Skocz do zawartości

Gambia 03.2016


PawełS

Rekomendowane odpowiedzi

Prolog

 

Gambia chodziła nam po głowie od 2 lat. Zainteresowaliśmy się tym krajem gdy tam dotarły pierwsze polskie ekipy. Kierunek okazał się bezpieczny, a my za każdym razem będąc w Maroko z zaciekawieniem patrzyliśmy w stronę południa.  Dlatego wiosną zeszłego roku podjęliśmy decyzję o organizacji motowyprawy do Gambii. Dosyć szybko zebraliśmy skład i ustaliliśmy termin wyjazdu na koniec lutego. Plan zakładał szybki przejazd przez Maroko, Saharę Zachodnią, Mauretanię i Senegal. W Gambii mieliśmy eksplorować tereny wzdłuż rzeki o tej samej nazwie, które obfitowały w różnej maści ptactwo oraz zwierzynę znaną nam tylko z ogrodów zoologicznych.
Tradycyjnie ekipa przyleciała samolotem dzień wcześniej do Malagi. Pogoda w Polsce nie rozpieszczała.

 

27zvwgz.jpg

 

Motocykle przygotowane stały pod hotelem. Po odebraniu ekwipunku oraz okolicznościowych koszulek, wszyscy pełni adrenaliny przed wyjazdem udali się na spoczynek. Następnego dnia z samego rana mieliśmy ruszyć do Afryki.

 

33dbbix.jpg

 

Dzień 1 – 28.02.2016 (niedziela) – 770 km

 

Słońce w Hiszpanii wstaje prawie dwie godzimy później niż w naszym kraju. Dlatego nie było łatwo wstać o 7 rano gdy na zewnątrz jest jeszcze ciemno.

 

1zdaftf.jpg

 

Niestety plan był ambitny i musieliśmy rano wyjechać. Przecież czekała nas przeprawa promowa przez morze Śródziemne i odprawa graniczna w Maroko. Z chłopakami byliśmy umówieni tuż za Malagą u Marka, który ma fajny apartamencik w tej ciekawej okolicy. Ekipa stawiła się punktualnie.

 

2lj6tm1.jpg

 

Szybko się przywitaliśmy i ruszyliśmy w stronę portu w Algeciras.

 

scqd6h.jpg

 

Do portu mieliśmy 100 km. Postanowiliśmy jechać darmowymi autostradami. Tak, tak …. darmowymi. W Hiszpanii autostrady są płatne i darmowe  :smile . Choć te darmowe potrafią być usiane rondami … W ten sposób zaoszczędziliśmy kilkanaście euro, które można było spożytkować w sklepie wolnocłowym na promie. Do portu dojechaliśmy z odpowiednim zapasem czasu aby kupić bilety i ustawić się w kolejce na prom.

 

9ji2a0.jpg

 

Niestety Markowi S. wydano błędny bilet i musiał się wrócić do kasy  :sos . Nerwowo oczekiwaliśmy na jego powrót. Na szczęście wyrobił się w czasie i już wspólnie wjechaliśmy na prom. Na promie wykonaliśmy ostatnie połączenia z rodzinami i zakupiliśmy napoje rozweselające na długie wieczory  :drinking .

 

do6w48.jpg

 

Pożegnaliśmy Europę i charakterystyczną górę Tarika leżącą na terytorium Gibraltaru.

 

2554dqr.jpg

 

Po chwili ujrzeliśmy czarny ląd, który jest oddalony o kilkanaście kilometrów od starego kontynentu.

 

14b3g9k.jpg

 

Przeprawa się przedłużyła. Nie wiemy z jakiego powodu. Staliśmy na redzie prawie godzinę. Niestety oznaczało to, że plan zaczął się sypać … Dodatkowo przy wyjeździe z promu w czasie kontroli dokumentów, Marek S. nie utrzymał motocykla i oparł go na sprzęcie Adama … Dzięki tej figurze stracił prawe lusterko  :diabel .  Sporo niefarta jak na pierwsze godziny naszej motowyprawy. Na szczęście odprawa po stronie marokańskiej poszła bardzo sprawnie.

 

2yn1is0.jpg

 

Tuż przy granicy wymieniliśmy walutę. Po przejechaniu kilku kilometrów wpadliśmy na autostradę i zapieliśmy najwyższe biegi aby nadrobić zaległości. Zatrzymywaliśmy się tylko na tankowanie.

 

142y89i.jpg

 

Niestety po drodze złapał nas kilka razy przelotny deszcz. Temperatura też nie była najwyższa. Choć w porównaniu z aurą w naszym kraju nie można było narzekać. Robiło się ciemno. Do Marrakeszu dojechaliśmy już po zmroku. Szybko zabukowaliśmy się w hotelu zlokalizowanym niedaleko mediny i po chwili ruszyliśmy na zwiedzanie tego kultowego miasta.

 

swfnyh.jpg

 

24o52rl.jpg

 

O dziwo serce mediny czyli plac Jamma El Fnaa był opustoszały. Kramy wraz z głośnymi sprzedawcami zwijały się i nie mogliśmy nacieszyć oczu widokiem tętniącego życiem głównego targowiska starego miasta.

 

v2qq39.jpg

 

zwi8a0.jpg

 

f2uyq.jpg

 

4g6ps5.jpg

 

2q19mp0.jpg

 

Po zaspokojeniu głodu w rodzinnej restauracji o nic nie mówiącej nazwie KFC, postanowiliśmy wrócić do hotelu gdyż następnego dnia czekało nas ponad 800 km …

 

210acnc.jpg

 

Po dotarciu do hotelu zrobiła się gorąca atmosfera ;).

 

6f5xuf.jpg

 

Długo jeszcze rozmawialiśmy o odczuciach pierwszego dnia. Marrakesz zawiódł nas pustkami na ulicach. Po rozmowie z obsługa hotelową okazało się, że sprawcą tego była niska temperatura oraz niedziela, w którą zawsze jest mniejszy ruch. W oczekiwaniu na kolejne przygody poszliśmy spać.

 

Dzień 2 – 29.02.2016 (poniedziałek) – 870 km

 

Pierwsza noc przebiegła dosyć spokojnie. Może nie trwała zbyt długo ale wszyscy punktualnie stawili się na śniadaniu. Oznaczało to, że ekipa jest zdyscyplinowana i zmotywowana do poważnych wyzwań jakie nas czekały … Pogoda na szczęście się poprawiła i rano przywitało nas słońce. Najedzeni, szybko się spakowaliśmy. Przy okazji  sprawdziliśmy stan naszych osiołków.

 

21cb38n.jpg

 

2cdjp6e.jpg

Ustawiliśmy się przed hotelem, zrobiliśmy pamiątkowa fotę i ruszyliśmy dalej.  Celem była stolica Sahary Zachodniej czyli Al-Ajun.

 

25jimao.jpg

Za Marrakeszem postanowiliśmy uzupełnić paliwo. Po zatankowaniu motków naszym oczom ukazało się zaśnieżone pasmo górskie czyli majestatyczny Atlas.

 

fwox36.jpg

Nie zdziwiło nas, że szczyty nadal były białe. Przecież to najwyższe pasmo górskie w Afryce. Rozciąga się na przestrzeni ponad 2000 km od wybrzeży Oceanu Atlantyckiego po Zatokę Kabiską na Morzu Śródziemnym. Najwyższym szczytem jest Dżabal Tubkal (4167 m n.p.m.). Niestety widok ten oznaczał, że w czasie pokonywania tego łańcucha gór, odczujemy niższą temperaturą.

 

28aj9jb.jpg

 

Wspięliśmy się na wysokość 1300 m.n.p.m. Temperatura spadła poniżej 10 0 C. Tam musieliśmy cieplej się ubrać. Na szczęście widoki rekompensowały nam chłód. Atlas zawsze potrafi wzbudzać emocje. Po kilkudziesięciu kilometrach zjechaliśmy z gór i od razu temperatura wzrosła. Na parkingu musieliśmy zdjąć wszystko to co założyliśmy na górze.

 

ncxs9v.jpg

 

W międzyczasie zauważyliśmy, że ów parking jest także miejscem do prac serwisowych wszelkiej maści pojazdów. Przecieraliśmy oczy ze zdumienia jak poważne remonty można wykonywać pod gołym niebem z dala od autoryzowanych serwisów  :mur .

 

kd6h55.jpg

 

2hf7zo3.jpg

 

Przy czym „mechanicy” nic sobie nie robili z przepisów BHP i zagrożenia jakie im grozi …

 

25g89lk.jpg

 

Nie chcąc im przeszkadzać, ruszyliśmy dalej. Z każdym przejechanym kilometrem robiło się cieplej. Temperatura wreszcie zaczęła oscylować wokół 20 0 C. Widoki też czarowały nas swoim klimatem.

 

2nhzxi1.jpg

 

2db46et.jpg

 

sghi7b.jpg

 

5xybq.jpg

 

Pojawiła się również niespotykana dotąd roślinność.

 

2epsn5i.jpg

 

Między innymi ze względu na temperaturę coraz częściej robiliśmy sobie przerwy.

 

1zydn5l.jpg

 

Jak to zazwyczaj bywa aby wykonać ciekawe foty trzeba zjechać z głównej drogi. często potem nie łatwo jest powrócić na asfalt … zwłaszcza takim potworem jakim jest BMW K1600 GTL  :diabel . Jednak w naszym team’ie zawsze można liczyć na pomoc życzliwych kolegów  :lol: .

 

w1ug4.jpg

Wczesnym popołudniem zatrzymaliśmy się na obiad.

 

2yyt7dg.jpg

 

adc0mo.jpg

 

Tego dnia zjedliśmy pierwszego tadżina, który jest tradycyjną marokańską potrawą, przygotowywaną w naczyniu o tej samej nazwie.

 

2cp58r5.jpg

Nie mogliśmy również się oprzeć marokańskiej sałatce, która jest idealnym starterem przed czymś bardziej treściwym..

 

2nkv13d.jpg

Nie mogło również zabraknąć berber whiskey czyli marokańskiej miętowej herbatki zwanej również potocznie marocan tee mint. Oczywiście podano ją nam zgodnie z odwiecznym rytuałem czyli polano z odpowiedniej wysokości aby napowietrzyć i schłodzić ten regionalny napój.

 

k56qt.jpg

 

Było już niestety późno, a pozostało jeszcze ponad 400 km. Musieliśmy się szybko zebrać i zwiększyć tempo. Droga zbliżyła się do wybrzeża. Zaczął dokuczać nam silny wiatr. Niestety pojawiły się zapowiadane kontrole Policji. Zabierało nam to cenne minuty. Oczywiście byliśmy przygotowani i mieliśmy wydrukowane fiszki, które zastępują dokumenty. Ostatnie kilometry pokonywaliśmy po ciemku. Z powodu zalegającego piachu na drodze musieliśmy zwolnić. Piaszczyste wydmy wdzierały się na asfalt walcząc o każdy metr tej nieprzyjaznej dla kierowców ziemi … Na teoretycznej granicy marokańsko-saharyjskiej zaliczyliśmy kolejne dwa check-pointy oddalone od siebie i kilkaset metrów. Musieliśmy odpowiedzieć na wiele dziwnych pytań. Widać, że mają się tu czego obawiać. My jednak byliśmy już zmęczeni i chcieliśmy jak najszybciej dojechać do hotelu. Na szczęści mundurowi znali nasze miejsce noclegu i po kilkunastu minutach pozwolili jechać dalej. Do hotelu dojechaliśmy po kilkunastu minutach. Mieścił się w starszej części miasta, które nie wyglądało zbyt ciekawie. Z resztą hotel podobnie … na szczęście koleś z recepcji był bardzo miły i doskonale mówił po angielsku. Zapewnił, że nasze motocykle są zupełnie bezpieczne, a dla pewności będzie je dodatkowo pilnował jego „frend”. Zapewniał nas również, że hotel dysponuje monitoringiem choć nie wiadomo czemu nie potrafił nam pokazać monitora z obrazem z kamer . Szybciutko zajęliśmy pokoje i nastąpiła wieczorna konsumpcja …

 

aac4tv.jpg

 

Tym razem trwała dłużej … chyba dlatego, że dzień obfitował w dużo większą ilość wrażeń  :) .

 

CDN ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pięknie to wygląda!

Nie jest ciężko poruszać się w takiej dużej kolumnie motocykli?

 

Z niecierpliwością czekam na więcej!

 

PS Pawle, może dałbyś się skusić na uzupełnienie jakiś informacji o Gambii w kontekście motocyklistów? http://wiki.allriders.pl/index.php?title=Gambia

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pięknie to wygląda!

Nie jest ciężko poruszać się w takiej dużej kolumnie motocykli?

 

Z niecierpliwością czekam na więcej!

 

PS Pawle, może dałbyś się skusić na uzupełnienie jakiś informacji o Gambii w kontekście motocyklistów? http://wiki.allriders.pl/index.php?title=Gambia

 

Jeździłem w większych grupach.

Wszystko zależy od ekipy i ... doświadczenia prowadzącego :blush: .

Co do Wiki to chętnie uzupełnię informacje dotyczące nie tylko Gambii ale również Senegalu, Mauretanii i Maroka.

Tylko muszę znaleźć odrobinę czasu ...

Ale obiecuje, że coś napisze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piękne zdjęcia, to się nazywa egzotyka!

Te motocykle to wynajęte na miejscu czy dostarczone jakoś z Polski?

 

Motocykle są nasze ... najlepiej się na nich czujemy ;).

Wozimy je do Malagi skąd startują wszystkie nasze motowyprawy.

Szczegóły znajdziesz na mojej stronie: www.motowyprawy.com.pl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 3 – 01.03.2016 (wtorek) – 840 km

 

Tym razem pobudka była odrobinę trudniejsza. Niektórym dłużej zeszło z pakowaniem. Może dlatego, że w hotelu nie oferowano śniadania i trzeba było samemu coś wykombinować. Czas gonił, ręce się trzęsły … nie było łatwo. Mimo tych obiektywnych trudności z lekkim opóźnieniem wszyscy stawili się na parkingu przed hotelem.

 

15334np.jpg

 

Al-Ajun to dziwne miasto. Może dlatego, że tu nie dociera wielu turystów. Mimo wszystko jest czyste i zadbane.

 

2gwvpk3.jpg

 

Za miastem znów zetknęliśmy się z wszechobecnym piaskiem i pustynnym klimatem.

 

2usfjx4.jpg

 

Wydawało się, że długie proste i znikomy ruch pozwoli na szybsze tempo. Niestety po przejechaniu kilkunastu kilometrów nasza teoria została szybko zweryfikowana z rzeczywistością. Za zakrętem, na górce, stał patrol Policji z wycelowanym w nas radarem laserowym. Mundurowy zdecydowanie zamachał nam swoim lśniącym lizakiem. W efekcie wszyscy stanęliśmy na przymusowym parkingu tuż przy drodze.

 

eqzf5g.jpg

 

Dumnym krokiem podszedł do nas oficer i zakomunikował, że tylko prowadzący go interesuje, a reszta jest wolna. Jednak postanowiliśmy, że czekamy wszyscy na rozwój sytuacji. Paweł wraz z Policjantem udali się to radiowozu …

 

hraqom.jpg

 

Postanowił natychmiast rozpocząć negocjacje. Niestety chyba jego znajomość języków obcych lub tez może aparycja nie przekonała dzielnego Policjanta do odstąpienia od marnowania papieru i wypełniania tych wszystkich dokumentów. Również wsparcie finansowe jego rodziny nie wchodziło w grę … Był nieugięty. Incydent poskutkował mandatem formatu A4 i karą pieniężną w wysokości 500 dirham czyli 50 euro.
Na początek dnia nie była to dobra nowina. Przygnębienie i niepewność co nas spotka za następnym zakrętem, poskutkowała wolniejszym tempem. Długo to jednak nie trwało ponieważ dalej to już tylko widzieliśmy piach i ocean …
Jedna z nielicznych miejscowości przywitała nas ciekawą bramą i nie wiadomo czemu bardzo szeroką arterią. Przecież tu nie ma aż takiego ruchu aby budować takie szerokie drogi …

 

t5nei8.jpg

 

1t7xw1.jpg

 

Przy jednym z wielu posterunków zauważyliśmy drogowskaz na plażę. Postanowiliśmy tam zjechać i coś przekąsić.

 

2q061du.jpg

 

Był czas na odpalenie kuchenek, skosztowanie kawy oraz spacery po plaży,

 

33e225f.jpg

 

r7p3cx.jpg

 

ip6v10.jpg

 

34z16d4.jpg

 

która była usiana muszelkami.

 

v5zk1i.jpg

 

30w8s5c.jpg

 

Nawet udało nam znaleźć się kilka pokaźnych rozmiarów okazów. Po zaspokojeniu apetytów ruszyliśmy z powrotem w stronę głównej drogi.

 

2cca4l.jpg

 

264gr60.jpg

 

xmn28w.jpg

 

sfl2tu.jpg

 

svkidw.jpg

 

2u6psba.jpg

 

apa544.jpg

 

Dalej krajobraz nie ulegał zmianie. To są tereny mało zachęcające do zamieszkania. Pojawiły się również pierwsze problemy z dostępnością benzyny. Olej napędowy jest tu bardziej popularny. Na szczęście byliśmy zaopatrzeni w dodatkowe kanistry, w których mieliśmy niezbędne rezerwy paliwa.

 

295cz5u.jpg

 

Towarzyszące nam wybrzeże Oceanu usiane było klifami, które prowokowały do zatrzymania się i zrobienia kilku fajnych fotek.

 

2zsodms.jpg

 

2qb6bsj.jpg

 

24311y0.jpg

 

29pw9r7.jpg

 

2ypkn0g.jpg

 

20179i.jpg

 

rsh6ww.jpg

 

Dalej to już była walka z czasem. Trzeba było mocno się spinać aby tym razem dojechać przed zmrokiem. Gdy słońce chyliło się ku zachodowi zaczęliśmy szukać miejsca pod namiot.

 

20tid8g.jpg

 

24m9w0w.jpg

 

Na jednym z check-pointów  Policjanci odradzili nam rozbijanie namiotów przy drodze. Straszyli nas minami, które pozostały po ostatniej wojnie o ziemie Sahary Zachodniej. Niestety nie wiedzieliśmy czy mówi prawdę ale postanowiliśmy nie sprawdzać tego … Przed zmrokiem dotarliśmy do granicy. Panował tam spory ruch. Stało dużo samochodów ciężarowych. Przejście graniczne było już zamknięte. Okazało się, że są tam dwa hotele. Wybraliśmy ten lepszy … Na parkingu stwierdziliśmy w geesie Pawła „flaka” w tylnym kole. Po szybkiej kontroli okazało się, że ma popękana oponę. Wyglądało to nieciekawie. Widać było druty … Ponieważ było późno to najpierw postanowiliśmy załatwić nocleg, a potem mieliśmy podjąć decyzję co dalej. Hotel był delikatnie mówiąc skromny … poprosiliśmy o wyższy standard czyli z pokoje łazienkami.

 

1fd0yb.jpg

 

v75czt.jpg

 

Nie wyglądało to dobrze ale tego wieczora mieliśmy większe zmartwienia. Postanowiliśmy założyć dętkę w kole z popękaną oponą. Dzięki temu mieliśmy nadzieję, że pojedziemy dalej i może w Senegalu uda nam się kupić nową oponę. Przecież tam kiedyś odbywał się sławny rajd Paryż-Dakar.

 

k12hir.jpg

 

takhab.jpg

 

Wszystko odbyło się przy dźwiękach muzyki Pink Floydów wydobywających się z Jackowego GTL-a na tyłach „hotelu” czyli naszego prywatnego parkingu. W czasie pracy  delektowaliśmy się zapasami balasia. Po całej akcji humory się poprawiły i w tej miłej atmosferze spędziliśmy jeszcze trochę czasu zastanawiając się co nas dalej czeka.

 

CDN ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Dzień 4 – 02.03.2016 (środa) – 450 km

 

Wstaliśmy wcześniej. Nie tylko z powodu dużego ruchu w hotelu ale przede wszystkim dlatego, że mieliśmy do wykonanie kilka ważnych czynności …

 

b4j238.jpg

 

Na początek nie mogło zabraknąć śniadanka i kawki …

 

16ksv36.jpg

 

Poza tym wiedząc, że do Mauretanii pod groźbą kary nie można wwozić alkoholu musieliśmy go skrzętnie ukryć. Nie ma lepszego miejsca jak camelbak ;).

 

oqitll.jpg

 

Po tym wszystkim na tyłach naszego hotelu, w sąsiedztwie wraków samochodów uformowaliśmy tradycyjnie kolumnę.

 

or4ies.jpg

 

Do bramy przejścia granicznego mieliśmy kilkaset metrów. Pamiętając o problemach z dostępnością paliwa w Mauretanii postanowiliśmy uzupełniliśmy zapasy benzyny.

 

2vigt1w.jpg

 

Na przejściu byliśmy przed czasem. Jak zwykle uczynni „majfrendzi” machając rękami zaprosili nas przed samą bramę. Ominęliśmy w ten sposób długą kolejkę TIR-ów. Byliśmy pierwsi do odprawy. To nas dobrze nastrajało.

 

ve3u9z.jpg

 

Odprawa po stronie marokańskiej to tylko 7 okienek do odwiedzenia …

 

1oprbn.jpg

 

Po 45 minutach byliśmy „załatwieni” i ostemplowani ;).  Ruszyliśmy w stronę przejścia mauretańskiego.

 

2nbarkx.jpg

 

Niestety między przejściami nie ma żadnej drogi. To jest czterokilometrowy odcinek ziemi niczyjej, usiany wrakami samochodów, rozbitymi telewizorami oraz zużytymi oponami. Podobno po obu stronach tego czegoś co miało przypominać pas drogowy były pola minowe pozostałe po ostatniej wojnie.

 

2vl1ij5.jpg

 

qrnlnk.jpg

 

swv39j.jpg

 

Postanowiliśmy jechać za lokalesami, którzy koniecznie chcieli udzielić nam wsparcia.

 

2n17rfd.jpg

 

Jednak najciężej dosłownie i w przenośni miał Jacek. Jego GTL był najmniej dostosowany do pokonywania pustyni. Choć miał najszerszą tylną oponę ;).

 

14vhchj.jpg

 

Mimo trudności zawsze mógł liczyć na wsparcie towarzyszącego nam od początku „majfrenda” …

119sc42.jpg

 

To była dosyć spora piaskownica. Chłopaki świetnie się bawili.

 

1zeffwy.jpg

 

156pd7n.jpg

 

Niektórzy nawet postanowili sprawdzić jak szybko można zeskoczyć z motocykla ;).

 

6rq35e.jpg

 

19t98h.jpg

 

Ta zabawa trwała kolejne 45 minut.

 

24qilir.jpg

 

2hwl9jq.jpg

 

1zqsp5t.jpg

 

30aa06v.jpg

 

n3sq5c.jpg

 

Temperatura oscylowała wokół 40 st. C. Było niemiłosiernie gorąco. Ustawiliśmy motki przy pierwszy niewielkim i jednym z wielu budynków. Przygotowaliśmy wszystkie niezbędne dokumenty i przekazaliśmy największemu czyli Adamowi aby załatwił niezbędne stempelki. My zaś staraliśmy się znaleźć cień. Był niezbędny nie tylko dla nas ale i dla kanisterków, które wypełnione benzyną napuchły jak balony.

 

vo0fnn.jpg

 

Po kilkunastu minutach wrócił Adam z nieciekawa miną … Zakomunikował, że „Pan Władza” kwestionuje nasze wizy, które wyrobiliśmy w berlińskiej ambasadzie Mauretanii. Tym razem wszyscy udaliśmy się do wspomnianego urzędnika. Rozmowy trwały kilka minut. Jednak mina wszechmocnego była niewzruszona … Stwierdził, że powinniśmy mieć wizy biometryczne, a wyjaśnień możemy żądać od berlińskich ambasady. Ręce nam opadły. Koleś w ogóle nie chciał dyskutować. Jedynym wyjściem było wyrobienie kolejnych wiz. Koszt to jedyne 120 euro ;). Czas leciał, a temperatura rosła. Decyzja, choć nie łatwa mogła być tylko jedna. Robimy kolejne wizy. Procedura była nie tylko kosztowna ale długotrwała. I wszystko w małym, brudnym i obskurnym pomieszczeniu bez okien i działającej klimatyzacji choć urządzenie wisiało pod sufitem … Po kolejnej godzinie mieliśmy wklejone nowe wizy.

 

308hap2.jpg

 

Niestety to nie był koniec formalności. Zostały do załatwienia ubezpieczenia i opłaty drogowe. Słaba informacja, a w zasadzie dezinformacja sprawiła, że straciliśmy cenne 4 godziny z naszej marszruty. To były bardzo męczące i stresujące godziny.

 

2iv1ztk.jpg

 

Jednak przejeżdżając ostatni szlaban cieszyliśmy się jak dzieci … Było późno, gorąco, a  przed nami po horyzont roztaczał się pustynny krajobraz.

 

14wu2a8.jpg

 

Praktycznie dopiero zaczynaliśmy realizować dzisiejszy plan.

 

2qm3cir.jpg

 

154ttvs.jpg

 

Przed nami było ponad 400 km w tym nieprzyjaznym ludziom terenie.

 

333h5hl.jpg

 

4h71ax.jpg

 

Północna Mauretania jest bardzo biedna. Tam nie wiele można zobaczyć. Jest płasko, monotonnie i nudno. Brakuje roślinności.

 

24ywk5d.jpg

 

fxk5l.jpg

 

Ludzie mieszkają w małych drewnianych budkach przypominających małe zagrody dla zwierząt. Z czego oni żyją? Czym się zajmują? Takie myśli towarzyszyły nam przez cały dzień.

 

i3xnuv.jpg

 

Choć zdarzają się miejscowości, w których droga nagle się poszerza i można ujrzeć osiedla jednakowych, murowanych domków. Niestety nikogo tam nie było widać. Prawdopodobnie to był kolejny „udany” pomysł urzędników na zasiedlenie tych mało atrakcyjnych terenów.

 

2dmidsg.jpg

 

23mo5nc.jpg

 

Dalej sytuacja wracała do normalności czyli biedy.

 

149xo48.jpg

 

I dominował piach, aż po sam horyzont.

 

n6yjdg.jpg

 

2z4mh39.jpg

 

Gdy zbliżyliśmy się ponownie do Oceanu temperatura zaczęła spadać. To było miłe uczucie.

 

hsj97b.jpg

 

29cnt05.jpg

 

e84xti.jpg

 

Przed zmierzchem dojechaliśmy do stolicy Mauretanii czyli Nawakszutu. Na wjeździe mieliśmy pięć kontroli Policji. Dodatkowo ruch samochodowy się zwiększył. Musieliśmy wzmożyć czujność gdyż tubylcy nie wiele sobie robili z przepisów ruchu drogowego. Poza tym zauważyliśmy, że światła nie są im niezbędne do poruszania się po zatłoczonych drogach stolicy. To wszystko zabrało nam sporo czasu i nerw. Do naszego hotelu dojechaliśmy po zachodzie słońca. Był skromny … Sprawdzając warunki bytowe nie mieliśmy siły wybrzydzać. Szybko zajęliśmy nasze pokoje. Gołym okiem było widać, że będzie tanio.

 

t5je54.jpg

 

302tg6s.jpg

 

Zamówiliśmy pizzę i rozpoczęliśmy wieczorny posiłek zakrapiany lanym spod stołu balasiem i opowieściami minionego dnia. W tej pięknej atmosferze Mateusz na wszelki wypadek postanowił zapytać obsługę czy może posiadają jakieś opony do naszych motocykli. Po chwili zniknęli w ciemnościach przyhotelowych chaszczy … Po chwili przyleciał prezentując uśmiech od ucha do ucha. Z czego on tak się cieszy ? Stwierdził, że w krzakach leżą jakieś stare opony o podobnym bieżniku … Wszystkim nam miny zrzedły … przecież to jest nierealne. To jest biedna Mauretania ! Skąd tu wzięły się opony motocyklowe gdzie jeżdżą tylko stare fury i rozpadające się skutery. A jednak. Oświetliliśmy czołówkami wspomniane krzaki, a naszym oczom ukazały się Metzelery Tourance czyli opony, które posiadał właśnie Paweł. Szybko ją wyciągnęliśmy i odkurzyliśmy w grubej warstwy piachu i kurzu. Po szybkim sprawdzeniu okazało się, że jeszcze ma sporo bieżnika. Dodatkowym atutem było brak widocznych dziur. Stwierdziliśmy, że bierzemy ją. Nie chcieliśmy pokazywać emocji ale wreszcie musiało paść konieczne w takich sytuacjach stwierdzenie „how much”? Tubylec chyba zorientował się, że jesteśmy pod ścianą i rzucił od niechcenia 50 euro !!! Za co ? Za tą starą oponę ??? Wtedy palcem pokazał napis na oponie ”made in Germany”. Niestety na naszej widniał zgoła odmienny … „made in China”. Wtedy na twarzy naszego „majfrenda” pojawił się uśmiech. Powtórzył … 50 euro ;).  Przez jakiś czas wymienialiśmy się cyferkami. Stanęło na 25 euro. Dobiliśmy targu i zaczęliśmy świętowanie !!! Było z czego się cieszyć. Nikt z nas nie spodziewał się, że w tym obskurnym miejscu znajdziemy rozwiązanie naszych problemów. Ta noc był długa …

 

CDN ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Super się czyta!

Jak dobrze, że wakacje tuż tuż!

 

Pawle, z ciekawości zapytam - jak jest z nastawieniem lokalnych mieszkańców do obcokrajowców

 

PS Śmieszna sprawa z tą oponą :P

 

Wszystkie kraje, które przejeżdżaliśmy są muzułmańskie.

W tym Mauretania i Gambia w nazwie mają "Republika Muzułmańska".

Mimo wszystko jest bezpiecznie. Zapewne ze względu na dużą ilość wojska i Policji, która pilnuje porządku.

Ludzie są nastawieni pozytywnie. Przecież żyją z turystów. Nie odczuliśmy nigdzie, że jesteśmy nie mile widziani.

Wręcz przeciwnie. Ale o tym wszystkim przeczytacie w kolejnych odcinkach.

Zdradzę tylko, że opona będzie jeszcze bohaterem innego dnia ;).

Przygody dopiero się zaczynały ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 5 – 03.03.2016 (czwartek) – 380 km

 

To była ciężka noc. Dosyć długo świętowaliśmy znalezienia opony do geesa Pawła. Wstaliśmy dosyć późno, a przecież czekała nas jeszcze wymiana opony … Pogoda była smętna. Nie nastrajała do pracy … tak jak i nasze samopoczucie.

 

2lna2og.jpg

 

Leniwie i bardzo powoli każdy z nas próbował wrócić do podróżniczego trybu życia.

 

14lrqt2.jpg

 

Jednak opona się sama nie wymieni. Trzeba było się zmobilizować i zebrać w sobie ostatnie pokłady sił i zakasać rękawy do pracy. Tradycyjnie można było liczyć na Czesia ;). Widać, że parę opon wymienił w swojej motocyklowej karierze.

 

307rxh0.jpg

 

Trzeba szczerze przyznać … robota nam totalnie nie szła. Zabieraliśmy się do tej opony z każdej strony. Po dłuższej chwili okupionej potem i ciężkim oddechem wymieniliśmy gumę … Teraz pozostało sprawdzić efekt naszej pracy i nocnych zakupów. Uruchomiliśmy nasz miniaturowy kompresorek.

 

2r7xd3m.jpg

 

Tą czynność nadzorowali już wszyscy … że niby taka ciekawa ;). Po chwili niepewności okazało się, że powietrze się trzyma i będziemy mogli kontynuować naszą przygodę. Pozostało się spakować, zjeść skromne śniadanko i znaleźć w gąszczy wąskich uliczek stację paliw, która posiada w sprzedaży benzynę bezołowiową … Z hotelu wyjechaliśmy dopiero po godzinie 11.00. Na szczęście w miarę szybko czyli na drugiej odwiedzonej stacji była dostępna wacha. Ponieważ nie mieliśmy waluty mauretańskiej ustawiliśmy się w kolejce aby lać ciągiem z jednego dystrybutora i płacić na koniec w europejskiej walucie. Od razu otoczyła nas grupka dzieciaków z wyciągniętymi rączkami. Jeden z ich był ubrany w koszulkę klubu piłkarskiego Borussia Dortmund z numerem 9. Czyli na jego plecach widniało swojsko brzmiące nazwisko „Lewandowski” ;). Okazało się, że nasi piłkarze znani są również w Mauretanii.

 

dbphu1.jpg

 

Po zatankowaniu ruszyliśmy na południe, w stronę granicy z Senegalem. Tym razem mogliśmy zobaczyć jak wygląda stolica za dnia. Ponieważ było już bardzo ciepło, a i płynów jakby nasze organizmy bardziej się domagały, stanęliśmy przy najbliższym sklepiku, który miał wystawione na zewnątrz napoje chłodzące.

 

jfb4zt.jpg

 

2isuza1.jpg

 

Ulice nie wyglądały ciekawie. Panował bałagan i chaos. Trzeba było uważać aby nie być uczestnikiem kolizji. Do granicy mieliśmy ponad 200 kilometrów. Za Nawakszutem ruch zmalał ale pojawiły się remonty dróg. Czyli zaczęła się walka z szutrem …

 

2h37at5.jpg

 

Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów odbiliśmy z głównej drogi w stronę przejścia w Diamie. Rosso ze względu na złą opinię postanowiliśmy ominąć. W jednej z nielicznych wiosek zrobiliśmy sobie przerwę na uzupełnienie płynów.

 

2en8dx4.jpg

 

Tradycyjnie pierwsze przywitały nas dzieciaki ubrane przede wszystkim w kolorowe koszulki klubów piłkarskich. Sport musi być popularny w Afryce ;).

 

2j2ak9f.jpg

 

333vmu9.jpg

 

Pojawiły się również wielbłądy.

 

333vmu9.jpg

 

2ziy3pf.jpg

 

5ugz8z.jpg

 

2my5ixs.jpg

 

Od tego momentu zaczęła się droga szutrowa w postaci tarki.

 

qqbclw.jpg

 

Biegła wzdłuż rzeki Senegal przez tereny Parku Narodowego Diawling. Trzeba było uważać na przebiegające guźce.

 

ipmeqt.jpg

 

To był męczący ponad 50 kilometrowy odcinek. Trudne warunki spowodowały, że grupa się mocno rozciągnęła.

 

e7h1xh.jpg

 

Oczywiście co kilka kilometrów stawaliśmy aby poczekać na Jacka, który dbając o stan swojego GTL-a nie mógł dotrzymać kroku geesom. Przy okazji był czas odpoczynek.

 

2cwjrly.jpg

 

1zqsv34.jpg

 

Po kolejnych kilkudziesięciu kilometrach trafiliśmy na posterunek funkcjonariuszy, którzy zbierali opłaty za przejazd przez park.

 

rkbjf5.jpg

 

2eval8i.jpg

 

fjnq1e.jpg

 

Ta przyjemność kosztował nas 8 euro od motocykla. Potwierdziło to nasze przekonanie, że Mauretania jest bardzo droga. Na szczęście granica była już tuż, tuż. Dotarliśmy na nią koło 16.00.

 

25p080g.jpg

 

Natychmiast otrzymaliśmy pomoc od kolejnego „majfrenda”, który przekonywał nas, że bez jego pomocy będzie ciężko wszystko załatwić. Tradycyjnie przekazaliśmy dokumenty Adamowi, który razem z naszym pomagierem zniknął w pobliskim budynku.

 

5yrmn5.jpg

 

Czas leciał, a efektów nie było widać. W Afryce czas biegnie swoim tempem … Nam to było ciężko pojąć … W pewnej chwili podszedł do nas starszy mężczyzna z niechlujnie zawiązanym turbanem. Wyglądał jakby dopiero wstał. Trzymając w ręku jakieś skrawki papieru i długopis, poinformował nas, że musimy uiścić opłatę za parking w wysokości 2 euro !!! Natychmiast wszyscy mocno poirytowani spytali się ze zdziwieniem „za co” ? Za to, że czekamy aż wyjątkowo powolni urzędnicy wypełnią nasze paszporty ? Czy może za to, że stoimy na szutrowej drodze pomiędzy dwoma pokrzywionymi i zardzewiałymi szlabanami ? To było już przegięcie … jednak nie mieliśmy jeszcze załatwionych formalności. Dlatego z ciężkim sumieniem zdecydowaliśmy wręczyć wymaganą kwotę „urzędnikowi”.

 

2ewi81l.jpg

 

To jednak nie był koniec kabaretu. W odległości kilku metrów od nas stała niewielka drewniana budka. Ponieważ nie mieliśmy nic lepszego do roboty, Mateusz postanowił sprawdzić co tam oferują. Zajrzał do tego przybytku i poinformował nas, że mają tam zimne napoje w znośnej cenie. W tym czasie jednak byliśmy skoncentrowaniu na obserwowaniu budynku, w którym przebywał Adam. Nikomu nie chciało się wykonać tych kilku kroków. Jednak po pewnym czasie podszedł do nas kolejny tubylec, który łamanym angielskim spytał „dujułontdrink” ? Nieumyślnie ktoś z naszych mu przytaknął. Po chwili Gościu trzymał w rękach kilka zimnych puszek Coli i Fanty. Każdy sięgnął po jedną i kilkoma łykami zaspokoił pragnienie. Zrobiło się całkiem przyjemnie … do momentu gdy tubylec zażyczył sobie zapłaty za napoje. Okazało się, że cena wzrosła kilka razy więcej jak w oddalonym kilka merów sklepie. Na pytanie czemu cena jest inna jak w sklepie oznajmił krótko „serwis” ;). Dostał tyle ile napoje kosztowały w sklepie. Nie był zadowolony. Po chwili wrócił Adam z mnóstwem papierków. Rozdzielił je wszystkim po równo. Po godzinie mieliśmy stempelki i nowe ubezpieczenia na Senegal. Pozostało wsiąść na motki, przejechać pod szlabanem i wjechać na most będący jednocześnie tamą. Przekroczyliśmy granicę i jednocześnie rzekę Senegal. Musieliśmy też od razu dokonać opłaty za przejazd przez most … kolejne 8 euro ;). Po drugiej stronie rzeki ustawiono nas przy małym obskurnym budynku, w którym mieliśmy załatwić formalności wjazdowe do Senegalu.

 

23itdgh.jpg

 

Na jego drzwiach znajdowało się sporo naklejek wyprawowych. Musieliśmy i my zaznaczyć swoją obecność.

 

eai7p0.jpg

 

Wieczór szybko się zbliżał. Zrobiło się chłodniej. Po stronie senegalskiej mieliśmy nadzieję na lepsze tempo. Niestety tu straciliśmy ponad dwie godziny. Między innymi z tego powodu, że urzędnicy byli już po pracy. Za pewną dopłatą postanowili na pomóc. Tylko czemu siedzą w biurach jak są już po pracy ? U nas to nazywają … korupcją! Jednak turyści zbyt wiele nie mogą zdziałać. Nigdzie oficjalnie nie jest napisane w jakich godzinach można liczyć na przejście granicy.

 

aa9kzn.jpg

 

Słońce chyliło się ku zenitowi. Musieliśmy się zbierać. Pozostało 50 kilometrów do naszego noclegu. Okazało się, że Senegal posiada bardzo dobre drogi. Denerwowały nas tylko liczne spowalniacze, które były dosyć wysokie i zmuszały nas do znacznego zbijania prędkości. Zdążyliśmy jeszcze zahaczyć o sklepik, w którym dostaliśmy senegalską whiskey. Poprawiło to nam humor. Przecież zapasy tego szlachetnego trunku szybko się kurczyły. Po 22.00 dojechaliśmy do naszego przybytku pod Saint-Louis. Postawiliśmy sprzęty i od razu zauważyliśmy przed nami, dobrze oświetlony bar z dużym tarasem. Okazało się, że oprócz jedzenia serwuje piwo i mocniejsze alkohole. Nie było na co czekać. Zamówiliśmy zimne piwko i coś do zjedzenia. Otrzymaliśmy aromatyczny gulasz z makaronem. Pyszne jedzenie z zimnym piwem to był wspaniały początek tego wieczora. Cały ośrodek składał się z małych, okrągłych domków. Miały imitować senegalskie chaty. Tylko były dużo lepiej wyposażone. Super warunki.

 

2hf48di.jpg

 

W domkach były bardzo duże łóżka z pokaźnymi moskitierami. W jednym z nich Marek zauważył pod sufitem gekona. Stwierdził, że chłopaki mieszkający w tym domku mają farta. Czemu, zapytaliśmy ??? Bo gekon zjada owady ;). Postanowiliśmy zgasić światło i wrócić do baru. Po powrocie już go nie było … pod sufitem ;). Tak zakończyliśmy kolejny dzień …

 

CDN ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 6 – 04.03.2016 (piątek) – 220 km

 

Rano nie śpieszyliśmy się. Tego dnia mieliśmy do pokonania tylko 220 km. Okolica była spowita mgłą.

 

2vru3ux.jpg

 

Mieszkaliśmy na półwyspie wokół, którego znajdowały się rozległe rozlewiska Oceanu Atlantyckiego.

 

2nrk328.jpg

 

Od samego rana, kto mógł łączył się z globalną siecią aby pochwalić się widokami jakie nam do tej pory towarzyszyły.

 

ipwoc0.jpg

 

W czasie porannego obchodu mogliśmy zobaczyć jak wygląda miejsce, w którym spędziliśmy ostatnią noc.

 

bjbcdg.jpg

 

2h4jrev.jpg

 

Nasze małe klimatyczne domki znajdowały się tuż przy plaży.

 

akyb0z.jpg

 

303bczo.jpg

 

xla5af.jpg

 

2yy4jud.jpg

 

Na terenie ośrodka znajdowała się również wieża widokowa. Postanowiliśmy sprawdzić jak wygląda bliższa i dalsza okolica.

 

dvnjh2.jpg

 

i51v61.jpg

 

To było bardzo klimatycznie miejsce. Nie chciało się wsiadać na motocykle. Zwłaszcza, że bar był od rana otwarty ;).

 

2i3gna.jpg

 

Dopiero po godzinie 11, udało nam się ruszyć dalej. Do asfaltu mieliśmy kilka kilometrów drogi szutrowej. Po drodze mijaliśmy kopce soli, którą tubylcy wydobywają z okolicznych rozlewisk.

 

5cej9u.jpg

 

Postanowiliśmy zwiedzić ciekawe pod względem architektonicznym Saint-Louis. Była to pierwsza kolonia francuska w Afryce i stolica Francuskiej Afryki Zachodniej.

 

152ffc4.jpg

 

Miasto jest położone przy ujściu rzeki Senegal do Oceanu Atlantyckiego. Zachodnia część miasta położona jest na półwyspie Langue de Barbarie, a zabytkowe centrum na wyspie. W 2000 roku wpisano je na listę światowego dziedzictwa UNESCO.

 

98yu52.jpg

 

33ljjaw.jpg

 

346pd1s.jpg

Wschodnia część miasta już była mniej ciekawa. Panował tam totalny bałagan i chaos.

 

ion6hh.jpg

 

2d9plp4.jpg

 

Ciężko było się przebić przez zatłoczone ulice. Straciliśmy sporo czasu zanim wydostaliśmy się z tej metropolii.

 

22hoqu.jpg

 

33bk9cl.jpg

 

29xagl1.jpg

 

Za miastem przypomnieli o sobie funkcjonariusze Policji, którzy co kilkadziesiąt  kilometrów sprawdzali nasze dokumenty. Przy posterunkach były umiejscowione stragany, których właścicielki wykorzystujące czas na kontrolę wciskały nam świeże owoce.

 

5ajixl.jpg

 

To była ciekawa forma kooperacji prywatnej inicjatywy z mundurowymi ;).

 

13z8ly0.jpg

 

W jednym z większych miasteczek zauważyliśmy bank. Postanowiliśmy zaopatrzyć się w lokalną walutę. Okazało się, że pracownicy mieli przerwę i trzeba było chwilę zaczekać. Ten czas postanowiliśmy przeznaczyć na degustację lokalnych owoców.

 

av08sh.jpg

 

mjs28y.jpg

 

Od razu otoczyła nas grupka dzieciaków, z którymi podzieliliśmy się arbuzem.

 

2dj4ax1.jpg

 

2rr417l.jpg

 

Po wybraniu gotówki z bankomatu ruszyliśmy dalej. Droga była dosyć ciężka. Panował bardzo duży ruch. Dodatkowo wybijały nas z rytmu liczne spowalniacze. Po kilkudziesięciu kilometrach nasze nawigacje zaczęły wskazywać inne drogi do celu. Postanowiliśmy zaufać urządzeniu Marka S., który posiadał najnowszy motocykl z fabryczną nawigacją. Już po chwili skręciliśmy w prawo i przejechaliśmy przez lokalny bazar. Wąska droga wiła się pośród drewnianych straganów z różnorodnym asortymentem. To nie rokowało najlepiej. Na szczęście udało nam się przejechać bez strat ;). Jednak później był już tylko piach.

 

2yvpgrp.jpg

 

Do końca etapu mieliśmy kilkanaście kilometrów. Droga jednak nie wyglądało komfortowo … zwłaszcza dla Jackowego GTL-a.

 

33os9b6.jpg

 

Te ostatnie kilometry bardzo nas zmęczyły. Piach, kurz i wysoka temperatura dały o sobie znać i zaowocowały lekkim stresem.

 

9tgyoj.jpg

 

Gdyby nie fakt, że do hotelu pozostały 2 kilometry pewnie tam byśmy pozostali. Zmotywowaliśmy Jacka aby wykrzesał ostatki sił i ruszyliśmy dalej. O dziwo po kilkuset metrach wyjechaliśmy na asfalt. Okazało się, że nawigacja poprowadził nas skrótem, który kosztował nas utratę co najmniej dwóch godzin ;). Na szczęście hotel okazał się piękną, zieloną oazą z dobrze zaopatrzonym barem …

 

2e5l9x1.jpg

 

Humory się na natychmiast poprawiły. To było na prawdę bardzo sympatyczne miejsce.

 

70xox2.jpg

 

ibatrs.jpg

 

2metrie.jpg

 

A bar był zlokalizowany przy basenie …

 

2ep3f2d.jpg

 

Tam już zostaliśmy …

 

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 7 – 05.03.2016 (sobota) – 270 km

 

Chociaż w barze było piwo i whiskey, wstaliśmy o rozsądnej porze. Może to zasługa temperatury. Rano było dużo chłodniej. Humory dopisywały. Dlatego postanowiliśmy lekko zmienić trasę i jechać prosto na przejście graniczne w Karang.

2ijntw5.jpg

Śniadanko nie było zbyt obfite ale dosyć smaczne.

 

23sbzev.jpg

 

Po spakowaniu ruszyliśmy nad pobliskie Lac Rose, które jest lokalna atrakcją turystyczną. Woda jeziora ma różowy kolor, który zmienia się w zależności od kąta padania promieni słonecznych. Barwa ta powstaje dzięki sinicom i minerałom z brzegu jeziora. Jezioro charakteryzuje się ogromnym zasoleniem. Jest 10 razy bardziej słone niż Ocean Atlantycki u wybrzeży Senegalu.

 

117qzyr.jpg

 

123mmxh.jpg

 

Tam też tubylcy wydobywają sól.

 

qp1lxv.jpg

 

Gdy pojawiliśmy się nad brzegiem jeziora, natychmiast zaatakowały nas kolorowo ubrane panie, sprzedające pamiątki. Pozwoliły nawet za darmo się fotografować … niestety po chwili stanowczo zachęcały nas do odwdzięczenia się kupnem oferowanych przez nie pamiątek.

 

sbsxn6.jpg

 

25g5k7t.jpg

 

Gdy już udało się nam od nich opędzić ruszyliśmy dalej na południe. Krajobraz nie rozpieszczał.

 

2wozsxj.jpg

 

Po kilkudziesięciu kilometrach dojechaliśmy do Parku Narodowego Bandia – ekologicznej perły Senegalu.

 

jrv8d0.jpg

 

11c7drk.jpg

 

Wykupiliśmy drogie bilety i zapakowaliśmy się razem z przewodnikiem do pick-up’a.

 

2qxw4lg.jpg

 

jl5gzs.jpg

 

Park Narodowy Bandia zajmuje 3500 hektarów. Jechaliśmy szutrowymi drogami w towarzystwie olbrzymich baobabów, kolczastych krzewów i bujnej roślinności.

 

a5kp6s.jpg

 

Po drodze natchnęliśmy się stada wołów, zebr, antylop, gazeli, strusiów, żyraf oraz małp. Zobaczyliśmy nawet dwa jedyne w Senegalu nosorożce ;).

 

2cxztq0.jpg

 

21c8n7t.jpg

 

2itq97q.jpg

 

2cfqg6q.jpg

 

2j3o2eq.jpg

 

2nk3ngw.jpg

 

b88vn8.jpg

 

989afd.jpg

 

axzm1u.jpg

 

Na koniec tuz przy restauracji wylegiwały się krokodyle.

 

vpzwaw.jpg

 

29ze7tl.jpg

 

Wycieczka była udana. Mogliśmy zobaczyć dzikie zwierzęta w swoim naturalnym środowisku. Po ponad godzinnym safari udaliśmy się na parking po motocykle.

 

ws3hc9.jpg

 

Im dalej od Dakaru tym ruch robił się coraz mniejszy.

 

1zwzrmg.jpg

 

Niestety po drodze trafiliśmy na remonty dróg.

 

efpczo.jpg

 

O dziwo ciągnęły się około 50 kilometrów.

 

dwcrd5.jpg

 

2ceojrk.jpg

 

To było wyczerpujące doświadczenie. Jechaliśmy w temperaturze 42 stopni C, w kłębach kurzu wydobywającego się spod kół ciężarówek. Musieliśmy odpocząć. Do granicy było już blisko.

 

23lh1mh.jpg

 

Późnym popołudniem dojechaliśmy do przejścia.

 

dggv1e.jpg

 

Panował tam bardzo duży ruch pieszy, a samochody stały zaparkowane na środku drogi. Zdziwiło nas to dosyć mocno. Ale to przecież Afryka … nie powinno nic dziwić.

 

xlw6xw.jpg

 

2ecn66f.jpg

 

Niestety dosyć szybko dowiedzieliśmy się czemu panował tam taki harmider. Senegalski urzędnik poinformował nas, że nie zostaniemy wpuszczeni do Gambii. Okazało się, że rządy Senegalu i Gambii nie potrafią się porozumieć i wprowadziły przed kilkoma dniami zakaz wpuszczania i wypuszczania pojazdów z Gambii. Ta wiadomość nas dobiła. Zwłaszcza, że to był nasz cel, który chcieliśmy osiągnąć po przejechaniu 3500 km … A Gambia była tak blisko.

 

2vuhlwp.jpg

 

Po odbyciu kolejnych rozmów dowiedzieliśmy się, że do Gambii możemy dostać się na pieszo … Zmierzchało. Musieliśmy działać. Szybka burza mózgów i padła decyzja … szukamy noclegu i wracamy tu jutro bez motków! Wynajmiemy na granicy busa, który dowiezie nas do stolicy Gambii czyli Bandżulu. Przecież musimy osiągnąć cel. Wróciliśmy się 20 km na północ i znaleźliśmy uroczy hotelik z basenem.

 

rl9ezk.jpg

 

Podczas kolacji okazało się, że w tym hotelu nocuje grupa z Polski. Dogadaliśmy się z polskim rezydentem i załatwił nam transport do granicy. Dalej musieliśmy już sami działać. W hotelu zgodzili się aby zostawić motocykle na kolejna noc. To była dobra wiadomość tego niezbyt szczęśliwego dnia … Nasze żale koiliśmy lokalnym piwem, które serwował bar.

 

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 8 – 06.03.2016 (niedziela)

 

Ponieważ do hotelu dotarliśmy późnym wieczorem, rano postanowiliśmy się rozejrzeć. Okazało się, że wokoło znajdowały  się rozległe rozlewiska z lasami namorzynowymi. To była bardzo ładna okolica jak na Senegal.

 

bhhhs3.jpg

 

wceczl.jpg

 

312ij3l.jpg

 

Z kierowcą busa byliśmy umówieni na 8.30. Trzeba było się szybko zebrać aby zdążyć jeszcze zjeść śniadanko. Punktualnie o czasie ruszyliśmy w stronę przejścia granicznego w Karang.

 

2emon09.jpg

 

Po drodze przejechaliśmy przez pobliskie wioski z charakterystyczną senegalską zabudową.

 

scz29t.jpg

 

1443fbo.jpg

 

14jnqlk.jpg

 

Po niecałej godzinie dotarliśmy po raz drugi na granicę. Już wiedzieliśmy do którego „biura” od razu ruszyć. W przejściu do pokoju jednego z urzędników, który wpisywał nas do jakiejś bardzo ważnej księgi była umiejscowiona spora klatka. O dziwo leżał w niej jakiś osobnik. Raczej przedstawiciel lokalnej społeczności.

 

hs4bpi.jpg

 

Nie pytaliśmy co nabroił. Chcieliśmy jak najszybciej dokonać wszelkich wymaganych czynności i wyjść z tego mało ciekawego budynku. Ten widok przypomniał nam gdzie jesteśmy … Szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę parkingu busów.

 

x4hz68.jpg

 

f9oazd.jpg

 

Po kilku minutach negocjacji … wybraliśmy Mercedesa ;).

 

348347n.jpg

 

Towarzyszył nam tylko jeden tubylec.

 

sn0853.jpg

 

Czyli mieliśmy cały samochód tylko dla siebie. Co jest rzadkim widokiem. Bus nie był najnowszy. Wydawał bardzo dużo dziwnych dźwięków. Oczywiście klimatyzacji tez nie posiadał co przy panującej temperaturze znacznie uprzyjemniłoby jazdę.  Kierowca robił co mógł aby dowieźć nas całych do portu w Barra. Nie mógł się zbytnio rozpędzić dlatego po prawie godzince byliśmy na miejscu. Okazało się, że za chwile odpływa prom. Szybko kupiliśmy bilety i szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę promu.

 

24ccbop.jpg

Ponieważ doszliśmy do niego jako prawie ostatni mieliśmy wątpliwości czy uda nam się załapać na rejs. Tłok był niemiłosierny.

 

2evfa53.jpg

 

Na szczęście ktoś od tyłu dopychał całe towarzystwo. Na promie były również samochody i to niektóre naprawdę duże. Między nami stały kobiety z dziećmi i ładunkiem na głowie. O zwierzętach nie będę wspominał …

 

28wlamt.jpg

 

Tam wykorzystuje się każdy metr przestrzeni. Liczyliśmy tylko, że prom nie jest zbytnio przeciążony i dopłynie na drugą stronę rzeki Gambia. Przeprawa była męcząca. Godzina spędzona w wysokiej temperaturze na stojąco w wielkim ścisku. Ciekawe jak byśmy to zrobili z motocyklami … Ponieważ ostatni wchodziliśmy to i wyszliśmy prawie ostatni. Mogliśmy zobaczyć ilu ludzi skorzystało z tej formy komunikacji.

 

2meetjo.jpg

 

2s81rfk.jpg

 

Po wyjściu z portu od razu zaatakowali nas taksówkarze oferujące swoje usługi.

 

2cna8vm.jpg

 

Tam panował totalny chaos. Nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy i w którą stronę się udać.

 

2lid2cy.jpg

 

f3rv42.jpg

 

Dogadaliśmy się z dwoma taksówkarzami, którzy zaoferowali, że zawiozą nas do fajnego i niezbyt drogiego hotelu.

 

2hd1p9s.jpg

 

Przy okazji szybko zwiedziliśmy miasto. Banjul jest stolicą państwa i zamieszkuje je tylko 34 tysiące ludzi.

 

kf2hoo.jpg

 

2mgs35z.jpg

 

W sumie nie ma zbyt wiele do zaoferowania. No może oprócz piaszczystych plaż, które mieliśmy zobaczyć później. Po odwiedzeniu kilku hoteli znaleźliśmy taki, który nam odpowiadał.

 

33uwsk6.jpg

 

Miał basen, bar i miłą obsługę.

 

rsttlx.jpg

 

1zcps82.jpg

 

Po chwili wszyscy spotkaliśmy się na basenie gdzie można również było napić się czegoś zimnego ;).

 

2lvdd36.jpg

 

2cwo2ll.jpg

 

Gdy zgłodnieliśmy ruszyliśmy w miasto. Tam można było dobrze zjeść, napić się i napatrzeć na bardzo urodziwe kobiety …

 

2lldeog.jpg

 

2hz4as5.jpg

 

3g004.jpg

 

33xegsw.jpg

 

W pobliskim sklepie zakupiliśmy dostępny i tani alkohol. Skonsumowaliśmy go już w hotelu. Dowiedzieliśmy się, że wieczorem na plaży jest koncert reggae. Nie mogliśmy odpuścić tej atrakcji. Plaża, zachodzące słońce i muzyka, która zawsze kojarzy się z takimi widokami.

 

14vldfn.jpg

 

i3h3xg.jpg

 

Na plaży było mnóstwo ludzi. Chyba większość z mieszkańców wyległa nad Ocean. My zaś postanowiliśmy zrobić sobie pamiątkową fotkę.

 

dgi2jt.jpg

 

W promieniach zachodzącego słońca udaliśmy się na miejsce zapowiedzianego koncertu. Okazało się, że to była bardziej dyskoteka w rytmie jamajskiej muzyki.

 

257qhi8.jpg

 

Można dodać tylko jedno. Tam potrafią się bawić … W sympatyczny sposób zakończyliśmy ten udany aczkolwiek nie motocyklowy dzień.

 

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 9 – 07.03.2016 (poniedziałek)

 

Ponieważ to miał być kolejny dzień odpoczynku bez motocykli to nie zrywaliśmy się z samego rana. Spokojnie zjedliśmy śniadanie i zadzwoniliśmy po naszych taksówkarzy. Po pół godzinie przyjechali i zabrali nas w okolice portu. Postanowiliśmy rozejrzeć się po okolicy.

 

33xfupj.jpg

 

2ex58oi.jpg

 

2wqai5y.jpg

 

95zy4x.jpg

 

Rzeczywiście nie było tam co oglądać oraz kupić. Przeważały podróbki sportowych ubiorów znanych zachodnich marek ;). Wróciliśmy do portu.

 

2uykv2e.jpg

 

Po zakupie biletów na prom i usadowiliśmy się w poczekalni. Oczekując na prom obserwowaliśmy lokalesów.

 

2wmfdoy.jpg

 

2evartd.jpg

 

2lco8bk.jpg

 

2dqm9d.jpg

 

vqtdme.jpg

 

9fmopk.jpg

 

Sporo tam się działo. Co chwilę ktoś podchodził oferując nam kolejne słuchawki, ładowarki, obudowy do aparatów, napoje, lody, ręczniki, koszulki czy też leki ;). Jakoś nikt nie miał odwagi skusić się. Po dobrej godzinie przypłynął prom i zrobiło się nerwowo. Wszyscy wstali i ustawili się jak najbliżej kraty, która dzieliła nas od wejścia na nadbrzeże. Po jej otwarciu zaczął się wyścig po nieliczne miejsca siedzące.

 

2ihmjh4.jpg

 

2vjyd8g.jpg

 

Na szczęście udało nam się załapać na najlepsze miejscówki na górnym pokładzie.

 

wa1u94.jpg

 

6ek61h.jpg

 

Tym razem rejs trwał krócej. Po 45 minutach dobijaliśmy do brzegu, który był usiany licznymi i bardzo kolorowymi łodziami. Widać, że rybołówstwo jest tu popularnym sposobem na życie ;).

 

mtmbfs.jpg

 

fllvn7.jpg

 

2gy5dts.jpg

 

whxtf4.jpg

 

2zhdqv5.jpg

 

140f7nm.jpg

 

wjc0ll.jpg

 

Z promu schodziliśmy jako jedni z ostatnich.

 

2i0xfv9.jpg

 

Przeszliśmy przez lokalny rynek. Handlowano tam dosłownie wszystkim.

 

2cihen7.jpg

 

Wynajęliśmy busa i ruszyliśmy w stronę naszego hotelu.

 

33lld9j.jpg

 

2gtdhyb.jpg

 

2reo77p.jpg

 

Dosyć wcześniej dotarliśmy do miejsca gdzie zostawiliśmy nasze motocykle. Na szczęście stały w tym samym miejscy, w którym je zostawiliśmy. Od razu udaliśmy się do baru.

 

25t989j.jpg

 

Byliśmy wykończeni.

 

2e1rw4x.jpg

 

Niestety w hotelu pojawił się problem z miejscem noclegowym. Po długich i mało przyjemnych negocjacjach otrzymaliśmy jeden duży pokój. To był chyba najdroższy pokój w naszej motocyklowej karierze ;).

 

30c7s3r.jpg

 

W tym pokoju w bardzo wesołej atmosferze przy akompaniamencie kuchenek gazowych i metalowych kubków zakończyliśmy wieczór …

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 10 – 08.03.2016 (wtorek) – 340 km

 

W tej okolicy było bardzo gorąco i parno. Dlatego postanowiliśmy wcześniej wstać i ruszyć gdy było jeszcze w miarę chłodno.

 

2ywa3rm.jpg

 

Słońce dopiero wschodziło, a my już byliśmy w drodze …

 

igds2u.jpg

 

53pyrl.jpg

 

Mijaliśmy kolejne budzące się dożycia senegalskie wioski.

 

ab0z61.jpg

 

xt8vn.jpg

 

2e4w3za.jpg

 

Ze względy na remonty dróg musieliśmy poruszać się po szutrach. Dokuczał nam wydobywający się spod kół kurz. Na szczęście panował mniejszy ruch.

 

o5p9b5.jpg

 

28r1sgn.jpg

 

Udało nam się bardzo szybko pokonać pierwsze 100 kilometrów.

 

14t4uug.jpg

 

Słońce szybko wschodziło i nieuchronnie podnosiło temperaturę.

 

16itthw.jpg

 

5jz7m9.jpg

 

Tym razem jechaliśmy na północ inną drogą. Chcieliśmy ominąć remonty dróg. Oddaliliśmy się od wybrzeża. Było dużo spokojniej i zarazem ciekawiej. Ponieważ Jacek zażyczył sobie zdjęcie z „wioską z patyków”, przy pierwszej lepszej okazji zatrzymaliśmy się aby wykonać kilka pamiątkowych zdjęć i zjeść obiad.

 

i3axok.jpg

 

fk4htk.jpg

 

Tubylcy bardzo szybko nas zauważyli i zaczęli się do nas kierować..

 

28jvgaw.jpg

 

2i0dhlf.jpg

 

169huok.jpg

 

2cigz02.jpg

 

218qh5.jpg

 

Wszyscy schroniliśmy się w cieniu olbrzymiej akacji.

 

fxe5ty.jpg

 

Na szczęście zdążyliśmy spożyć nasze liofilizaty. Głupio by było przy nich spożywać takie dziwne potrawy …

 

30ndch4.jpg

 

O dziwo nasi Goście bardzo chętnie pozwalali się fotografować.

 

2uj342u.jpg

 

Nie mogło zabraknąć wspólnej fotki ;).

 

miifb5.jpg

 

Okazało się, że w większości to były kobiety oraz dzieci. Rozdaliśmy im wszystkie słodycze jakie wieźliśmy z kraju. Dodatkowo Adam i Dex rozdali gadżety jakie przeznaczyli na ten szczytny cel. Najbardziej cieszyły się dzieciaki.

 

71o0zn.jpg

 

2cor804.jpg

 

213q8ah.jpg

 

30m8p53.jpg

 

2lmas03.jpg

 

2ppxxev.jpg

 

2lifz7o.jpg

 

344xdef.jpg

 

2ldhn9f.jpg

 

kdk7xh.jpg

 

Po rozdaniu prezentów dwie dziewczynki zaczęły wybijać rytmy na plastikowym kanistrze oraz blaszanej misce. Kobiety zaczęły śpiewać. W momencie rozkręciła się impreza. Jak niewiele im potrzeba do dobrej zabawy. Zrobiło się klimatycznie …

 

e7f18w.jpg

 

Niestety nie mogliśmy tam zbyt długo gościć. Czekało nas jeszcze wiele kilometrów. Zrobiliśmy kolejne grupowe zdjęcie i pożegnaliśmy się z naszymi nowymi znajomymi.

 

2zem7ab.jpg

 

Ponieważ na drodze nie było zbyt dużego ruchu to pojawiły się zwierzęta. Bardzo często musieliśmy zwalniać.

 

2vbx255.jpg

 

il93c5.jpg

 

Krajobraz był usiany licznymi baobabami, które są symbolem afrykańskiej sawanny. To bardzo tajemnicza roślina. Nazywana czasem drzewem rosnącym do góry nogami. Wraz z  sekwoją jest jedyną rośliną na Ziemi, która pamięta czasy sprzed wielu tysięcy lat.

 

10zpzrt.jpg

 

Przy jednym z baobabów postanowiliśmy zrobić sobie sesje zdjęciową.

 

72x4dz.jpg

 

13zd3ck.jpg

 

2qjlwxy.jpg

 

11j5bhe.jpg

 

161x6om.jpg

 

2qw1qhg.jpg

 

Po drodze mijaliśmy dużo różnych i dziwnych budynków. W tym olbrzymie meczety. W Senegalu 96% mieszkańców to przedstawiciele islamu.

 

wb2sr7.jpg

 

Po południu dojechaliśmy do bazy. Ponownie gościliśmy pod Saint-Louis.

 

1zdc087.jpg

 

osx17t.jpg

 

Tym razem na jednej ze stacji zaopatrzyliśmy się w senegalską whiskey.

 

14vtlab.jpg

 

W tym miejscu można naprawdę wypocząć. Chłodny zefirek od Oceanu i cień palm sprawiał, że zapomnieliśmy o zmęczeniu.

 

2l8c57l.jpg

 

2a6ts0z.jpg

 

9azm39.jpg

 

992r7l.jpg

 

Wieczorem przyłączył się do nas Niemiec, który po rozstaniu z ukochaną wsiadł na rower i znalazł się w Senegalu ;). Podróż zajęła mu pół roku i nadal nie ma planu na powrót …

 

s5xsls.jpg

 

To był miły ale bardzo długi wieczór …

 

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Dzień 11 – 09.03.2016 (środa) – 380 km

 

Wiedząc co może nas czekać na przejściu granicznym z Mauretanią, ruszyliśmy z samego rana. Do granicy dojechaliśmy bardzo szybko. Było jeszcze w miarę chłodno. Poza tym to tylko 50 kilometrów.

 

1r7tr5.jpg

 

Tym razem nie skorzystaliśmy z pomocy „majfrendów”. O dziwo dzięki tej decyzji, szybciej przejechaliśmy oba przejścia. Może dlatego, że było wcześnie i urzędnicy mieli jeszcze ochotę pracować. Dalej to była znana już nam szutrowa tarka …

 

o5w2ft.jpg

 

Przy wojskowym check-poincie postanowiliśmy chwilę odpocząć i poczekać na resztę załogi. Choć pod groźba kary nie wolno w takich miejscach robić zdjęć, a już w ogóle mundurowym, my się tym nie bardzo przejęliśmy. Dokumentacja fotograficzna musi być ;).

 

8y8ju9.jpg

 

bikrox.jpg

 

anet0k.jpg

 

21140i9.jpg

 

2iw34mf.jpg

 

Robiło się bardzo ciepło. To otwarty teren pozbawiony kawałka cienia. Dlatego ostrożnie jechaliśmy przez Park Narodowy Diawling. Musieliśmy uważać na dzikie zwierzęta, których w tym miejscu nie brakuje.

 

14lhvv8.jpg

 

2q1dxsp.jpg

 

332oryd.jpg

 

9rnjhe.jpg

 

vf80wi.jpg

 

2q1zyth.jpg

 

72rsdy.jpg

 

Z ponownego wjechania na asfalt najbardziej cieszył się Jacek ;). Ta tarka strasznie go umęczyła.

 

dyruac.jpg

 

Krajobraz zaczął się zmieniać. Skończyła się sawanna, a zaczęła pustynia.

 

28k3mmg.jpg

 

29cuoh5.jpg

 

11wakb6.jpg

 

oiaivn.jpg

 

2qlwit0.jpg

 

W czasie jednego z kolejnych postojów podjechał do nas motocyklista … Byliśmy zaskoczeni. Przecież tu takich się nie widuje. Po zdjęciu kasku i wymianie kilku zdań okazało się, że od 8 miesięcy jedzie z Japonii do Kapsztadu w RPA. Tyle czasu jechał przez Azję i Europę. I to w dodatku sam. Niesamowity kozak.

 

14vmyh0.jpg

 

29ypqah.jpg

 

Po kilku godzinach dojechaliśmy ponownie do stolicy Mauretanii. Tym razem wybraliśmy bardziej cywilizowany hotel. Poza tym nie potrzebowaliśmy na tą chwilę opony ;). Nawigacja zaczęła nas prowadzić w bardzo skomplikowany sposób. Było coś nie tak. Wąskie uliczki stolicy czym dalej tym bardziej były zatłoczone. W pewnym momencie okazało się, że jedziemy przez jakiś bazar, a zdziwieni lokalesi w ogóle się nami nie przejmowali i nie zwracali na nas uwag.

 

iy1xd5.jpg

 

Staraliśmy się być opanowani i również ich ignorować. Jednak w pewnym momencie dojechaliśmy do skrzyżowania wąskich ulic gdzie na środku, naprzeciwko siebie stanęły dwa bardzo długie TIR-y . Wyluzowani kierowcy z uśmiechem na twarzy nie mieli zamiaru szukać rozwiązania tego „problemu”. Gdzie jest Policja ? Kto tu w ogóle kieruje ruchem ? Temperatura sięgała prawie 40O C, my w kaskach i kompletnych ubraniach motocyklowych. Sprzęty się grzeją, a wszyscy wokół nas dobrze się bawią. Skwitować to można było jednym powiedzeniem „this is Africa”. Trzeba było mocno trzymać nerwy na wodzy aby komuś nie zrobić krzywdy. Po kilku minutach utarczek słownych, we wszystkich możliwych językach udało się doprowadzić do sytuacji gdzie między ciężarówkami zrobiła się na tyle wystarczająca luka aby przecisnąć się naszymi motocyklami.

 

14sno9f.jpg

 

Po przejechaniu tego krytycznego miejsca postanowiliśmy zatrzymać się i zasięgnąć języka.

 

2infoo.jpg

 

23sso6a.jpg

 

atkp08.jpg

 

Na szczęście jeden miły osobnik widząc nasze kłopoty ze znalezieniem drogi postanowił nam pomóc. Po poinformowaniu go o nazwie naszego hotelu , zadzwonił tam i po kilkunastu minutach przyjechał po nas ich pracownik. Przeprowadził nas przez labirynt uliczek i po chwili dojechaliśmy do miejsca noclegu. Hotel znajdował się w spokojniejszej części miasta. W pobliżu licznych instytucji. Mogło to oznaczać, że nie co się martwić o motocykle. Parking był przed budynkiem.

 

6qfmls.jpg

 

Ponieważ hotel nie dysponował restauracją, odpaliliśmy kuchenki i przygotowaliśmy smaczną liofilizowana kolację. Popiliśmy ją tym co przeszmuglowaliśmy z Senegalu. Jeszcze długo wspominaliśmy przejazd przez zatłoczone i pozbawione jakichkolwiek reguł ruchu drogowego miasto. To był kolejny miły i bardzo długi wieczór …

 

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurcze, jak zobaczyłem na czym ten Japończyk przejechał dwa kontynenty to od razu poczułem do niego sympatię ;)

 

Wielki szacun dla niego.

Samemu przejechać tyle kilometrów i to przez Azję i Afrykę gdzie nie zawsze jest prosto i bezpiecznie.

Nie wielu to potrafi ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzień 12 – 10.03.2016 (czwartek) – 510 km

 

Rano okazało się, że tuż za rogiem hotelu znajdował się mały sklepik spożywczy. Tam kupiliśmy pieczywo, topione serki i gotowane jajka. W Maroku jest taki zwyczaj, że w sklepach można dostać jajka gotowe do spożycia ;). Po zjedzeniu śniadanka szybko się zebraliśmy i zaczęliśmy szukać bankomatu. Potrzebowaliśmy gotówki na zakup benzyny, która nie wszędzie jest dostępna. Do granicy mieliśmy przecież ponad 400 kilometrów. Dosyć szybko znaleźliśmy bankomat. W sumie nie było czemu się dziwić … przecież to stolica kraju. Gdy odjeżdżaliśmy spod banku, Mateuszowi wystrzeliła przednia opona. Okazało się, że ma „flaka” …

 

f09f8j.jpg

 

Od razu rozwinęliśmy swój podręczny „warsztat”. Wszyscy rwali się do roboty. Jednak postanowiliśmy nie wymieniać dętki tylko najpierw napompować koło.

 

2drfkb6.jpg

 

Po chwili pracy naszej mini sprężarki, manometr pokazywał coraz wyższe ciśnienie. Gdy doszło do odpowiedniej wartości wyłączyliśmy pompkę i przyglądaliśmy się wskazówce ciśnieniomierza  …

 

aynfp0.jpg

 

Po kilku minutach wskazówka nawet nie drgnęła. Zdecydowaliśmy się jechać dalej. Szkoda czasu. Po wyjechaniu z miasta krajobraz nie rozpieszczał. Było strasznie gorąco.

 

ajpcld.jpg

 

Po dobrej godzinie zrobiliśmy sobie przerwę na kawę.

 

2h88nzb.jpg

 

2zswdpf.jpg

 

Przy okazji uzupełniliśmy w zbiornikach paliwo z naszych dodatkowych kanisterków.

 

2chs3nn.jpg

 

30xg95k.jpg

 

Pomiędzy Nawakszutem, a granicą nie ma zbyt wielu zakrętów. Długie proste powodują, że droga strasznie się ciągnęła.

 

119zg5v.jpg

 

Po 4 godzinach dojechaliśmy do granicy. Na szczęście tym razem po stronie mauretańskiej dosyć szybko załatwiliśmy niezbędne stempelki. Nie było niespodzianek. Po małej godzince ponownie wjechaliśmy na czterokilometrowy odcinek ziemi niczyjej.

 

104f676.jpg

 

b3x7bk.jpg

 

2i24fvn.jpg

 

rcoae0.jpg

 

Nasze doświadczenie poskutkowało. Ten trudny odcinek pokonaliśmy 10 minut szybciej niż przy wjeździe do Mauretanii.

 

2jfaelj.jpg

 

Bardzo się cieszyliśmy gdy dojechaliśmy do przejścia po stronie marokańskiej. Dla nas to była już cywilizacja … Niestety trafiliśmy na jakąś „zakręconą” zmianę. Każdy mówił co innego. Przejście tych wszystkich okienek zajęło nam sporo czasu. Dodatkowo skierowano nas na skaner …

 

30w5px3.jpg

 

Oczywiście nie był to koniec. Musieliśmy jeszcze trochę polatać i wyjaśnić parę spraw mało kumatym pogranicznikom. Po dwóch godzinach byliśmy za bramą. Tam zatankowaliśmy nasze rumaki i po krótkiej przerwie ruszyliśmy na północ w poszukiwaniu trochę lepszego hotelu niż te dostępne na granicy. Po kilkudziesięciu kilometrach trafiliśmy na fajne miejsce. Dobry komfort i otwarta knajpka zachęcała do pozostania.

 

2mdqrkg.jpg

 

sq6zc7.jpg

 

34qs8hx.jpg

 

Na kolacje zamówiliśmy tadźina.  W miłej atmosferze spędziliśmy wieczór i noc, ciesząc się, że jesteśmy już prawie w domu ;).

 

2yzew6v.jpg

CDN …

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

 


Nasze doświadczenie poskutkowało. Ten trudny odcinek pokonaliśmy 10 minut szybciej niż przy wjeździe do Mauretanii.
[/quote

 

Dlaczego trudny?

 


Po kilkudziesięciu kilometrach trafiliśmy na fajne miejsce. Dobry komfort i otwarta knajpka zachęcała do pozostania.

 

Nocną porą, zmarznięci na "śmierć" też dotarliśmy do tego pustynnego hotelu, który co prawda nie pojawił się jak zjawa z piasku ( pokazał go Garmin 30 km wcześniej) ale potwierdzam że miejsce fajne. Nawet nasze motki stały w tym samym miejscu co Wasze :).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.