajmniej zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie.

 

zjy0bo.jpg

 

2u7ty6u.jpg

 

14o7iw2.jpg

 

Po zdobyciu Sahary ruszyliśmy do naszej kazby, z której okien mogliśmy podziwiać wysokie wydmy Sahary. Za nimi była Algieria …

 

30hm2vc.jpg

 

10hp1ch.jpg

 

Po dojechaniu do miejsca noclegu szybko trzeba było się wzmocnić. Wysoka temperatura mocno odwodniła nasze organizmy ;). Nie wiem co jest w tych przyhotelowych parkingach ale zawsze nam sporo czasu zajmuje rozpakowanie się. Może to przez wzmacniające  „energetyki”, które zawsze spożywaliśmy tuż po przybyciu do docelowego miejsca …

 

2eat81z.jpg

 

2rbz034.jpg

 

Zachód słońca na Saharze jest piękny. Jak do tego doda się szklaneczkę whiskey i doborowe towarzystwo to zawsze zapowiada wyśmienity wieczór.

 

bhaibk.jpg

 

Nasza kazba była zbudowana w stylu regionalnym.

 

655175.jpg

 

8z2vxe.jpg

 

Wieczorem, Gospodarze uczcili naszą wizytę występem lokalnych muzyków. Śpiewy trwały długo. Transowy rytm wybijany przez Tuaregów sprawił, że atmosfera była niewiarygodna.  Poczuliśmy klimat Sahary !

 

xu7ts.jpg

 

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 5 – czwartek (450km)

 

Tak jak zachód, tak i wschód słońca na Saharze robi potężne wrażenie. Zwłaszcza gdy się ma z okien pokoju widok na niekończące się wydmy. To jest magiczne miejsce. Dodatkowo już od samego rana robiło się ciepło. Jednak nie ma co się dziwić. To już jest 800 km na południe od wybrzeża morza Śródziemnego. Tak będzie co najmniej do samego wybrzeża Oceanu Atlantyckiego. W planie mieliśmy do przejechania sporo kilometrów. Na szczęście południe Maroka charakteryzuje się bezkresnymi przestrzeniami, przeciętymi długimi i prostymi drogami. Tego dnia mieliśmy zobaczyć Antyatlas. Po śniadaniu ruszyliśmy początkowo przez utwardzone szutry. Tak wygląda droga dojazdowa do naszej kazby.

 

2zgrtdu.jpg

 

2mgmwav.jpg

 

Jadący z przodu Marcin tuz przed zjazdem na asfalt postanowił jeszcze spróbować swoich sił w tzw. cięższym off-ie. Zjechał z utwardzonej drogi i niestety po kilku metrach zaliczył glebę. Skutkiem tego była strata kilku akcesoriów. Stwierdziliśmy, że beemka odrzuca nieoryginalne gadżety ;).

 

qn44tu.jpg

 

Na szczęście nie popsuło to humoru Marcinowi … Gorzej było ze śródstopiem  :sad .
Po chwili przymusowego serwisu ruszyliśmy dalej i w pierwszym napotkanym sklepiku uzupełniliśmy zapasy płynów.

 

sxkpog.jpg

 

Szybko dojechaliśmy do miejscowości Risani gdzie zatankowaliśmy motki. Niestety paliwa nie wystarczyło dla wszystkich. Z taką sytuacja spotkaliśmy się pierwszy raz … Jednak za kilkadziesiąt kilometrów była kolejna stacja paliw.

 

34j3rdc.jpg

 

Następnie ruszyliśmy na zachód. W tym rejonie już jest bardzo mały ruch, a niekończące się przestrzenie robią niesamowite wrażenie.,

 

2hx9289.jpg

 

35ddd3t.jpg

 

30hvfxd.jpg

 

ac9zt1.jpg

 

2lveipk.jpg

 

30trt3n.jpg

 

Krajobraz znów często się zmieniał.

 

r7jiux.jpg

 

Zaczęły pojawiać się namioty Tuaregów, którzy podróżują po pustyni i jej obrzeżach, zajmując się hodowlą bydła i kóz

 

eq9h68.jpg

 

2klnap.jpg

 

Nawet tak daleko na południu opady deszczu sprzed kilku dni były nadal widoczne. Strumienie przelewały się przez pobliskie drogi.

 

2lid4yc.jpg

 

Gdy dojechaliśmy do kolejnej stacji paliw okazało się, że i tu nie kupimy paliwa. Nigdy nam się to nie przydarzyło lecz byliśmy dobrze przygotowani na taką okoliczność.  Przepompowaliśmy paliwo z Adamowego adwenczera. Jednak to było rozwiązanie czasowe. Zaczęliśmy się zastanawiać jak będzie dalej na południu gdzie stacji jest jeszcze mniej.

 

2prtw0m.jpg

 

Po krótkiej i przymusowej przerwie pojechaliśmy dalej. Najważniejsze, że dobre humory nas nie opuszczały.

 

11mgtb9.jpg

 

Zaczęło robić się coraz ciekawiej. Pojawiły się wielbłądy. One zawsze budzą spore zainteresowanie. Nie mogliśmy odmówić sobie przyjemności zrobienia kilka pamiątkowych fotek z tymi sympatycznymi zwierzakami.

 

o70fh1.jpg

 

2zrffc8.jpg

 

Krajobraz robić coraz bardziej kosmiczny.

 

1zq6feu.jpg

 

xdijw6.jpg

 

2ijs1lg.jpg

 

16h1dtt.jpg

 

1zntlht.jpg

 

Niestety przy kolejnej próbie zatankowania okazało się, że Adam złapał „gwoździa” i tracił dosyć szybko ciśnienie w tylnej oponie. Na to też byliśmy przygotowani.

 

4rs31y.jpg

 

Szybko rozwinęliśmy nasz „warsztat”, a w międzyczasie Grzesiu dostarczał świeże owoce. Opona błyskawicznie została zakołkowana i byliśmy gotowi do dalszej podróży.

 

oaxkro.jpg

Tradycyjna oznaczyliśmy stację naklejką motowyprawową ;).

 

28uu1kz.jpg

 

wgp8v9.jpg

 

Po pewnym czasie Antyatlas pokazał swoje oblicze. Cechuje się rzeźbą zrębową. Zbudowany jest z prekambryjskich i paleozoicznych skał metamorficznych oraz skał osadowych.

 

zl3k20.jpg

 

2njewk.jpg

 

zivq4x.jpg

 

akzlat.jpg

 

33o02vt.jpg

 

2u5w2fn.jpg

 

Gdy dojechaliśmy do wąwozu Draa, ukazała się rozległa dolina w pustynnej scenerii, stanowiąca swoistą podłużną oazę. Stworzona przez przebijającą się przez surowe skały rzekę, której działalność ukazuje się w pełniej krasie naszym oczom.

 

29xzplx.jpg

 

Po drodze mijaliśmy również wioski, ciekawe budynki, bazarki oraz cmentarze, na których miejsce spoczynku było oznaczone śpiczastym kamieniem.

 

b4ymj5.jpg

 

65coax.jpg

 

1znn028.jpg

 

dm7imu.jpg

 

noudg0.jpg

 

9rpwrl.jpg

 

Poza miastem, na zupełnym odludziu, w niewielkim gaju palmowym, który zapewnił nam cień,  postanowiliśmy zjeść obiad. Każdy sobie sporządził ulubione danie ze swoich licznych zapasów.

 

25gebts.jpg

 

Mimo popołudniowej pory robiło się coraz cieplej.

 

21nje5t.jpg

 

20f95pd.jpg

 

30nc4f4.jpg

 

2ztgkd0.jpg

 

Zachodzące słońce uwydatniało kolory. Widoki były przepiękne lecz droga wymagająca. Trzeba było uważać na liczne dziury. Dlatego musieliśmy zwolnić. Choć dzięki temu można było się delektować tymi niesamowitymi widokami.

 

1zp7dkn.jpg

 

t7opac.jpg

 

300h21l.jpg

 

262sfm0.jpg

 

10xwu15.jpg

 

Przed zmierzchem dotarliśmy do miejsca noclegu u znajomego Berbera. Tym razem w basenie była woda i z jej dobrodziejstw nie omieszkaliśmy nie skorzystać ;). Na kolację tradycyjnie podano tajin, a my jak co wieczór popiliśmy go naszą whiskey ;).

 

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 6 – piątek (480km)

 

Tego dnia zaplanowaliśmy najdłuższy etap naszej motowyprawy. Celem był najbardziej oddalony na południe punkt oraz wybrzeże oceanu Atlantyckiego. Ponieważ to już było głębokie południe to temperatura od rana dała o sobie znać. Szybkie śniadanie, pakowanie i ruszamy na południowy-zachód.

 

2r6mn0z.jpg

 

Po paru kilometrach, na pierwszym rozjeździe, patrol Policji zatrzymał prowadzącego, a pozostałym kazał jechać dalej. Nigdy tego nie doświadczyliśmy. Zawsze jeżeli już kontrolowali nas to spisywali wszystkich. Reszta załogi zatrzymała się 200 metrów dalej. Policjant zażyczył sobie paszport, a nie wypełnione naszymi danymi fiszki. Po spisaniu zadał wiele dodatkowych pytań w stylu gdzie jedziemy i ile kobiet jest w grupie ;). Ciekawe po co mu to było … Po kilku straconych minutach pojechaliśmy dalej. Na południe od Antyatlasu krajobraz zmienia się w pustynny. To królestwo dromaderów.

 

mtt4yq.jpg

 

nz44.jpg

 

2s8lqbk.jpg

 

2lihafa.jpg

 

rbz4.jpg

 

Po wczorajszych problemach z paliwem szukaliśmy paliwa w pierwszej napotkanej miejscowości. Niestety nie było w niej stacji ale dostrzegliśmy garaż, w którym można było uzupełnić benzynę w motocyklach o najmniejszych zbiornikach. Przy okazji przymusowego postoju rozdzieliliśmy wśród dzieciaków przywiezione z Polski cukierki. Tylko w ten sposób można zrobić im jakiekolwiek zdjęcia.

 

1z3t99c.jpg

 

3010wee.jpg

 

Po chwili przerwy ruszyliśmy dalej mając nadzieję, że wreszcie znajdziemy stację, w której będziemy mogli kupić paliwo.

 

5zm7au.jpg

 

W kolejnej większej miejscowości próbowaliśmy ponownie zatankować nasze motocykle. Niestety i tu nie było paliwa. To już nie było śmieszne. Olej napędowy był, mieszanka do dwusuwów też. Tylko nigdzie nie było zwykłej 95-tki. Po drugiej stronie ulicy była umiejscowiona druga stacja. Nie widać było tam ruchu ale na wszelki wypadek Mateusz podjechał aby dowiedzieć się czy może tam jest paliwo. Wszyscy obserwowaliśmy go i jego reakcję podczas rozmowy z obsługą. Po minach rozmówców wiedzieliśmy, że nie jest dobrze. Zaczęliśmy zastanawiać się co robić dalej. Nagle zauważyliśmy, że na wspomnianą stację wjeżdża cysterna. Na naszych twarzach pojawił się uśmiech, a nasze serca wypełniła nadzieja ;). Z miejsca postanowiliśmy tam podjechać. Kierowca cysterny potwierdził, że przywiózł benzynę !!! Hurrrraaaaaa !!! Jedziemy dalej. Pełne zbiorniki pozwolą nam dojechać do Oceanu. Tam już powinno być lepiej z paliwem.

 

345deup.jpg

 

16th5s.jpg

 

Na szczęście obsługa zlitowała się nad nami i pozwoliła się zatankować gdy zbiorniki stacji jeszcze były napełniane paliwem z cysterny. Zajęło nam to co najmniej godzinę. Szczęśliwi pojechaliśmy dalej nie zwracając uwagi na rosnącą temperaturę …

 

9qi55f.jpg

 

11c5ts3.jpg

 

125jggl.jpg

Nie przeszkadzało nam nawet gdy czasami natrafiliśmy na remont drogi i przez chwilę musieliśmy zaliczyć szuterki ;).

 

i56fcj.jpg

 

2nhqmoj.jpg

 

2itmt74.jpg

 

Po drodze natrafiliśmy na jakąś uroczystość. Wielu mężczyzn w odświętnych dżalalabijach i obficie skropionych wodą kolońską podążało do meczetu.

 

1pfn5v.jpg

 

Po następnych kilkudziesięciu kilometrach dojechaliśmy do najbardziej oddalonego na południe punktu naszej motowyprawy.

 

2hmdok1.jpg

 

214711g.jpg

 

Tu musieliśmy zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie.

 

24mdrwj.jpg

 

vncgvm.jpg

 

fz6t01.jpg

 

w0t5xz.jpg

 

Z czasem przed nami ukazał się ostatni łańcuch gór, które musieliśmy pokonać aby dojechać do wybrzeża.

 

avoto8.jpg

 

Kolory znów zaczęły się zmieniać. To zawsze robi niesamowite wrażenie. Bardzo różnorodny jest ten kraj …

 

53lrfk.jpg

 

5fnscm.jpg

 

i22elv.jpg

 

Ocean przywitał nas spadkiem temperatury do dwudziestu paru stopni C. Brrrr. Zimnica ;).

 

efrrs.jpg

 

70dtns.jpg

 

Od razu skierowaliśmy się w kierunku plaży Legzira. która słynie przede wszystkim z olbrzymich czerwonych skalnych łuków, które dzielą ją w kilku miejscach. Łuki wychodzą z klifowego wybrzeża, przechodzą przez plaże i wrzynają się w Atlantyk. Pozostawiliśmy motki na parkingu i poszliśmy w stronę tych niesamowitych formacji.

 

9htldi.jpg

 

zlrb4l.jpg

 

sffr50.jpg

 

f4bib.jpg

 

W promieniach zachodzącego słońca zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie.

 

30c12xh.jpg

 

2hgy4xt.jpg

 

o0xero.jpg

 

211ma9z.jpg

 

Po spacerze udaliśmy się do jednej z knajpek zlokalizowanych na samej plaży aby zjeść kolację. Jak Ocean to tylko rybka ;). Zawsze to jakaś odmiana po tradycyjnym tajinie.
Po obfitym posiłku już po ciemku ruszyliśmy w stronę hotelu, do którego mieliśmy ok. 20 km. Wieczorem tradycyjnie nie obyło się bez nocnych rozmów polaków.

 

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 7 – sobota (420km)

 

Od tego miejsca zaczyna się nasz powrót. Czekał nas długi dzień z przejazdem przez kręte drogi gór Atlasu. Wstaliśmy wcześniej, spakowaliśmy się i odebraliśmy motocykle z garażu. Było zbyt rano aby decydować się na śniadanie. Postanowiliśmy posilić się po drodze. Skierowaliśmy się na północ. Celem był Marakesz ;).

 

rw8bb7.jpg

 

Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów wzdłuż wybrzeża odbiliśmy na wschód aby ominąć Agadir. Zrobiło się bardzo gorąco. Kilometry dosyć szybko mijały, a głód przypomniał, że należy pomyśleć o przerwie.  Nie znaleźliśmy nic ciekawego. Dlatego  zdecydowaliśmy się zatrzymać na stacji paliwowej, przy której znajdował się mały sklepik. Zamówiliśmy napoje chłodzące i pieczywo. Po krótkiej rozmowie okazało się, ze można tam kupić jajka. Dodatkowym atutem była możliwość ich ugotowania. To już był pełen wypas. Jajka na twardo to dla nas rzadko spotykany w tych rejonach rarytas. Obsługa natychmiast wyniosła nam stoliki i krzesełka. Zasiedliśmy tuz obok dystrybutorów z paliwem jak w restauracji, a stoły natychmiast zapełniły się tym co jeszcze posiadaliśmy w naszych kufrach. Dawno już nie jedliśmy takiego śniadania … kiełbasa, puszki, jajka, a nawet sól.

24gukq9.jpg

 

20tosqe.jpg

 

Po obfitym śniadaniu ruszyliśmy w stronę gór. Temperatura była bardzo dokuczliwa. Liczyliśmy na to, że w górach zrobi się chłodniej, a zarazem przyjemniej.

 

sg4efb.jpg

 

Po następnych kilkudziesięciu kilometrach zobaczyliśmy ponownie Atlas. Tym razem średni. Na widok tak wysokich gór od razu poprawiły się nam humory. Można było się spodziewać wielu fantastycznych widoków.

 

2wquzgy.jpg

 

1zn30c1.jpg

 

Po drodze mogliśmy podziwia opisywane w przewodnikach kozy, które potrafią chodzić po drzewach. To było zaskakujące ;).

 

29wo2lj.jpg

 

Atlas to przede wszystkim różnorodność kolorów. Przy każdym przejeździe przez to pasmo gór nie możemy się nadziwić co potrafi dokonać natura.

 

14vpe3c.jpg

 

Ku naszemu zaskoczeniu temperatura nie malała i trzeba było częściej się zatrzymywać aby uzupełnić płyny.

 

2d6tkxf.jpg

 

289yal3.jpg

 

Z każdym przejechanym kilometrem widoki zachwycały.

 

wwb2mq.jpg

 

2r521.jpg

 

4fxwjn.jpg

 

2qn2n1t.jpg

 

29ysjle.jpg

 

Aby dłużej móc się nimi zachwycać tradycyjny zatrzymaliśmy się przy „restauracji” Cafe Sunset ;). Z tarasu podziwialiśmy właśnie przejechaną drogę.

 

2vanyj9.jpg

 

Jednak to nie był jeszcze najwyższy punkt dzisiejszego odcinka. Pokonywaliśmy kolejne zakręty powoli wznosząc się coraz wyżej.

 

ebcwt2.jpg

 

W pewnym momencie zza zakrętu wyłonił się niski budynek, który jednocześnie był restauracja i sklepem z pamiątkami. Oznaczało to, że dojechaliśmy do przełęczy Tizi n Test – 2100 mnpm.

 

vx2reg.jpg

 

nbxfur.jpg

 

Na szybie knajpki tradycyjnie nakleiliśmy kolejną naklejkę motowyprawową.

 

rsr4ts.jpg

 

W czasie kilku minut przerwy nie mogło zabraknąć pamiątkowych zdjęć.

 

2me8pdi.jpg

 

Od tego momentu zjeżdżaliśmy w dół … przez kilkadziesiąt kilometrów. Mnóstwo zakrętów,  przepiękne widoki. Nie wiadomo co lepsze. Wydawało się, ze ta zabawa nigdy się nie skończy.

 

14azgb8.jpg

 

x6dafr.jpg

 

2rnv9di.jpg

 

359hmk3.jpg

 

2vmiqfn.jpg

 

2ikaat4.jpg

 

jgqtro.jpg

 

ael2cj.jpg

 

Nie zauważyliśmy kiedy teren zrobił się płaski, a przed nami ukazała się wielka metropolia jaką jest Marakesz. Tu już można było odczuć przepych i obecność króla, który posiada również w tym mieście swoje pałace.

 

w71tlf.jpg

 

122jcxj.jpg

 

Dosyć szybko dojechaliśmy do naszego ulubionego hotelu tuż przy samej Medinie. Nasz stary znajomy kelner natychmiast nas rozpoznał i przyniósł zimne piwo. Poczuliśmy się jak w raju ;).

 

2h7048g.jpg

 

Po szybkim opróżnieniu dwóch butelek piwa i odświeżeniu ruszyliśmy w stronę Mediny. Postanowiliśmy zwiedzić plac Jamaa El Fna - największy plac w marakeszeńskiej medynie, a zarazem największa atrakcja turystyczna miasta. Od 2001 roku wpisany wraz całym zabytkowym centrum Marrakeszu na listę światowego dziedzictwa UNESCO. W 2001 roku przestrzeń kulturowa placu została proklamowana Arcydziełem Ustnego i Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości, a w 2008 roku wpisana na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Miejsce kultowe dla turystów gdzie można zjeść ciekawe potrawy i kupić afrykańskie pamiątki nie tylko z Maroka.

 

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 8 – niedziela (250km)

 

W drodze przez Atlas oraz podczas zwiedzania Marrakeszu dokuczała nam bardzo wysoka temperatura. Termometr wskazywał ponad 30 stopni C. Dodatkowo pojawiły się problemy żołądkowe. Dlatego zrezygnowaliśmy z powrotu w góry i udaliśmy się prosto nad Ocean. Mieliśmy nadzieję, że Essaouirze – mieście portowym, temperatura spadnie i będziemy mogli wypocząć na plaży. Dystans na ten dzień to 250 km. Prosta droga, bez wzniesień i ciekawych zakrętów zachęcała do szybkiej jazdy. Tego dnia o dziwo zanotowaliśmy nowy rekord temperatury na tym wyjeździe – 38 st. C. Dlatego musieliśmy częściej uzupełniać płyny.

 

vrfs49.jpg

 

2ed41tu.jpg

 

Wczesnym popołudniem dojechaliśmy do naszego hotelu, który wprost tonął w kwiatach. Zapowiadał się udany dzień.

 

23rspok.jpg

 

35hr7v4.jpg

 

 

23uv1g1.jpg

 

2igjadg.jpg

 

W recepcji przywitała nas młoda i uśmiechnięta dziewczyna. Po rozpakowaniu oraz odświeżeniu udaliśmy się na pobliską plażę, która okazała się bardzo długa i szeroka. Zachęcała do relaksu. Tylko uważać należało na naturalne pływy oceanu. W ciągu kilku godzin ocean może pochłonąć kilka metrów plaży. Mimo tego to jest bardzo popularne miejsce wypoczynku dla turystów oraz tubylców. Zapewne dlatego, że wzdłuż plaży znajdowały się liczne hotele.

 

oirs74.jpg

 

v2ze5i.jpg

 

2433sb6.jpg

 

W pobliżu plaży można było dostrzec ciekawie poubieranych ludzi. Kobiety prezentowały interesujące trendy w modzie ;).

 

o7raci.jpg

 

30j77k7.jpg

 

35kihrl.jpg

 

2wezxps.jpg

 

11ln8f4.jpg

 

2vv5p34.jpg

 

mtunf4.jpg

 

Idąc plażą dotarliśmy do portu, który w średniowieczu był dość ważnym miejscem handlu, które przechodziło z rąk do rąk. W XVI wieku miasto zdobyli Portugalczycy i to oni zapoczątkowali budowę fortecy, której mury  można podziwiać na starym mieście. W kolejnych latach budowę kontynuowali władcy arabscy, którzy panowali na tych terytoriach. Od XIX wieku na wskutek zmian szlaków handlowych miasto popadało powoli w zapomnienie. W ostatnich latach przypomnieli sobie o nim turyści. Dla nas Essaouira miała być odpoczynkiem po hałaśliwym Marrakeszu. Jak na miasto portowe przystało, najważniejszym punktem miasta jest właśnie port. Nadal czynny, codziennie wypływają stąd na połowy dziesiątki, jeśli nie setki mniejszych i większych łódek. Gdy wszystkie są w porcie stanowią barwny element krajobrazu.

 

2n6vsll.jpg

 

o0z7o7.jpg

 

2nkia8i.jpg

 

2yo3gx1.jpg

 

Stąd udaliśmy się do medyny. Okalają ją mury, na których od strony oceanu zachowały się jeszcze resztki armat.

 

10wofeu.jpg

 

2hxrbps.jpg

 

1zm2hx1.jpg

 

Okazało się, że to jest bardzo ciekawe i hipsterskie miasto, które zaczyna być modne nie tylko wśród turystów.

 

28rpcup.jpg

 

24govbm.jpg

 

2e6cyn5.jpg

 

2e30rhj.jpg

 

246w0f5.jpg

 

2d93hgo.jpg

 

34nsl7k.jpg

 

Wieczorem przekonaliśmy się dlaczego Essaouira określana jest mglistym miastem. Od strony Oceanu nadchodziła mgła, która spowijała miasto.
Tu już odczuwaliśmy zmęczenie i trudy podróży. Zaczęliśmy tęsknić za rodzinami i domem.

 

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 9 – poniedziałek (370km)

 

Ostatnie dni motowyprawy do Maroka staramy się tak organizować aby było więcej czasu na wypoczynek. Ten końcowy tysiąc kilometrów przebiega dosyć łagodnie. Dlatego tego dnia w planach mieliśmy trasę wzdłuż wybrzeża i dojechanie do Casablanki. Parę kilometrów za Essaouirą odbiliśmy z drogi głównej na tą mniej uczęszczaną, a biegnącą wzdłuż wybrzeża oceanu. Droga do El Jadidy jest ciekawa i spokojna. Czasami się wznosi i dosyć często wije się wzdłuż licznych klifów. Tu na szczęście było już chłodniej. Lekka bryza powodowała, że jazda była przyjemniejsza.

 

152df79.jpg

 

2lv0gg0.jpg

 

2vvqnwi.jpg

 

ifncd3.jpg

 

Podczas kolejnego tankowania zauważyliśmy, że Mariuszowi pękł dodatkowy błotnik tylnego koła. Po raz kolejny jego gees odrzucił nieoryginalne akcesoria ;).

 

2lm3nrq.jpg

 

Przy stacji znajdowała się tłocznia oleju z oliwek. Musieliśmy ją zwiedzić ;). Niestety nie było możliwości zakupu świeżego oleju.

 

nyydr6.jpg

 

Po chwili odpoczynku pojechaliśmy dalej.

 

2yki2bb.jpg

 

2a7bvih.jpg

 

29ypdkx.jpg

 

1zlxgg9.jpg

 

Wybrzeże stawało się coraz bardziej dzikie, a ruch coraz mniejszy. Ponieważ zaczęliśmy odczuwać spadek temperatury (z 30 na 20 st.C) zatrzymaliśmy się aby cieplej się ubrać.

 

rbl2rt.jpg

 

Ponieważ Adam zgłaszał, że nadal traci ciśnienie w tylnej oponie postanowiliśmy zatrzymać się w najbliższym zakładzie wulkanizacyjnym. Niestety w tym regionie nie ma ich zbyt wiele. To jest urok mniej uczęszczanych dróg. Na szczęście po kilkudziesięciu kilometrach  znaleźliśmy „zakład” w przydrożnym garażu. Postanowiliśmy oddać koło Adama „profesjonalistom”.

 

25g9mv4.jpg

 

Ponieważ nie zapowiadało się, że usługa zostanie wykonana ekspresowo w międzyczasie skonsumowaliśmy lunch.

 

23lmees.jpg

 

Mijały kolejne kwadranse, a naprawa trwała w najlepsze.

 

200wpdz.jpg

 

Adam cały czas kontrolował długi proces.

 

oshpuo.jpg

 

A my świetnie się bawiliśmy obserwując ruch w tym sennym miasteczku gdzieś na południowym-zachodzie tego pięknego kraju …

 

ebes04.jpg

 

Po prawie dwóch godzinach ruszyliśmy dalej na północ.

 

zko3r4.jpg

 

Gdy dojechaliśmy do El Jadidy, zdecydowaliśmy się zjeść u znajomego jordańczyka pieczone kurczaki oraz falafele czyli smażone kulki lub kotleciki z przyprawionej ciecierzycy bądź bobu z sezamem. Jest to bardzo popularna w krajach arabskich wegańska potrawa.

 

2dlrm7l.jpg

 

Dalej było już mniej ciekawie. Przed Casablanką ruch się wzmógł, a droga oddaliła się od oceanu. Przed wieczorem dotarliśmy do hotelu w pobliżu tego jednego z największych miast w Maroku. Tym razem impreza zaczęła się na parkingu i kilka godzin później się tam zakończyła ;).

 

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 10 – wtorek (300km)

 

To była długa noc. Spędziliśmy ją na parkingu hotelowym przy akompaniamencie muzyki snującej się z GTL-a Jackowego. Rozmów nie było końca. Wspominaliśmy te wszystkie dni, które wspólnie spędziliśmy na podróżowaniu po tym pięknym kraju. Rano zobaczyliśmy pole bitwy. Nie było lekko … ;).

 

r21gns.jpg

 

Hotel był spokojny i oferował wiele możliwości odpoczynku. Dlatego po śniadaniu skorzystaliśmy z hotelowego basenu. Nie śpieszyliśmy się. To miał być spokojny dzień.

 

24cxh0h.jpg

 

Po wypoczynku ruszyliśmy w stronę centrum Casablanki. Tradycyjnie odwiedziliśmy Meczet Hassana II, który jest trzecim co do wielkości obiektem sakralnym na świecie. W głównej sali modlitewnej mieści się aż 25 tysięcy wiernych, a na rozległym dziedzińcu – kolejne 80 tysięcy wiernych.

 

34xnqfp.jpg

 

10dz8sn.jpg

 

Casablanka mocno nas zmęczyła swoim ruchem ulicznym. Jest głównym ośrodkiem przemysłowym i kulturalnym oraz największym portem morskim Maroka. Jest to także największe miasto w Maghrebie. Dlatego wyjechaliśmy jak najszybciej z tej olbrzymiej aglomeracji. Do Asillah dojechaliśmy wczesnym popołudniem. Hotel znajdował się nad samym Oceanem ale również posiadał basen. Zapowiadało się przyjemne popołudnie ;).

 

2ypbvhx.jpg

 

4jm5gi.jpg

 

Po chwili ruszyliśmy w stronę medyny, do której prowadził szeroki trotuar usytuowany wzdłuż piaszczystej plaży.

 

21n1dat.jpg

 

2922nev.jpg

 

2w50ox0.jpg

 

2m5mslx.jpg

 

11qqmvp.jpg

 

opzgyd.jpg

 

Przed murami starego miasta rozsiedliśmy się przy stolikach małej knajpki aby posilić się przed zwiedzaniem tego klimatycznego małego, malowniczo położonego miasteczka.

 

o7limh.jpg

 

sbo7xe.jpg

 

Mieliśmy wrażenie ze czas trzymany w rękach artysty stanął w miejscu.

 

330vgxk.jpg

 

14o946t.jpg

 

14avi3r.jpg

 

Tradycyjnie zaopiekował się nami kolejny majfrend, który zaoferował nam jedyne w swoim rodzaju i najbardziej oryginalne pamiątki ;).

 

358qhon.jpg

 

wlf33d.jpg

 

Spacer po ciasnych i wyludnionych uliczkach był bardzo ciekawym doznaniem.

 

2m6lwu1.jpg

 

261j11f.jpg

 

21350f8.jpg

 

1z4bvxi.jpg

 

3wl5f.jpg

 

wv7hnl.jpg

 

xom5o1.jpg

 

2w5r14i.jpg

 

2dk0l5c.jpg

 

Czuć było artystyczny klimat. To był nasz ostatni wieczór w Maroku i Afryce. Żal było wracać do hotelu …

 

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 11 – środa (300km)

 

Ostatnia noc była bardzo spokojna. Chyba już wszyscy myślami byli w Europie. Może też dlatego, że musieliśmy wstać bardzo wcześnie rano. Z powodu rezerwacji biletów powrotnych na godzinę 16.30, musieliśmy wyjechać jeszcze przed wschodem słońca. Za drobną dopłatą pracownicy hotelu przygotowali nam śniadanie i zostawili w recepcji. Do granicy mieliśmy tylko 110 km. Po godzinie dojechaliśmy do wybrzeża morza Śródziemnego. Ostatnie kilometry przed Ceutą to przede wszystkim mnóstwo zakrętów z widokiem na morze. To był moment gdy wstawało słońce i zobaczyliśmy oddalone o kilkanaście kilometrów wybrzeże Europy. Łezka w oku się zakręciła. Uświadomiliśmy sobie, że koniec naszej przygody jest bliski … Na granicy rozbudziliśmy pograniczników, którzy jeszcze spali z głową na klawiaturze w swoich małych budkach. Nie byli zadowoleni, że ich zbudziliśmy i bardzo ospale nas obsługiwali. Po trzech kwadransach byliśmy już na terytorium Hiszpanii. Czas nas gonił. Do portu wjechaliśmy w ostatniej chwili. Zakup biletów i szybko wjeżdżamy na prom. Na pokładzie powietrze z nas zeszło. Huuuurrrrraaaaa … zdążymy !!! Około godziny 11, byliśmy już w Europie. Jacek tradycyjnie ucałował ziemię i ruszyliśmy w stronę hotelu.

 

af8olv.jpg

 

Do Malagi dojechaliśmy przed 13 gdzie w tempie ekspresowym spakowaliśmy motocykle.

 

2zthswl.jpg

 

a583nl.jpg

 

2rc7vh3.jpg

 

6nqq6a.jpg

 

de8adk.jpg

 

Cała ekipa po krótkich pożegnaniach wsiadła do taksówek i udała się na lotnisko.

 

157ixc5.jpg

 

My z Kasią dokończyliśmy mocowanie motocykli i pakowanie sprzętu. Ekipa tego dnia wieczorem dotarła do chłodnej Polski. My zaś 3 dni później. Ojczyzna przywitała nas temperaturą 2 st. C. Czyli w ciągu tygodnia odczuliśmy spadek o ponad 30 st. C. Nie było łatwo to przeżyć ;).
Dziękuje całej ekipie za wspaniałą atmosferę. Bawiliśmy się wyśmienicie. To były niezapomniane chwile.

 

Wszystkich zainteresowanych przygodą na czarnym lądzie zapraszam w przyszłym roku na kolejną motowyprawę do Królestwa Maroka !!!

 

15pjt53.jpg

 

Podsumowanie:
Długość trasy (początek i koniec w Maladze): 3700 km
Ilość dni w Maroko: 11
Najkrótszy odcinek: 235 km
Najdłuższy odcinek: 475 km
Najniższy punkt: 20 mnpm
Najwyższy punkt: 2680 mnpm
Koszty (na osobę):
- prom – 110 euro (motocykl + kierowca przy zakupie w obie strony)
- noclegi – 250 euro
- paliwo – 180 euro
- jedzenie – 110 euro
Ceny:
- benzyna bezołowiowa 95 – 0,8 euro/l
- Balantines – 10 euro/1l (prom)
- piwo w restauracji – 2-3 euro/0,2l
- obiad w knajpce 6-8 euro
- okulary Rayban (good copy) – 10 euro
- zegarek typy Breitling, Mont Blanc, Omega  (good copy) – 20-30 euro

 

Koniec …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.