Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'Maroko motowyprawy' .
-
Prawie miesiąc temu wróciliśmy z motowyprawy do Królestwa Maroka. Czas przedstawić Wam relację z tego obfitującego w wiele ciekawych przygód wyjazdu. Przed każdą wyprawą towarzyszą nam spore emocje. Nie uniknęliśmy ich mimo, że o był już nasz 4 wyjazd do tego egzotycznego kraju, a 2 jesienią. Tym razem ekipa składała się z 8 motocykli i 10 osób. W składzie mieliśmy nawet dwie kobiety, które towarzyszyły nam jako plecaczki. Naszą marokańską przygodę tradycyjnie rozpoczęliśmy w Maladze. Nasi współtowarzysze przylecieli tam samolotem tuż przed północą. Spotkaliśmy się przed hotelem, który znajduje się 3 km od lotniska. Wszystkim towarzyszył wspaniały nastrój. Chyba tanie linie lotnicze lepiej zaczęły dbać o swoich pasażerów ;). Z tego powodu rozpakowanie naszych rumaków przedłużyło się dosyć istotnie … Może również dlatego, że tuż obok hotelu znajduje się dyskoteka i przechodziły obok nas tłumy pachnących nastolatek o hiszpańskim temperamencie :). Jak już się tak napatrzyliśmy i nawodniliśmy tym co można kupić w strefie bezcłowej to trzeba było iść spać gdyż następnego dnia chcieliśmy jak najwcześniej przeprawić się na czarny ląd. Wybraliśmy mniejsze zło i grzecznie wylądowaliśmy w łóżeczkach. Dzień 1 – niedziela (290km) Po wieczornych powitaniach i przywitaniach nie było łatwo wstać … Tego dnia mieliśmy do pokonania 290 km i przeprawę promową. Jednak chcieliśmy jak najwcześniej przywitać Arykę. Umówiliśmy się przed hotelem tuz po żniadaniu gdzie stały przygotowane motocykle tuż po śniadaniu. Niestety nie wszyscy mieli apetyt ;). Po zapakowaniu naszych osiołków, z lekkim poślizgiem ruszyliśmy w stronę portu w Algeciras do którego mieliśmy ok. 140 km. Kupiliśmy bilety i w miarę szybko udało nam się dostać na prom gdzie trzeba załatwić dwie najważniejsze sprawy. Wypełnienie dodatkowych deklaracji wjazdowych oraz zakup alkoholu z którym jest spory problem w Maroku. Jako pierwsze postanowiliśmy załatwić zakupy … tak jakby miało tego towaru zabraknąć ;). Gdy tylko prom odbił od brzegu, drzwi tego przybytku zostały otwarte i nagle ustawiła się kolejka. Bardzo szybko zorientowaliśmy się, że wypełniają ją same znajome twarze …. Szybko ustaliliśmy, że dwa litry na twarz powinny wystarczyć ;). Na papierki przyszedł później czas. Dopłynięcie do portu w Ceucie, która jest jedną z dwóch enklaw Hiszpanii w Maroku, zajmuje około godziny. Szybki przejazd przez niewielkie miasteczko i dojeżdżamy na granicę. Hiszpańska straż graniczna w ogóle na nas nie reaguje, a na przejściu marokańskim tradycyjnie otrzymujemy pomoc od naszego starego i znanego „majfrenda”. On tam chyba mieszka. Kiedy nie przejeżdżamy on tam zawsze jest ;). Oczywiście mieliśmy wcześniej przygotowane wszystkie niezbędne dokumenty wjazdowe. W ten sposób zaoszczędzamy sporo czasu. Szło nam dosyć sprawnie do chwili kiedy jeden z cywilnych „pomagierów„ zobaczył nasze motowyprawowe nalepki. Okazało się, że jest na niej zarys terytorium Maroka nie uwzględniający Sahary Zachodniej. Duma Marokańczyków została urażona i nakazali nam zedrzeć „błędne” naklejki. Było przy tym dużo gadania. W takich sytuacjach najlepiej uśmiechając się potakiwać. Na koniec nasz pomocny „majfrend” otrzymał tradycyjna gratyfikację w postaci europejskiej waluty. W ten sposób z ostemplowaną deklaracją przejeżdżamy ostatnią kontrolę i jesteśmy w Maroku !!! Niestety nigdzie tam nie można robić zdjęć … Tego dnia staramy się szybko dojechać do celu. Przejeżdżamy przez góry Rif, które przypominają nasze Bieszczady. Niezbyt wysokie i bardzo zielone góry. Temperatura była znośna i nie przekraczała 30 stopni C. Dokuczał nam tylko silny wiatr, który wyginał nasze motki raz w lewo, raz w prawo. Do Chefchaouen dotarliśmy po ok. 2 godzinach. Parking już był przygotowany na nasze przybycie. Zamieszkaliśmy w uroczym hoteliku na skraju mediny w ogrodach, którego kwitło mnóstwo kwiatów co sprawiało, że czuliśmy się jak w raju ;). Po szybkim odświeżeniu i rozpakowaniu udaliśmy się do mediny aby poczuć klimat uliczek błękitnego miasta. Chefchaouen, to przede wszystkim piękna klimatyczna medyna wraz ze swoimi wąskimi uliczkami tworzącymi niebieski labirynt. Miasto zaliczane jest do najpiękniejszych w Maroko, choć myślę, że śmiało można się pokusić o stwierdzenie, że to jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie. Niesamowite tło stanowią tu potężne góry Rif, zaczynające się praktycznie za miastem Wieczorem zjedliśmy kolację na dachu jednej z restauracji podziwiając panoramę starego miasta i słuchając śpiewu muezinów nawołujących do modlitwy, a wydobywający się z wież wielu pobliskich Meczetów. Dzień zakończyliśmy w jednym z hotelowych pokoi gdzie dokonaliśmy pierwszej degustacji promowych zakupów ;). Dodam tylko tyle … zeszło się … CDN …
