Skocz do zawartości

Offroadem na Kaukaz - 3 x DR


dżony

Rekomendowane odpowiedzi

Gruzja chodziła mi po głowie już od długiego czasu. Od kilku lat czytając relacje z Kaukazu zaciskałem zęby żeby wytrzymać do kolejnych i kolejnych wakacji, może kiedyś się w końcu uda. W tym roku było podobnie, chęci są ale nie ma z kim jechać. Większość osób w tym temacie odpowiada, że dojazd tylko lawetą – bo czas, bo pieniądze no i po co w ogóle jechać przez tą Rosję czy Turcję. Kierunek też nie jest już jakiś bardzo odkrywczy, mnóstwo ludzi tam już było. Ja jednak chce to zrobić trochę inaczej. Nie traktując Rosji i Turcji jako tranzytu tylko wpakować się tam w krzaki.

Pomysł Gruzji rzuciłem tez kiedyś dobremu koledze z którym co weekend gdzieś endurzymy po okolicy. Nie brałem go jednak za bardzo uwagę bo mimo, że jeździ co roku w długie tripy to zawsze z żoną - we dwójkę na jednym motocyklu. Duże było moje zdziwienie kiedy jakiegoś zimowego wieczora dzwoni Marcin i mówi, że jedziemy do Gruzji. Jak to!? Puści Cie Gośka samego na miesiąc? – Puści. Dołącza do nas jeszcze Maciej, wszyscy jedziemy na DR 650.

Pół roku zleciało na drapaniu się po głowie i zastanawianiu się co zabrać. Trasę mam mniej więcej ułożoną, jedziemy przez Białoruś i Rosję – powrót Turcja i Bałkany. Około miesiąc przed wyjazdem zaczynamy załatwiać wizy na tranzyt. Białoruś sztywna, max 2 dni ale Rosja daje dosyć pole manewru. Przy składaniu wniosku w konsulacie dowiadujemy się, że ilość dni uzależniona jest od trasy przejazdu. Pani wklepuje wszystko w komputer i wychodzi jej koło 2tys km przez terytorium Rosji co według jej wyliczeń daje 5 dni ważności wizy. Zaczynamy negocjacje, tłumaczę, że nie damy rady w tak krótkim czasie no bo deszcz, bo kapeć się czasem zdarzy czy inna awaria.

- a na ile dni potrzebujecie?
- a na ile można maksymalnie?
- 10
- to poproszę na 10

Wizy załatwione bez większych problemów, motocykle przejrzane – powinny to objechać. Ruszyliśmy 10 czerwca.

13442286_1065392700206166_53571419650666


Startujemy w piątek koło południa.
VIRB0003.JPG

Plan jest taki żeby dojechać na Podlasie a w sobotę bladym świtem stawić się już na Białoruskiej granicy. Mamy tam tylko dwa dni więc trzeba je maksymalnie wykorzystać. Grzejemy przez Polskę ile fabryka dała i pod wieczór meldujemy się w pewnej podlaskiej chacie.

YDXJ0889.jpg

Dojeżdżamy 12 sekund przed solidnym gradobiciem – mamy szczęście, jak się później okaże przez kolejny miesiąc będziemy mieli go naprawdę sporo.

Jak to na Podlasiu - witają nas serdecznie.
VIRB0005.JPG

YDXJ0892.jpg

Plany wczesnego pójścia spać konfrontują się z rzeczywistością i ani nie usnęliśmy szybko ani poranek nie był zbyt przyjemny.

Na granicy jesteśmy koło 9.
VIRB0016.JPG

Kolejka przed nami niby niewielka ale i tak spędzamy tam 2 godziny. Tu trzeba wspomnieć, że nikt z naszej trójki nie potrafi mówić po rosyjsku. Ja się trochę wyłamałem przed szereg bo nauczyłem się przed wyjazdem ośmiu słów i co najważniejsze potrafiłem czytać więc od tego momentu stałem się głównodowodzącym w sprawach kontaktów międzynarodowych.
Kilka okienek, wypełnienie paru kwitków i jesteśmy na Białorusi.

Za granicą wymiana waluty i od razu morale rosną, w kilka chwil staliśmy się milionerami. Portfele nie domykają się od nadmiaru rubli. Tankujemy tanie paliwko i wio w pole. Rzut oka na mapę, 2km asfaltem, pierwsza w prawo i zaczynamy realizować plan.

YDXJ0917.jpg

Przejeżdżając przez kolejne wioski zaczynamy czuć ten klimat. Domy podobne jakby na Podlasiu ale jednak trochę inaczej.

YDXJ0908.jpg

VIRB0124.JPG

Najwięcej frajdy jednak dają szutry po horyzont

VIRB0123.JPG

Czas leci nam niesamowicie szybko, przemieszczamy się ostro na wschód ale jak to w terenie kilometry uciekają wolniej. Robi się popołudnie i do tego zaczyna padać. Wskakujemy na asfalt żeby chociaż trochę podgonić bo jutro wieczorem mamy być już w Rosji. Główne drogi na Białorusi robią wrażenie, szerokie i zadbane. Nudno tylko trochę jeśli 60km jedzie się bez ani jednego zakrętu. Pod wieczór jesteśmy gdzieś w centrum kraju, nie jest źle - jutro spokojnie dojedziemy do granicy. Robimy zakupy i jedziemy spać gdzieś nad rzekę.

VIRB0100.JPG

VIRB0115.JPG

a od rana znowu te nudne autostrady... ;)
VIRB0137.JPG

YDXJ0925.jpg

YDXJ0943.jpg

YDXJ0937.jpg

Po południu znowu wskakujemy na asfalt, nie wiadomo ile czasu nam zejdzie na granicy z Rosją i wolimy tam być z zapasem czasu.

Gdy tylko wjechaliśmy na przejście zaraz zostaliśmy otoczeni przez pograniczników, jednych zainteresowanych naszymi motocyklami a drugich naszymi pieniędzmi. Któryś z nich wziął nasze paszporty i zniknął w blaszanym kontenerze służącym za biuro. W międzyczasie reszta zasypała nas pytaniami skąd dokąd po co za ile. Po chwili wraca ten który zabrał nam paszporty i pyta kto rozumie rosyjski. Chwila ciszy ale w końcu odezwałem się, że ja rozumiem. Machnął żebym poszedł za nim do kontenera. No i zaczęło się maglowanie.
-nie macie pieczątek z Białorusi, nie pojedziecie dalej
zacząłem drapać się po głowie o jakie pieczątki mu chodzi, przecież nawet nie było białoruskich bramek i wyjazdu z kraju tylko od razu zaczęła się Rosja.
- a gdzie te pieczątki mieliśmy dostać?
- o tam (tu powiedział jakąś nazwę miasta) a to 100km na zad
Patrze na zegarek, nie jest jeszcze tak późno więc najwyżej pojedziemy. Daje mu jednak kartkę i każę napisać adres gdzie mamy jechać, nie będziemy przecież krążyć gdzieś w poszukiwaniu fikcyjnych pieczątek. Nie spodobało im się to i nie chcieli napisać więc próbuję dalej. To może na mapie pokażcie gdzie mamy jechać? Nie, nie pokażą i od nowa to samo - nie macie pieczątek nie jedziecie dalej. Skoczyło na mnie jednocześnie trzech pograniczników przekrzykując się wzajemnie, widać nie chcą odpuścić. Negocjacje trwały już dłuższą chwilę. Pierwszy raz w życiu miałem styczność z taką sytuacją więc nogi zrobiły się trochę miękkie. W końcu jeden z nich szarpnął mnie za rękaw i zabrał do pokoju obok. Tu rozmowa zmieniła się w mniej oficjalną.

- Jak zapłacicie to pojedziecie dalej a my załatwimy pieczątki.
- Ile?
- a ile masz?
- nic nie mam, tylko kredit kard.

Błędne koło, wróciliśmy do punktu wyjścia a ja od tego momentu zacząłem już tylko powtarzać nie panimaju, może ta metoda coś da. Dała, po kilku minutach wcisnął mi w rękę paszporty i kazał jechać. Ostatecznie okazało się, że żadnych pieczątek nie potrzebowaliśmy.

Chyba każdy kto pierwszy raz przekraczał tę granicę czul jakiś dreszczyk emocji. Ja dodatkowo jeszcze oddech celników. Jesteśmy w Rosji


Na przejściu zeszło nam trochę czasu i zrobiło się popołudnie. Odjeżdżamy dla spokoju kilkadziesiąt kilometrów od granicy i zaczynamy szukać jakiegoś miejsca do spania. Po drodze zahaczamy jeszcze o market, nie jedliśmy obiadu wiec dziś będziemy gotować. Przy okazji weryfikują się informacje słyszane w TV, że w tej Rosji to sklepy świecą pustkami bo im unia dała embargo... taaa, półki aż uginają się od produktów i między nimi mnóstwo rzeczy z Polski w wielu przypadkach jeszcze z polskimi etykietami tylko naklejona mała kartka z informacją w ich języku.
Wino, jakieś krokiety z rybą, pasztet i jedziemy. Pod sklepem rzucam okiem w gps gdzie w pobliżu jest jakaś woda. Po drodze znowu pakujemy się w krzaki, kilka opuszczonych wiosek, droga robi się coraz bardziej zarośnięta, praktycznie znika ale kreska w Garminie ciągle jest więc jedziemy dobrze. Wyskakujemy w końcu na polane i widać już jezioro, jest ładnie.

P1180839.JPG

YDXJ0999.jpg

Marcin od kilku dni ma problemy z motocyklem, dusi się, nie chce się wkręcać na obroty a co za tym idzie manetka do oporu a prędkość 80km/h. Poprzednie dni nie było czasu ale dziś jesteśmy w miarę wcześnie rozbici więc zabieramy się za gaźnik. Niby wszystko w porządku ale iglica jest mocno wytarta, lata luźno w przepustnicy. Zauważam jeszcze, że jeden przewód od podciśnienia jest lekko pęknięty. Łatamy, sklejamy co się da może jutro będzie lepiej.

YDXJ1000.jpg

YDXJ1003.jpg

Marcin to prawdziwy meloman i bez muzyki nie może żyć, zabrał mini radyjko które przygrywać będzie nam już codzień. Wieczór spędzamy przy winku i dźwiękach ruskiego disko polo. W sumie to nie disko polo, to disko russo no bo przecież jesteśmy w Rosji.

VIRB0262.JPG

Podczas porannego drapania się po dupie dyskutujemy gdzie by tu jechać. Niby jakiś plan jest ale kto by się tam go trzymał, przecież mamy jeszcze tyle dni zapasu. Są dwie opcje, albo jedziemy do Kurska asfaltem albo jedziemy terenem w sumie też do Kurska więc decyzja jest łatwa.

YDXJ1023.jpg

YDXJ1026.jpg

YDXJ1039.jpg

VIRB0355.JPG

YDXJ1042.jpg

VIRB0357.JPG

Czas znowu płynie szybko, grzejemy przez pola i łąki przeplatając to z małymi wioseczkami pośrodku niczego. Jadąc przez kolejne pole kukurydzy wjeżdżamy w mały lasek a za nim... niebiańskie łąki, znaczy się niebieskie. Po horyzont wszystko niebieskie, to kwitnie łubin.

VIRB0425.JPG

YDXJ1085.jpg

VIRB0365.JPG

YDXJ1064.jpg

YDXJ1086.jpg

YDXJ1065.jpg

VIRB0363.JPG

W garminie widzę drogę ale w rzeczywistości już od dłuższego czasu jedziemy przez środek łąki. Ślady samochodu dawno zniknęły w trawie, zaczynamy krążyć. W takich miejscach mógłbym krążyć i pół dnia, niesamowity widok.

VIRB0373.JPG

VIRB0375.JPG

Znów cały dzień zleciał nie wiadomo kiedy, słońce już nisko więc zaczynamy się rozglądać za jakimś miejscem pod namiot. Dojeżdżamy do dużego jeziora ale dookoła wszędzie bagniska i nie da się dojechać do wody.

YDXJ1127.jpg

P1180851.JPG

Krążymy z godzinę próbując je objechać. Przypadkowo na pobliskiej łące pod lasem trafiamy na ławeczki i miejsce na ognisko. Widać, że nikogo tam nie było od wielu lat, pewnie to jakieś miejsce pasterzy.

P1180861.JPG

zachód piękny jak codzień

P1180865.JPG

W nocy zaczyna padać deszcz, leje dosyć solidnie. Rano mamy sporo zabawy żeby wyjechać z tej podmokłej łąki, każdy wywija jakieś akrobatyczne figury na błocie. Po niecałej godzinie dojeżdżamy do drogi, na dziś wystarczy offroadu. Musimy trochę podgonić więc do Kurska dojeżdżamy już asfaltem.

YDXJ1140.jpg

Przebijamy się przez miasto i obieramy następny cel - Woroneż. Tam mamy plan poszukać jakiegoś hostelu czy campingu żeby w końcu dokładnie się wyszorować bo kąpiele w rzece nie do końca dają poczucie czystości.

VIRB0272.JPG

VIRB0307.JPG

VIRB0384.JPG

Główne drogi w Rosji są mocno zatłoczone, mnóstwo ciężarówek lepszych i gorszych. Często daleka widać tylko kłęby czarnego dymu, jeden Kamaz próbując sforsować górkę tworzy długi korek. Co kawałek remonty, światła, ruch wahadłowy - ogólnie nic przyjemnego.

VIRB0468.JPG

Pod wieczór dojeżdżamy do Woroneża, z bazy danych w garminie próbuję znaleźć jakiś hostel. Pierwszy strzał nietrafiony. To nie hostel ale czterogwiazdkowy hotel, ceny skutecznie nas odstraszają. Dwie kolejne próby podobne, parkingowy jak zobaczył nas całych utytłanych w błocie zasugerował, żebyśmy jednak poszukali czegoś innego. Kolejny hostel mógłby być ale znajduje się w jednym z mieszkań na blokowisku a tu na pewno nie zostawimy motocykli na całą noc bez żadnego nadzoru.

Po tym wszystkim kolejny raz utwierdzam się w przekonaniu, że w miastach nie ma nic ciekawego i należy je omijać bokiem, tak też robimy. Wyskakujemy z centrum i jedziemy kilka km za miasto - tam podobno jest jakiś kemping. Faktycznie coś jest, jakiś ośrodek nad rzeką w lesie, wygląda całkiem przyjemnie. Przyjemnie jednak nie wygląda portier z psem, który informuje nas, że to zamknięty ośrodek dla elit. Trudno. Słońce już zaszło więc trzeba podejmować szybkie decyzje co dalej. Niedaleko jest miasteczko, jedziemy zrobić jakieś zakupy. Dziś na kolację pasztet i wóda. Rozbijamy się już po ciemku nad jakąś rzeczką pod miastem. Po chwili zaczyna się ostro błyskać, najpierw z prawej, później z lewej. Osaczyło nas, pół nocy wisi nad nami jebitna burza a ja leżąc w namiocie zastanawiam się tylko jak my stąd rano wyjedziemy skoro wieczorem bez deszczu było już miękko. To nie koniec niespodzianek jutrzejszego dnia, nad tą rzeką chyba jednak byliśmy nie tylko my.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teren mimo deszczu okazał się w miarę stabilny więc wyjechaliśmy z nad rzeki bez problemów. Zastanowiły nas jednak pewne ślady niedaleko namiotów.

Pies czy niedźwiedź? Nie mam pojęcia ale co by to nie było to nie chciałbym się spotkać z czymś o tak wielkich łapach.

P1180874.JPG

Pakujemy graty i jedziemy, dziś mamy do zrobienia koło 600km niestety asfaltem. Jest plan żeby dojechać gdzieś za Wołgograd.

P1180875.JPG

VIRB0493.JPG

Przejazd przez Woroneż znowu zajmuje nam kupę czasu, w końcu wjeżdżamy na jakąś autostradę. Bramki, trzeba coś zapłacić. Mimo wjazdu na 'autostradę' prędkość nie wzrasta wcale. Wszędzie okropny tłok, ciężarówki, mnóstwo samochodów. Przy drodze straszny bałagan, stragan na straganie, co chwile jakaś buda z żarciem, parking tir itp. Mocno męczy mnie ta droga, nie dosyć, że trzeba ciągle się przepychać to jeszcze cały ten zgiełk mocno psuje krajobraz. Praktycznie przy każdej federalce, którą jechaliśmy było to samo. Tak pewnie wygląda większość dróg w Rosji.

Jedziemy tak jeszcze kilkadziesiąt kilometrów, staję w końcu na poboczu. Jest kryzys, nie mam ochoty jechać dalej. Na szczęście lekarstwo jest w zasięgu ręki... znów pierwsza w prawo i po 300 metrach jesteśmy w innym świecie.

YDXJ1183.jpg

VIRB0497.JPG

VIRB0495.JPG

Jedziemy na azymut, może uda nam się ściąć róg który musielibyśmy robić asfaltem. Niesamowite jak krajobraz może się zmienić w ciągu kilkuset metrów. Znowu te same wnioski, gdzie ludzie tam bałagan.

VIRB0514.JPG

VIRB0505.JPG

YDXJ1179.jpg

YDXJ1181.jpg

YDXJ1167.jpg

YDXJ1172.jpg

VIRB0509.JPG

YDXJ1192.jpg

Humory wracają nam szybko. Przestrzenie są tam ogromne, aż przytłaczające. Mimo, że to tylko pola, żadne piękne krajobrazy to ten dzień pamiętam jako jeden z lepszych. Może to przez ten kontrast do zatłoczonego poranka? Nie mam pojęcia ale odetchnęliśmy mocno. Kupa fajnego offroadu.

VIRB0528.JPG

YDXJ1187.jpg

Mijamy kolejne wioski na tym końcu świata, wszędzie widać straszną biedę. Dookoła tylko rozpadające się chałupy.

VIRB0516.JPG

VIRB0518.JPG

VIRB0519.JPG

VIRB0563.JPG

VIRB0560.JPG

VIRB0552.JPG

Na końcu jednej z wiosek jednak wyłania się elegancki magazyn. Prawdziwy sklep wielobranżowy, od spożywczych rzeczy po chemię, gwoździe, metalowe wiadra, bawełniane gacie po krzesełko wędkarskie i ponton. Wchodzimy po wodę i jakieś lody. Babuszka pracująca w sklepie nie może uwierzyć w to kim jesteśmy i skąd się w ogóle tam wzięliśmy. Polacy na motocyklach jadą do Gruzji przez jej wioskę? Niemożliwe. Mimo to strasznie przyjemne są takie spotkania - dla nas bo przez chwile można było poczuć się kimś wyjątkowym a dla nich to pewnie była jedyna okazja spotkania takich ludzi i pewnie już im się to nigdy nie przydarzy.

VIRB0553.JPG

VIRB0557.JPG

Czas się zbierać, wyjeżdżamy z wioski. Na GPS widzę, że przed nami rzeka. Jedziemy wąską mocno błotnistą drogą, dookoła znaki informujące, że to tereny bagienne. Po kilkuset metrach dojeżdżamy do wody.

VIRB0570.JPG

VIRB0571.JPG

Nie wygląda za ciekawie, woda ma może z pół metra głębokości ale jest strasznie miękko. Wskakuje w butach żeby pomacać grunt ale po dwóch krokach zasysają mnie jakieś ruchome piaski. Na obładowanych motocyklach nie ma co się tam pchać, trzeba zawracać. Ostatecznie wyszło tak, że musieliśmy wracać do asfaltu z którego zjechaliśmy rano. Na wschód przesunęliśmy się może z 70km, nie wiele ale to nie istotne. Kombinuję jeszcze jakby tu urozmaicić dzień, nie mam zamiaru jechać federalką. Musimy dziś dalej już jechać asfaltem ale wybieram drogi mało uczęszczane, przez miasteczka i wioski.

Pod wieczór na stacji benzynowej spotykamy kilkunastoosobową ekipę Czechów na nowych GSach - jadą do Kazachstanu. Każdy elegancki a my wpadamy między to towarzystwo ubłoceni na naszych motocyklach poskładanych na trytytki. Mimo to zazdroszczą nam i podziwiają, że grzejemy terenem. Morale rosną nam mocno, jest szacunek. Okazuje się, że jechali tą samą drogą co my, przez to samo ruskie przejście. Nam zeszło tam koło 40 minut a ich trzepali prawie 5 godzin. Jak usłyszeli, że nie zapłaciliśmy nic jakoś temat się ucina. Domyślać się tyko można, że oni płacili, pewnie nie mało. Jednak warto mieć brzydki motocykl ;)

VIRB0592.JPG

Robimy zakupy i jedziemy rozbić się nad rzekę, o tam będziemy spali - na górce.

VIRB0595.JPG

P1180883.JPG

Komary tną niesamowicie, w całej Rosji było ich już dużo ale dziś jest kumulacja. Nie dosyć, że całą noc coś brzęczy nad uchem to śpimy w okolicy jakiejś dużej magistrali kolejowej więc całą noc słychać jeszcze tu-dut tu-dut tu-dut... na szczęście dziewczyny z etykiety wina pomagają twardo usnąć.

VIRB0599.JPG

Rano wpadamy na autostradę i już niestety nie ma czasu na terenowe zabawy. Ciśniemy na Wołgograd !

VIRB0601.JPG

VIRB0606.JPG

Wszechobecne remonty urozmaicają nam asfaltową nudę

VIRB0621.JPG

VIRB0632.JPG

Przy jednym z takich DPSów widzę przede mną ciężarówkę i kilka samochodów. Droga wyznaczona jest przez ciąg betonowych zapór więc na pewno będzie się trzeba zatrzymać. Dojeżdżając wrzucam luz i kulam się powoli. Nagle zza samochodów wyskakuje milicjant i pałką energicznie macha, żeby się nie zatrzymywać tylko jechać dalej. Zastanawiałem się o co mu chodzi dopóki nie spojrzałem w prawo. Ogromny wilczur biegł prosto na mnie. Odruch bezwarunkowy zadziałał, gaz odkręciłem do końca - i co z tego jak motocykl był na luzie. Te pół sekundy straty zadecydowały o tym, że capnął mnie w nogę. Na szczęście plastikowy but skutecznie odparł atak i zęby się nie wbiły (chwała za to offroadowym buciorom). Zanim wrzuciłem bieg szarpnął mnie jeszcze za torbę. Torba dziurawa ale zawsze to lepsze niż dziurawe udo. Gaz do końca i uciekliśmy lewym pasem omijając kolejkę.

VIRB0629.JPG

Dojeżdżamy w końcu do Wołgogradu, ogromne miasto znowu pochłania kupę czasu.

VIRB0647.JPG

Oglądamy największą rzekę Europy, robi wrażenie ta Wołga. Na wyjeździe z miasta kolejna kontrola na DPS, upierdliwy milicjant sprawdza każdy papierek który mamy przy sobie mimo, że nawet nie potrafi ich przeczytać bo nie zna naszego alfabetu.

Za miastem krajobraz nagle się zmienił. Rzeka odcięła lasy i pola, zaczął się step.

YDXJ1274.jpg

VIRB0678.JPG

VIRB0683.JPG

Ludzie też jacyś dziwni, wszyscy skośnoocy. W pierwszym momencie myślałem, że to jedna wioska przesiedleńców z Kazachstanu czy Mongolii, jak jest na prawdę okaże się wieczorem.

Dookoła straszna susza, szukamy jakiegoś miejsca pod namioty. Na horyzoncie w końcu pojawia się woda, zostajemy.

VIRB0700.JPG

YDXJ1294.jpg

Siedzimy przy namiotach, osty kłują w dupę, pijemy jakąś sosnową wódeczkę - pięknie. Podjeżdża do nas samochód, wysiada oczywiście skośnooki pan. Pokazuje nam legitymację, jest ze straży rybackiej albo straży ogólnie tego regionu, ciężko było mi go zrozumieć. Pytamy czy nie ma problemu, że tutaj śpimy - mówi, że spokojnie możemy tu zostać ale żebyśmy uważali na wolki. Na co? Na wolki. Przypominam sobie ślady na piasku przy rzece i już nie jest nam tak wesoło. Próbuję się dowiedzieć co to te wolki czy to taka bolszoja dzika sabaka. Odpowiada, że nie. Później od innych Rosjan dowiedzieliśmy się o co mu chodziło. To ludzie, darmozjady kręcące się po okolicy i wyłudzające pieniądze. Nie spotkaliśmy tej nocy żadnego.

Na koniec mówi nam witajcie w Republice Kałamucji. Wszystko już jasne skąd te skośne oczy. To nie stalinowscy przesiedleńcy a po prostu Kałamuci :)

P1180902.JPG


Zostało nam już tylko kilka dni ważności wizy więc koniec zabawy w terenie, dalej będziemy musieli już grzać asfaltem. Jedziemy w stronę Elisty. Nuda okropna, asfalt po horyzont a dookoła tylko step, do tego straszliwy upał.

VIRB0709.JPG

VIRB0713.JPG

VIRB0793.JPG

Czasem jakaś turystyczna atrakcja, przydrożny pomnik byka pośrodku niczego.

YDXJ1345.jpg

VIRB0969.JPG

Jedynym urozmaiceniem jest wyprzedzanie ciężarówek.

VIRB0814.JPG

Gdzieś już przed samą Elistą wyprzedziliśmy kilka ciężarówek wlokących się pod górkę. Jak to zazwyczaj na podjazdach tam również była linia ciągła. Pech chciał, że zauważył to patrol milicji. Zatrzymali nas zaraz a ja już wiedziałem, że nie będzie ciekawie bo w Rosji za wyprzedzanie na ciągłej zabierają prawo jazdy na 3 miesiące więc dla nich to dosyć solidne przewinienie.

Zawsze jechaliśmy tak, że ja prowadziłem, Marcin drugi a na końcu Maciej. Milicjant podszedł do nas i poprosił o dokumenty, zaczęliśmy grzebać po torbach ale chciał papiery tylko od Macieja. Nie mam pojęcia dlaczego ale twierdził, że to on wyprzedził te ciężarówki a nie my wszyscy. O takie rosyjskie myślenie. Wsadzili go do wozu, trzasnęli drzwiami i zaczynają ruszać. O kurdę gdzieś go wywożą !? podbiegłem do nich zaraz ale odjechali na szczęście tylko ok 100 metrów od nas i tam zaczęli go maglować. Z daleka widać machanie rękami, język na migi. Przyjęliśmy zasadę, że nie gadamy już z żadnymi służbami. Nie znamy ruskiego i koniec. Sytuacja trwa już kilkanaście minut, wołają mnie w końcu żebym podszedł. Oczywiście pytanie czy znam rosyjski. Nie znam, tylko po polsku. Widzę, że przedstawili już sytuacje rysunkowo. Na kartce schemat drogi, ciężarówki, podwójna ciągła no i Maciej na lewym pasie. Mimo to idziemy w zaparte, że nic nie rozumiemy i nie wiemy o co chodzi. Doskonale rozumiem co do nas mówią, tam właśnie dowiedziałem się o zabieraniu prawa jazdy no i o kwocie mandatu, który mielibyśmy zapłacić - 15 tysięcy rubli... to prawie 1000zł. Mówię chłopakom co jest grane robiąc przy tym zdziwione miny i dalej to samo. Ja nie znaju, ja nie panimaju. Oni do nas po rusku my do nich po polsku. W końcu zapada cisza, nie wiem ile to trwało ale z 2-3 minuty nikt się do siebie nie odzywa. Szeptają po tym coś do siebie, bez słowa oddają dokumenty, trzaskają drzwiami i odjeżdżają. Uff, udało się. Kwota mandatu, który mielibyśmy zapłacić była mocno przesadzona ale liczyłem się już z tym, że coś trzeba będzie im dać no bo w końcu popełniliśmy to wykroczenie. Nie była to próba wyłudzenia kasy za nic. Jedziemy dalej, już ostrożniej.

Elista, stolica Kałamucji.

VIRB0807.JPG

Podczas tych długich asfaltowych przelotów było dużo czasu na myślenie i tak sobie coś wymyśliłem. Skoro już jesteśmy w tej Rosji, dni do końca wizy nam jeszcze trochę zostało to czemu nie wykorzystać tego na maxa? Jedziemy nad Morze Kaspijskie ;)

Za Elistą skręcamy na Astrachań.

VIRB0820.JPG

VIRB0841.JPG

Co jakiś czas na tym pustkowiu zdarzają się nie wiem jak to określić ale niech będzie miejsca postoju. Parkingi dla ciężarówek, stacja benzynowe, jakaś knajpa itp.

VIRB0845.JPG

VIRB0846.JPG

Zatrzymujemy się w jednej z nich na obiad. Na dworze okropny upał więc jemy w środku, klimatyzacja daje zbawienny chłód. Przez okno widzę, że przy motocyklach zaczyna się kręcić coraz więcej osób. Do nas też co chwile ktoś podchodzi, zaczepia. W takich sytuacjach zawsze robię się podejrzliwy. Po obiedzie Maciej chce jeszcze coś pogrzebać przy motocyklu więc czekamy na niego już na dworze. Dookoła nas przewija się mnóstwo ludzi, pełne autobusy ludzi jednych wysadzają innych zabierają. Coraz więcej zagranicznych rejestracji, Azerbejdżan, Iran, Kazachstan. Tłum ludzi a z tego tłumu oczywiście najbardziej wyróżniamy się my, czuje na sobie spojrzenia wielu osób. Moją uwagę przekuwają jednak dwaj goście którzy ewidentnie cały czas się na nas gapią, z wyglądu ruskie cwaniaki z czarnego BMW. Podchodzą w końcu i dają standardowy zestaw pytań, skąd dokąd po co. Pyta czy jedziemy przez Dagestan, mówi żebyśmy tam uważali. Słychać po tonie, że chyba nie do końca im tam pasujemy. Nie wdawałem się w żadne dyskusje i ucinałem tylko, że nie rozumiem. Na koniec powiedział coś tylko pod nosem ojjj poliaki, poliaki wszędzie się pchacie. Odszedł kawałek, wyciągnął zaraz telefon i zaczyna z kimś rozmawiać. Słyszę, że mówi o nas, podaje jakie mamy motocykle itp. Pierwsze co mi przychodzi do głowy to, że jak tylko kawałek odjedziemy to dostaniemy pałą w łeb, okradną nas, zgwałcą i porzucą na tej pustyni. Poganiam chłopaków, żeby szybciej się zbierali a dwa cwaniaki ciągle na nas patrzą. Ruszyliśmy w końcu, odbijamy w prawo z głównej drogi prowadzącej na Astrachań. Jedziemy na południowy wschód w stronę morza.

Częstotliwość ruchu samochodów spada może do kilku aut na godzinę - jedziemy tam praktycznie sami. W głowie mam ciągle tych dwóch typów i myśl, że to idealnie miejsce żeby nas zaciukać. Bez świadków, cisza i spokój.

VIRB0885.JPG

Podejrzenia okazały się na szczęście tylko podejrzeniami ale wyobraźnia działa. Wpadam nawet w depresję, tę geograficzną ;)

YDXJ1380.jpg

Upał taki, że nawet jeziora wysychają.

YDXJ1372.jpg

VIRB0858.JPG

VIRB0884.JPG

VIRB0851.JPG

VIRB0866.JPG

Wyjeżdżając z jakiegoś miasteczka jadę ciągle z otwartą szybą łapiąc trochę powietrza. Jedziemy już dobrze ponad stówę i w nagle zauważam przed sobą czarną chmurę. W ostatniej chwili zdążyłem zamknąć kask, wpadliśmy w chmarę szarańczy. Chowam tylko szyję licząc, że to dziadostwo nie wleci mi za koszulkę. Jechaliśmy tak kilkaset metrów. Przez szybę już prawie nic nie widać, wszystko zaklejone szarańczowymi flakami.

VIRB0879.JPG

Pod wieczór dojeżdżamy w końcu na granicę. Paszporty, odprawa - jesteśmy w Dagestanie.

VIRB0890.JPG

Jesteśmy już bardzo blisko morza, jest plan żeby na nockę podjechać gdzieś na brzeg.

YDXJ1390.jpg

YDXJ1394.jpg

YDXJ1406.jpg

YDXJ1399.jpg

YDXJ1396.jpg

YDXJ1413.jpg

Dojeżdżamy na brzeg. GPS pokazuje, że w sumie to jesteśmy już w wodzie ale gdzie to morze? Mimo, że nad morzem to morza w tej okolicy nie zobaczymy. Wołga płynąc przez tę pustynie niesie ze swoimi wodami dobroć z całej zachodniej Rosji. Wpadając do Morza Kaspijskiego szeroką deltą tworzy ogromne bagniska, wszystko jest zarośnięte.

morze.jpg

Na brzegach żyją tylko rybacy. Mają wykopane kanały, którymi wypływają na otwarte wody. Piaszczyste plaże zaczynają się dopiero na wysokości Kizlaru, tam pojedziemy jutro. Rano wskakujemy na asfalt i jedziemy na południe. Dziś jest plan, żeby leżeć na plaży, pić piwo i nie robić nic.

Przed Kizlarem zatrzymujemy się w sklepie kupić coś do picia i podpytać gdzie są ładne plaże. Życiem jak i takimi wyjazdami często rządzą przypadki. Podjeżdżając pod ten sklep nie mieliśmy pojęcia co to ze sobą przyniesie. Sklepów dookoła było kilka ale los rzucił nas akurat pod ten..

VIRB0984.JPG

W tym momencie zaczyna się najbardziej chora i głupia akcja jaką zrobiłem w życiu. Trwała ona dwa dni i oczywiście była w ruskim towarzystwie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

z tankowaniem żadnego problemu, stacje nawet na odludziu były co 100-200km max a bliżej cywilizacji to na każdym kroku benzyniarnia.

 

ja strzelałem Xiaomi YI a kolega miał jakąś Garmin Virb, która według mnie bije na głowę jakością nawet i GoPro. Zdjęcia żyleta bez jakiegokolwiek retuszu, kolory, ostrość. Będzie to widać na dalszych zdjęciach jak w końcu zaczną się jakieś ładne krajobrazy ;)


Spożywczak był częścią pawilonu, w którym był też warsztat, wulkanizacja, sklep z częściami i knajpa. Gdy tylko podjechaliśmy zewsząd otoczyli nas pracujący tam ludzie. Turyści na tym końcu świata są raczej rzadkością więc wzbudziliśmy duże zainteresowanie. Kobiety, które wyszły ze sklepu nie mogły uwierzyć, że przyjechaliśmy do nich aż z Polski. Bardzo chciały zobaczyć polskie pieniądze, daliśmy im jakieś drobniaki w zamian dostając okolicznościowe monety z Dagestanu. Zrobiliśmy zakupy i zaproszono nas do jednego z warsztatów na kanapę. Na dworze był straszny upał więc kawałek cienia był zbawienny.

VIRB0985.JPG

Zaczęło się zbierać dookoła nas coraz więcej ludzi aż w końcu pojawił się BOSS, tak wszyscy o nim mówili - właściciel tego całego przybytku. Na informację, że jesteśmy z Polski uśmiechnął się tylko mocno pokazując swoje wszystkie złote zęby. Od razu zaprosił nas do baru, nie będzie przecież gości przyjmował w brudnym warsztacie. Chwilę później na stole było już jedzenie, herbata, napoje, gorzała.

BOSS to ten w czapce

VIRB0987.JPG

Całej naszej rozmowy nie jestem w stanie powtórzyć bo siedzieliśmy tam dobre 3 godziny. Było nam to nawet na rękę. Nigdzie się dziś nie spieszyliśmy więc najgorszy upał w południe dobrze było przesiedzieć w chłodnym pomieszczeniu.

Bardzo byli zaciekawieni Polską, dużo pytali o nas, o Europę jak tam jest. Sporo o nas wiedzieli ale to były głównie informacje usłyszane w TV. Propaganda żyje tam ciągle ale i u nas jest podobnie. Słyszy się o Rosji jacy to źli ludzie i bandyci. Jeden z nich powiedział fajną rzecz wskazując palcem na telewizor. Tam nie jest prawda, prawda jest tutaj jak siedzimy i rozmawiamy. Długo byśmy tak mogli rozmawiać bo atmosfera zrobiła dobra ale chcieliśmy zobaczyć dziś jeszcze morze.

Boss podszedł do mnie i wskazał żebyśmy wyszli na dwór bo coś chce mi powiedzieć na osobności. Chyba z dziesięć razy mi powtarzał jak bardzo się cieszy, że do niego przyjechaliśmy. Na koniec wcisnął mi w rękę jakieś pieniądze i kazał zaraz schować do kieszeni żeby nikt nie widział, nie miałem pojęcia ile tam tego było. Starałem się odmówić ale nalegał żebym to wziął na dalszą drogę. Zapakowaliśmy się na motocykle i ruszyliśmy w stronę morza, do plaży było jeszcze około 60km.

VIRB0988.JPG

VIRB0994.JPG

Po drodze jeszcze kolejne kontrole dokumentów. Tu spędziliśmy chyba z pół godziny bo wojak siedzący przy okienku długo się męczył, żeby wpisać nasze dane do jakiejś księgi. Oczywiście nie znał naszego alfabetu, stąd te problemy.

VIRB0989.JPG

Kolejna kontrola była już tylko w celach zrobienia sobie z nami zdjęcia.

YDXJ1438.jpg

YDXJ1493.jpg

To skonfiskowane motocykle które nie miały papierów

YDXJ1492.jpg

W końcu jesteśmy, Morze Kaspijskie !

VIRB0010.JPG

YDXJ1451.jpg

Maciej źle zniósł upał, dopadł go udar. Kiedy z Marcinem dzidowałem po plaży on już leżał pod drzewem w cieniu, słabo wyglądał.

VIRB0038.JPG

Znaleźliśmy miejsce pod namioty i się zaczęło...

Zaczęło się od tego że wyjąłem z kieszeni forsę, którą dostałem. Okazało się, że Marcin i Maciej też coś dostali. Duże było nasze zdziwienie kiedy okazało się, że razem mamy 28 tysięcy rubli. To było prawie 1800zł, to tyle co dwie pensje jego pracownika. No to co, jedziemy do sklepu po browary i zaczynamy w końcu życie jak prawdziwi turyści na wakacjach.

Namioty mieliśmy około 200 metrów od wody więc wsiadamy na moto i jedziemy zobaczyć co w wodzie piszczy.

VIRB0029.JPG

Lekki szok bo woda gorąca, nie jak Bałtyk w lipcu czyli 18*C a na prawdę gorąca ! Cieplejsza od powietrza, które wtedy miało ponad 30 stopni. Ruscy na plaży mówią, że nad morze jeżdżą teraz w czerwcu bo w lipcu i sierpniu jest już za gorąco. Wchodzimy do wody, dno ubite, równe jak stół. Idziemy coraz dalej i dalej a wody ciągle do kolan, co jest grane. Dużo dalej od nas wgłąb morza bawią się małe dzieci. Jaja udało się zamoczyć dopiero jak usiedliśmy. Wyszorowaliśmy się dokładnie drobnym, czarnym piaseczkiem z dna. Kupę kasy płaci się w jakimś spa za peeling a tam wszystko na wyciągnięcie ręki ;)

Relaks trwał i trwał, po dwa zimne piwa do sklepu, później poleżeć w wodzie i tak w kółko. Słońce zaczęło się już chylić ku horyzontowi kiedy podjechała do nas biała Łada Niva. Odpicowana biała Niva z dobrym audio z którego tłukło disko russo. Wyskoczył z niej zaciekawiony gość oczywiście z pytaniami skąd dokąd poco. Zaczęliśmy chwilę rozmawiać, pracował tam jako strażnik rybacki albo coś w ten deseń. Ogólnie to wychodziło na to, że wszystkich znał i wszystko potrafił załatwić.

Patrzy na stos pustych butelek pod drzewem.
- to wy to piwo pijecie? nie pijcie tego więcej zaraz coś wam przywiozę... trzasnął drzwiami i odjechał.
Spojrzałem na Marcina i wiedziałem już, że ten wieczór będzie ciekawy. Pobiegliśmy zażyć ostatniej kąpieli bo czułem, że na kolejną już dziś może nie być okazji. Nie zdążyliśmy wyjść z wody a z daleka widzę, że przy naszych namiotach już stoi biała Niva. Przyjechał z kolegą - tak poznaliśmy Kamala i Kamila (nie mam pojęcia który jest który bo co chwilę mówili do siebie inaczej)

P1180911.JPG

Kamal (kierowca Łady) przywiózł nam koniaku. Pysznego, zajebiście mocnego dagestańskiego koniaku. Na zagryzkę surowy, solony jesiotr prosto z morza. Podobno tamtejsze jesiotry są najlepsze na świecie, a na pewno ich ikra.

P1180916.JPG

Kamal mówił, że nie może dużo pić bo jest kierowcą. Kamil nie pije, bo nie pije i już. Nasz Maciej jest również abstynentem co jak się później okaże uratowało nam dupy. Koniak płynął, rozmów nie było końca. W międzyczasie syn Kamala przywiózł nam jedzenie, wołowina, pyzy z jakimiś sosami no i koniak.

P1180917.JPG

P1180919.JPG

Wszystko co dobre kiedyś się kończy, skończył się i alkohol. Od dawna było już ciemno, nie mam pojęcia która była godzina kiedy zapytałem Kamala...
- a możemy pojeździć sobie po plaży twoją Nivą?
Mimo ciemności było widać ten błysk w oku a po chwili błyszczały się już jego złote zęby. Chęć poszpanowania przed nami była ogromna. To pytanie, które zadałem było gwoździem do trumny. Drugim gwoździem bo pierwszym był już litr koniaku i dziesięć piw w naszych dupach.

Marcin do tyłu ja z przodu i jedziemy. Maciej z Kamilem zostali przy naszych motocyklach a my pojechaliśmy, nie mam pojęcia dokąd pojechaliśmy. Grzaliśmy po plaży co chwile wjeżdżając na 100 czy 200 metrów wgłąb morza.

YDXJ1463.00_01_00_10.Still002.jpg

Rajd trwał dobre 10km aż nagle hamulce i wjeżdżamy prosto z plaży przez jakąś pancerną metalową bramę na podwórko. Dookoła same mieszkalne kontenery, na środku stoi duża łódź. Mocno zamroczeni alkoholem nie mieliśmy w sumie pojęcia gdzie jesteśmy. W jednym z blaszaków gra głośne disko, jakieś dwie baby tańczą a przy stole siedzi samotnie jakiś typ w czapce kapitana. Dosiadamy się do niego, nie jest zbyt rozmowny ale stawia kieliszki i zaczynamy pić dalej.

YDXJ1477.jpg

Kolejna flaszka pęka, idziemy oglądać tę dużą łódź, która stoi na podwórku. Wdrapujemy się jakoś na nią i.. i to jest ostatnie co pamiętam. W tym momencie powinienem przerwać historię bo nie mam pojęcia co było dalej, przestałem rejestrować. Opowiem to co wspólnie razem ustaliliśmy następnego ranka.

Ta historia jak się okazało działa się na wielu płaszczyznach, była wielowątkowa jak i działa się chyba w ośmiu wymiarach. Podczas gdy ja z Marcinem upijaliśmy się nie wiadomo gdzie Maciej będąc na plaży przy motocyklach widzi ogromny samochód. Twierdził, że największy jaki widział i to w dodatku cały opancerzony z wieżyczkami strzelniczymi i wojakami z kałachami w środku. Była to jakaś straż wybrzeża. Podobno jest tam dużo kłusowników i w sumie do granicy nie tak daleko więc patrolują okolicę. Pyta się Kamila, że przecież takim wielkim wozem po plaży nie mają szans nikogo dogonić. Ten mu odpowiada, że wcale nie muszą gonić - bo przed kulami ciężko uciec.

A wiecie gdzie w tym czasie byłem ja z Marcinem? Okazało się, że jesteśmy w ich bazie.

Zdjęli mnie z tej łodzi i posadzili z powrotem przy stole. Marcin zebrał w sobie wszystkie siły, żeby bronić polskiego honoru. Wypił jeszcze kilka kieliszków ale, że ze mną było już słabo to wpakowali mnie do samochodu i plażą wróciliśmy do motocykli. Maciej mówił, że jak podjechaliśmy to otworzyły się drzwi i coś wypadło. To ja, ryjem w piach - trup. Wrzucili mnie do namiotu i moja przygoda tej nocy się zakończyła.

Maciej jako, że nie jeździł jeszcze Ładą musiał też się nią przejechać. On wcale tego nie chciał ale został posadzony na fotelu pasażera i w sumie nie miał za wiele do gadania. Jechał podobną trasą co my, raz plaża raz morze. Wjechał w tę samą pancerną bramę tylko patrzał na to trzeźwym okiem i widział, że to posterunek żołnierzy. Nam jakoś ten fakt uciekł. Wojacy zainteresowali się w końcu co to za wycieczki i kim w ogóle my jesteśmy. Chcieli nasze dokumenty. Nasz "przewodnik" Kamal oznajmił im, że żadnych dokumentów nie będzie bo jesteśmy jego gośćmi i w ogóle to mają spierd.alać. Maciej nauczył się wielu nowych ruskich przekleństw kiedy ten kłócił się z żołnierzem. Sytuacja zaczęła robić się trochę gorąca bo wojacy nie chcieli odpuścić, chcieli tez dokumenty od Nivy, których oczywiście też nie chciał pokazać. Doszło do jakiś przepychanek. Maciej mimo, że nie znał po rosyjsku ani słowa doskonale zrozumiał budu strielat ! Dźwięk przeładowywanej broni też jest raczej znany każdemu kto oglądał kiedyś amerykańskie kino akcji. Słysząc to osunął się w fotelu licząc chyba na to, że półmilimetrowa blacha na drzwiach Nivy osłoni go od deszczu kul. Sytuacja na szczęście skończyła się łagodnie i odjechali stamtąd bez szwanku.

Kamal zabrał go do siebie do domu, lepianka z gliny. Dom w opłakanym stanie a na podwórku co? Nowe BMW X5 i VW Phaeton, którym chwalił się wcześniej, że ściągnął go sobie z Niemiec. Nie ma gdzie mieszkać ale do miasta nowym wozem, szpan jest.

Maciej w zamian za straty moralne został obdarowany dwoma elegancko zapakowanymi butelkami koniaku, dostał też dwa chińskie noże. Wrócili w końcu do naszego obozowiska. Na koniec pękła jeszcze jedna butelka koniaku i finisz. Nasi nowi ruscy znajomi zapakowali się do Łady i odjechali.

Słońce wygoniło mnie z namiotu już chyba o 5 rano. Wstałem lekko kołowaty ale czułem się ok więc myślę sobie, godzinka - dwie i jedziemy dalej. Taaa... czułem się dobrze bo miałem sporo w sobie a kac nawet się jeszcze nie zaczął. Maciej też już się kręcił, ciągle słaby udar go jeszcze trzymał. Marcina było prosto znaleźć bo drogę do namiotu usłał kolorowymi pawiami. Naszą oazą na najbliższe godziny stał się kiosk. Stał sobie na środku plaży stary kiosk. Nieważne jaki był, ważne, że dawał cień.

YDXJ1480.jpg

Przesiedzieliśmy pod nim kilka godzin aż słońce wzeszło na tyle wysoko, że przestał rzucać cień. Przenieśliśmy się do środka. Miejsca było jednak tylko dla dwóch więc ustaliliśmy zmiany. Dwóch śpi jeden pilnuje, co godzinę zmiana.

YDXJ1481.jpg

Nagle ciszę zaczyna burzyć dźwięk samochodu i głośnego disko. O nie, znowu do nas jadą. Wystawiam głowę z kiosku, tak to ona - biała Niva...
Chłopaki przyjechali w dobrych nastrojach, widać u nich te ilości alkoholu nie zrobiły takiego spustoszenia. Pytają czy dziś jeszcze tu zostajemy. Patrzę na chłopaków i nie wyglądają jakbyśmy mieli dziś stąd ruszyć. Na koniec Kamal mówi, że jak zostajemy to przyjedzie do nas koło 18 i znowu coś przywiezie.

Musimy uciekać, nie damy rady powtórzyć tej imprezy. Odjeżdżamy z plaży koło 17.

Podsumowując - mogliśmy tej nocy umrzeć, mogli nas okraść, mogli z nami w sumie zrobić wszystko co tylko chcieli. Nic się takiego nie stało. Zostaliśmy za to ugoszczeni, dostaliśmy sporą dawkę wrażeń, dwa koniaki i chińskie scyzoryki. No i najważniejsze, niesamowite wspomnienia :)


Krótkie podsumowanie etapu białorusko-ruskiego

 

Edytowane przez dżony
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...
  • 3 years later...
  • 1 year later...
  • 1 month later...

Jedyna blokada w podróżowaniu po świecie jest bariera językowa niestety, ale taka jest prawda. Gdy znalazłem fajną stronkę do nauki języka angielskiego "SixPack" na questfe pl.  W zaledwie 6 tygodni nauczyłem się swobodnie mówić po angielsku. Ja i moi znajomy podróżujemy po świecie bez przeszkód. Bardzo wam polecam. Gwarantuje ci ze nie będziesz miał najmniejszych problemów z językiem angielskim. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.