Skocz do zawartości

Kristos1971

Zarejestrowani
  • Liczba zawartości

    337
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Zawartość dodana przez Kristos1971

  1. Zmieniłem filtr i olej. Zapakowałem i postawiłem w garażu. 16-stego ruszam do Albanii - jeszcze tylko tydzień...
  2. 19.05.2012. http://www.breinride.home.pl/moto/images/artyk/kristos11/SAM_1373.jpg[/img] Lubimy zaznaczać i podkreślać upływ czasu. W naszym kalendarzu jest pełno ważnych dat, a to rocznica, a to inna ważna tradycja… Do jednej z tych grup należy obchodzenie urodzin. Dwudzieste, trzydzieste, czterdzieste i.t.d… Ważna sprawa, bo przecież jakiś okres czasu minął, więc warto by było go jakoś zamknąć, podsumować. W moim przypadku było podobnie. Grudzień – siedzę w garażu i obserwuję sąsiada, który już drugi tydzień przygotowuje się do urodzin. Co prawda jego święto nadejdzie dopiero w marcu, ale postanowił już się rozgrzewać. - Przecież czterdzieste urodziny ma się tylko raz w życiu! – często podkreśla. Codziennie flaszka i kilkanaście piw. Głośne toasty na cześć gospodarza: - Żeby te kolejne czterdzieści było jeszcze lepsze! – mamroczą zaproszeni goście. I tak dzień po dniu. Niepostrzeżenie nastaje marzec. Dla mnie i dla sąsiada to ważny termin. Coraz bliżej tej „magicznej daty”. Po sąsiedzku impreza prawie wcale się nie kończy. A mnie właśnie udało się zakończyć testy i modyfikacje mojego motocykla. Pewnego czwartkowego popołudnia wyprowadzam przed garaż zapakowany i przygotowany do podróży motor. Zdziwiony sąsiad podchodzi, zostawiając gości i kiełbasę na grillu z pytaniem: - A ty się gdzie wybierasz? - Do Maroka… - odpowiadam - W mordę, jakbym miał kasę też bym pojechał…- mamrocze sąsiad. - A ile to twoje „świętowanie” do tej pory cię kosztowało? – pytam. Zastanawia się chwilę, w myślach robiąc rachunki: - No, jakieś sześć tysi, ale sam rozumiesz… Nie da się inaczej… Nie rozumiejąc zerwałem z tradycją. Ile ja wydałem? 2.500,00 PLN za dwa tygodnie pobytu i 4.500 tysiąca kilometrów przejechanych po miejscach o jakich kiedyś marzyłem. Czy było warto? Sami oceńcie.
  3. Kristos1971

    Dzień dobry

    Witam ,,sąsiada''. Mieszkam w okolicach Brzegu.
  4. 23.01.2011. Piątek. Jest piękny poranek – znaczy się czasami deszcz jakby słabł. Motocykl zapakowany, wszystko dograne i zapięte na ostatni guzik, więc bez marudzenia wkładam kask i odpalam. Kierunek na wschód - ,,tam musi być jakieś życie”. Początek nie jest obiecujący dzięki pogodzie, ale myśl o spotkaniu pcha mnie do przodu. Całe tygodnie umawiania się na forum, planowania, ustawiania, bicia piany, ustalania terminu oraz listy chętnych... Wyszło jak zawsze. Ważne, że człowiek z którym najbardziej chciałem się spotkać jedzie. Mam nadzieję... Parę dni wcześniej przez telefon dogrywaliśmy ostatnie szczegóły: - Wiesz nie widzę wielu chętnych, więc może byśmy zabrali żony? - zapytałem nieśmiało. - Ciebie chyba Bóg opuścił – gromił mnie przez słuchawkę – to ja tu urabiam żonę ponad miesiąc, tłumacząc, że to taka ,,męska przygoda”, a ty mi tu z takimi pomysłami? Nawet się nie waż! - zakończył oschle. Więc się nie ważyłem...(Chociaż po kombinezonie widać wyraźnie, że tu i ówdzie ciała przybyło...) Biorąc pod uwagę pogodę, to w sumie dobrze, że jadę sam. Im dalej od domu, tym pogoda staje się coraz lepsza, a wraz z jej poprawą poprawia się mój nastrój. W umówione miejsce dotarłem grubo przed czasem. Zresztą zawsze lubię dojechać na miejsce parę godzin wcześniej, daje mi to możliwość nieskrępowanej eksploracji najbliższej okolicy. Zainstalowałem się w wynajętym lokum i postanowiłem się dowiedzieć jak daleko jest kolega. Wiesz jeszcze z trzy godziny i będę ruszał. - krótko zameldował. Dobrze, to daje mi dużo czasu na kręcenie się po okolicy. Do pierwszego zamku mam niecały kilometr, więc już po chwili jestem na szczycie wzniesienia przed bramą. W oddali majaczy kolejny zamek na kolejnym wzgórzu. No to naprzód. Na azymut, aby jak najmniej opony asfaltem zabrudzić. Podczas dobrej zabawy czas szybko mija, więc staram się kiedy tylko sobie przypomnę sprawdzać telefon. Dwa nieodebrane połączenia? Oddzwaniam. Już jedziemy! - krzyczy kolega. My? - pytam zdziwiony pamiętając tyradę, jaką zrobił mi na temat zabierania żon na męskie wypady. No z Irkiem! Aaaaaa... - teraz dopiero załapuję – a którędy? - doznaję nagłego olśnienia. Postanawiam wyjechać im naprzeciw, aby skrócić czas oczekiwania. Nucę pod nosem: ,,Spotkałem się z kolegą, bo kolega jest od tego, i wypada czasem spotkać się z nim”... http://www.youtube.com/watch?v=qjZD_6Bk7Xg Tym razem w rolę ,,ukochanej” wcieli się Irek... Nosząc to wino oczywiście! Po drodze widzę kolejny zamek, zatrzymujący mnie na chwilę, podczas której tracę troszkę poczucie czasu. Szybki rzut oka na telefon – znowu nieodebrane. - Hiuston mamy problem. - ponury głos w słuchawce sprowadza mnie w realny świat. - Co się stało? - pytam z niepokojem - Jak wbiję bieg, to nie wchodzi i ta wajcha się giba i bla ble blo – mgliście tłumaczy kolega. - Gdzie jesteście? - pytam. Po niecałym kwadransie odnajduję ,,zaginionych w akcji”, na wskazanym przez nich skrzyżowaniu. Wstępne oględziny nic nie dają. Coś jest nie tak z mechanizmem zmiany biegów w Wulkanie kolegi. Nie żebym się na tym znał, ale robiąc ,,dobrą minę do złej gry”, postanawiam sięgnąć głębiej. Mam teorię. ,,Odkręcone ,,cośtam”, to wtedy coś gdzieś się nie tego i wtedy motor nie jedzie”. Silnik normalnie odpala (na nasze nieszczęście), ale biegi nie wchodzą. Trzeba zaglądnąć do środka. Po co? (Równie dobrze i z podobnym skutkiem mogę naprawić dyfraktometr (cokolwiek to jest? Ale fajnie się nazywa.) Nie wiem, ale trzeba, bo jak się coś tam nie kręci, to coś tam się nie tego – zawile tłumaczę odkręcając korek wlewu oleju na bocznej pokrywie sprzęgła. Zapal – mówię pewnym głosem i obaj pochylamy twarze nad dziurą po korku, żeby zobaczyć co się kręci. Silnik zaskakuje niestety bardzo szybko, praktycznie po ułamku sekundy, a naszym oczom ukazuje się......cały bezmiar głupoty tego pomysłu. Dziurą po korku silnik wyrzuca na nas spore ilości oleju, konserwując wszystko w okolicy. Tak głupich min chyba dawno nie mieliśmy. ,,Ubaw po pachy i to za darmochę” - jak mawiał Manfred z ,,Epoki lodowcowej”. Postanawiamy gdzie indziej szukać odpowiedzi na pytanie – ,,co nie tego tam?” - i po kilku godzinach Wulkan ląduje (ląduje – jak to brzmi w kontekście tego Hiuston) na przyczepie holującej go, a koledzy w aucie ruszają w drogę powrotną do domu. Dla nich ,,męska przygoda” właśnie się kończy, ja natomiast grzecznie wracam na kwaterę i przed snem planuję następny dzień, już na pewno samotnej jazdy po bezdrożach Jury. Siedzę w kempingu, burza powoli przechodzi, na wschodzie piękna tęcza, na zachodzie zaś, krwisty zachód słońca będący w idealnej harmonii z makrelą w pomidorach spożywaną przeze mnie na kolację. Dla takich chwil warto żyć. Trochę żal, że podziwiam te cuda w samotności i nie mogę dzielić się nimi z kolegami, ale cóż – życie. Jura jest jednym z piękniejszych miejsc na ziemi do jakich do tej pory udało mi się dotrzeć. Dla mnie ma magię opowieści o Janosiku, chyba dla tego, że dużo scen serialu było kręcone w tych rejonach. Zamek w Pieskowej Skale, sceny z Murgrabią i Księciem, piękna Anna Dymna... Pierwszy raz byłem tu w 1983 roku w charakterze pasażera. Rok później na kołach motoroweru marki Simson, następnie Jawą. Potem wielokrotnie różnymi motocyklami. Lubię tu wracać, bo zawsze odkrywam ten rejon jakby na nowo. Pomimo, że wiele się tu nie zmienia, Jura jest na tyle duża, że zawsze można znaleźć tu coś dla nas nowego. Jura jest wyżyną rozciągającą się pomiędzy Częstochową a Krakowem. Jej zróżnicowany krajobraz powstał w wyniku procesów krasowych i jest jej niezaprzeczalnym atutem. Bogata szata roślinna od lasów, przez łąki do ,,pustyni” zadowoli chyba wszystkie gusty motocyklowych włóczęgów. Od winkli, po których można ,,chodzić kolanem”, po namiastkę ,,Dakaru” dla pustynnych nomadów. Wzgórza, dolinki, ostańce o przedziwnych kształtach, wąwozy i doliny strumieni, stają się przepięknym tłem naszej podróży w przestrzeni. W podróż w czasie zabiorą nas ruiny niegdyś pięknych zamków na szlaku Orlich Gniazd. Do tajemniczych czeluści świata podziemnego zaprowadzą nas jaskinie, których jest tu około 500. Spostrzegawczy obserwator na pewno odnajdzie tu ślady jeszcze dawniejszej historii. Z takimi przemyśleniami udałem się do krainy Morfeusza. Następnego dnia wstałem wcześnie, szybko zjadłem śniadanie i ruszyłem w ,,poszukiwaniu nieznanego”. Moim odkryciem tym razem były bunkry. Odnalazłem je przypadkiem, jak większość atrakcji w tym rejonie, bo staram się poruszać tu bez map, kierowany tylko informacjami jakie uda mi się uzyskać od napotkanych ludzi. Tak było i tym razem. Zatrzymałem się przed jakimś sklepem spożywczym w celu zakupu napoju oraz zasięgnięcia języka. Jest tu coś ciekawego w okolicy wartego zwiedzania? - zapytałem. W sumie to nie... Chyba, że te bunkry... ale żeby to ciekawe było? - padła odpowiedź. Dzięki wskazówkom dotarłem do nich bez problemu, bo oznakowanie jest raczej niezadowalające. Bunkry są w dość dobrym stanie i .... No jak wam wszystko opowiem i pokażę to uznacie, że już to znacie i nie ruszycie się od komputera, więc dam wam szansę samodzielnego odkrycia lokalizacji i przeznaczenia, oraz odpoczynku od ,,wirtualnej rzeczywistości”. Jak mawiał ,,Młody” w drugiej części ,,Psów”: ,,Życie stygnie”. Zdziwiło mnie, że taki potencjał turystyczny nie jest w pełni wykorzystywany przez lokalne władze (bilety,karnety, itp). To chyba jedno z ostatnich takich miejsc. Szybko zacząłem żałować tego zdziwienia. Dalej, w innych miejscach było już ,,normalnie”. Tak jak wszędzie są blaski i cienie. Cieniem dla mnie są wyznawcy nowej religii wszędzie się rozprzestrzeniający, czyli: ,,Słudzy Arkusza Kalkulacyjnego”, którzy każde działanie lub zaniechanie rozpoczynają od pytania skierowanego do swego Pana – Czy to się opłaca? A on odpowiada co warto a co nie. ,,Obserwator, obserwator – zamiast serca kalkulator”. Kto jeszcze pamięta tę piosenkę? W pogoni za źródłami finansowania, którymi w tym rejonie są między innymi środki finansowe turystów, tworzy się coraz więcej ,,punktów kontroli portfela” - nie mylić z PKP, choć analogia jest duża – płacisz, bez względu na poziom satysfakcji jaki uzyskałeś za swoje dobro. Rozumiem, że pieniądz jest podstawą egzystencji wszystkiego (prawie), ale z roku na rok obserwuję pogłębienie się procesu drenażu naszych portfeli. Coraz więcej miejsc, do których mamy dostęp tylko dzięki środkom płatniczym, a coraz mniej dostępnych za darmo. Coraz więcej tabliczek z napisem: ,,Własność prywatna”. http://www.youtube.com/watch?v=O_lNGrLa2fA&feature=fvsr Wiem – ewolucja systemu i rewolucja społeczna. Tylko gdzie to wszystko zabrnęło?... Jednak mimo tego wszystkiego i tak tu wrócę. Jak co roku. Mam nadzieję, że tym razem może koledzy już nie będą chcieli doświadczać ,,męskich przygód”, a wystarczy im podziwianie tego pięknego regionu naszej ziemi. Ja polecam go odwiedzić. Ale to tylko moje zdanie...
  5. Kristos1971

    Na dobry początek

    Prawie każdy miał kiedyś kontakt z tym czeskim wynalazkiem... U mnie jakoś został na dłużej, pomimo, że posiadam inne wozidełka.
  6. Kristos1971

    Cegła

    08.01.2011. http://www.breinride.home.pl/moto/images/stories/brein/ceglaico.jpg[/img] Trafiła w moje ręce w akcie desperacji. Po prostu miałem już dość CX-a. Jest to takie lekkie przekoloryzowanie ponieważ miałem go dość od samego początku i co jakiś czas próbowałem się go pozbyć. Przeglądając allegów... często dzwoniłem do ogłoszeniodawców oferując im w rozliczeniu ten ,,wspaniały” motocykl – nie żeby był zły albo z ukrytymi defektami, ale nie mogłem już na niego patrzeć. http://www.breinride.home.pl/moto/index.php?option=com_content&task=view&id=84&Itemid=55 Cegła – Pain and Pleasure. http://www.breinride.home.pl/moto/images/artyk/kristoscegla/01.jpg[/img] Jaka jest, każdy widzi, ile waży... Tyle waży. Jedna z moich prób zakończyła się sukcesem i tak oto stałem się ,,szczęśliwym” posiadaczem Cegły. No nareszcie coś co nie doprowadza mnie do niekontrolowanych reakcji (erekcji itp.) organizmu swoimi wibracjami, nie żebym miał coś przeciw, ale miałem już dość dziwnych spojrzeń i tajemniczych uśmieszków obcych kobiet w wieku przedemerytalnym. Pierwsze wrażenie bardzo pozytywne (o jazdę na cegle mi chodzi), ale ,, im dalej w las tym więcej drzew”. Im więcej jeżdżę tym mniej jestem na-jeżdżony, tym bardziej chcę więcej i więcej. Rewelacyjna elastyka i dynamika silnika (zapinam 5-tkę przy 30-stu kaemach na godzinę i mogę nieprzerwanie przyspieszać do ponad 200-stu), w połączeniu z niskim zapotrzebowaniem na paliwo, wywołuje efekt mojego przyklejenia się do jej siodełka. Praktycznie gdyby nie jedzenie i sen, nie zsiadałbym z niej wcale. To mniej więcej tak jak na początku małżeństwa – nie możemy się sobą nacieszyć. Czyli chciałbyś wszędzie i nieprzerwanie, a z biegiem czasu fascynacja mija i im dalej tym więcej dostrzegasz mankamentów zaistniałej sytuacji. Rutyna zabija... Całe lato jak szalony latałem po okolicach radośnie nawijając kilometry na koła. Odkryłem po raz drugi dowody na zgodność teorii Einsteina z rzeczywistością. Względność czasu i przestrzeni jest namacalna – jeśli dysponuję względnie dostateczną ilością czasu, jestem w stanie pokonać ogromne ilości przestrzeni. http://www.breinride.home.pl/moto/images/artyk/kristoscegla/02.jpg[/img] Wyprawy do Szklarskiej Poręby – moje ulubione – planowane kiedyś jako całodniowe eskapady, po których wracałem do domu ,,na- jeżdżony”, kończą się przeważnie przejazdem przez Kraków w drodze powrotnej. http://www.breinride.home.pl/moto/images/artyk/kristoscegla/03.jpg[/img] Po dotarciu do domu już nie padam twarzą na pysk, ale po kolacji pod pretekstem wyprowadzenia rybek, albo kanarka na spacer, robię jeszcze krótki rajd po okolicy. Ale nic nie trwa wiecznie. Widoczne od początku usterki coraz bardziej dają znać o sobie. Pewnego pięknego dnia droga wiodła mnie ( na szczęście) w okolicach zaprzyjaźnionego serwisu motocyklowego, który postanowiłem odwiedzić. I dzięki Bogu i Opatrzności za ten pomysł. Wjeżdżając na plac usłyszałem niepokojące dźwięki dobiegające z tyłu pojazdu. Wiedziałem, że łożysko jest do wymiany, ale... Ryzyk – fizyk. Troszkę polatałem zanim zrozumiałem co znaczy być prawdziwym właścicielem, czyli: Będziesz Miał Wydatki Zgodnie z hasłem producenta. Wydaję parę drobnych i dokonuję niezbędnych napraw. Po niedługim czasie znów przemykam się po okolicach. Jest coraz zimniej, ale mnie to wcale nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. Po usunięciu paru osłon przy silniku, ,,piec” pracuje zgodnie ze swoją gwarową nazwą. Mam ogrzewanie – szału nie ma, ale zawsze to już coś. Nadchodzi Święto Zmarłych, na które to postanawiam odwiedzić groby bliskich. Do Kielc bardzo blisko... Za blisko, żeby odmówić sobie drobnego spotkania ze znajomymi (przecież Halloween). Robimy ,,pospolite ruszenie”. Aby dotrzeć o przyzwoitym czasie postanawiam wyruszyć wcześnie rano. W planach: Kraków, Tarnów i Kielce – docelowo z noclegiem. Docieram do wynajętego hotelu w zadziwiająco (nawet dla mnie) szybkim tempie. Miła impreza, pełna żartów i wspomnień, następnego dnia szybki powrót do domu. Jednak rysa na szkle niby bez skazy jest coraz bardziej widoczna. Wjazd na parking przed hotelem, a potem wyjazd z niego ujawnia pewne wady motocykla, których do tej pory starałem się nie dostrzegać i albo się z nimi zaprzyjaźnisz, albo znienawidzisz. Nadciąga zima, a wraz z nią zimowe wyjazdy z wozem. Negatywne doznania pozostawione przez ostatni wyjazd Cegłą powoli odchodzą w niepamięć. Ale do czasu. Nastaje wiosna. Powrót do jazdy Cegłą skutkuje ponownym przeglądaniem allegów... Niby nie w celu sprzedaży lub zamiany... Coraz częściej przyznaję się sam przed sobą do skrywanej prawdy. ,,Stara miłość nie rdzewieje”. Godziny spędzone na torach motokrosowych, nie pozostają bez śladu w psychice. Coraz bardziej ciągnie mnie w błoto. W końcu udaje mi się nabyć odpowiedni do tego celu motorek, ale to już inna opowieść. Wracając do tematu Cegły – zalety są wadami. Niby paradoks, ale nie do końca. Duża masa pojazdu, dzięki której tak dobrze się prowadzi, często doprowadza mnie do płaczu podczas powolnych manewrów w ciasnych uliczkach, dodatkowo wymuszając jazdę tylko po twardym. Wygodna pozycja za kierownicą okupiona jest znaczną wysokością siodełka od ziemi, co przy moim ,,potężnym” wzroście nie jest bez znaczenia i w połączeniu z dużą masą daje wiele radości przechodniom, kiedy źle postawię stopę w niezbyt odpowiednim miejscu destabilizując stan pozornej równowagi systemu – jeździec-maszyna. Kiedyś jeden kolega na widok drugiego walczącego z materią i nie bardzo radzącego sobie z tzw. Stanem Pozornej Równowagi Układu – Jeździec-maszyna ( w skrócie SPRUJ) Podczas manewrów na parkingu zapytał z ironią w głosie udającą troskę: Co? Za duży motor kupiłeś? Ja już wiem, że wyzwanie mnie przerosło, ale jest na to jedynie słuszny sposób – wózek boczny. Już czeka w garażu. Następnym paradoksem tego motocykla jest dyskomfort w komforcie, lub komfort w dyskomforcie. Całkiem jak z biegunką – i często i rzadko. Czyli coś co daje komfort niezaprzeczalny – owiewka- daje dyskomfort mentalny. Na każdym parkingu podczas powolnych manewrów i zagrożeniu SPRUJ-a zostaje automatycznie uruchomiony arkusz kalkulacyjny napraw, które będą następstwem utraty SPRUJ-a. Dopiero pisząc te słowa z mocą pioruna dociera do mnie bolesna prawda o moich podświadomych pragnieniach: ,,Jeśli nadal lubię Cegłę to jestem masochistą...”. Ale nie jest tak źle. Żywiołem tego pojazdu są autostrady i długie asfaltowe proste. Nie żeby nie chodził po winklach. Do pewnego momentu byłem przekonany, że jest mistrzem ciasnych winkli. Obraz ten brutalnie zniszczyli koledzy z Jeleniej Góry. Czyli jak zostałem obatożony i poniżony. Nieodparta potrzeba kazała mi iść do garażu i bladym świtem ruszyć na północny wschód. Pokonując kilka zakrętów sam nie wiem jak znalazłem się przed domem kolegi i nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że mieszka na południowym zachodzie, jakieś 180 km ode mnie. Po krótkiej wymianie kurtuazji zapadła decyzja – Czechy. Razem z nami rusza brat kolegi – obaj na Jawach. Przez Jelenią Górę uciekają mi niezmiernie mocno, ale zrzucam to na karb wąskich uliczek, które oni znają doskonale, a które sprzysięgły się przeciwko mnie. http://www.breinride.home.pl/moto/images/artyk/kristoscegla/05.jpg[/img] Do Szklarskiej Poręby dojeżdżamy bez większych sensacji, mimo to ostatnie kilometry przed tym pięknym miastem budzą mój niepokój. Znam tę drogę dość dobrze i zawsze witam ją z radością. Teraz z każdym zakrętem pozostaje w tyle i tylko dzięki dużo większej mocy udaje mi się na prostych niwelować powiększaną na winklach przewagę Jaw nade mną. W Szklarskiej odbijamy na Jakuszyce i tu zaczyna się mój dramat – brak prostych (czyli niwelatorów przewagi). Staram się jak mogę, podnóżki i kolana szorują po asfalcie. Odruchowo podciągam łokcie do góry, aby nie ciągnąć nimi po nawierzchni. Na każdym zakręcie snopy iskier i uślizgi motocykla. http://www.breinride.home.pl/moto/images/artyk/kristoscegla/06.jpg[/img] Co jest? A jawy już nikną za kolejnym zakrętem. Na szczęście na szczycie koledzy postanawiają nacieszyć oczy widokiem – chyba mojej klęski - i robią pauzę. Bastujcie!- krzyczę dojeżdżając. Na początku traktują to jako dobry żart, ale widząc wyraz mojej twarzy zaczynają chyba rozumieć. http://www.breinride.home.pl/moto/images/artyk/kristoscegla/07.jpg[/img] Nie wiem do jakich wniosków doszli, ale dalszą część trasy jadą już spokojniej łaskawie pozwalając mi na utrzymywanie się za nimi. Wreszcie mogę podziwiać piękne krajobrazy. Robimy małą przerwę na dyskusje ogólne, oraz degustacje miejscowych specjałów. Po posiłku mniej lub bardziej błądząc docieramy do Przełęczy Okraj, gdzie postanawiam nie kontynuować dalej tej poniżającej mnie i mój motorek (wiele ciasnych winkli przed nami) podróży. Wracam do domu z podwiniętym ogonem i silnym postanowieniem: ,, Nigdy więcej Cegłą nie latam po krętych drogach w towarzystwie Jaw”. Podsumowując: minusy masa wysokość siodełka ewentualne koszty napraw w razie utraty SPRUJ-a plusy masa pozycja za sterami dynamika pogodo-odporność dzięki osłonom mały apetyt na paliwo Ale to tylko moje subiektywne odczucia... http://www.breinride.home.pl/moto/images/artyk/kristoscegla/04.jpg[/img]
  7. 20.09.2008. [justify]http://www.breinride.home.pl/moto/images/stories/brein/cx.jpg[/img] Lepiej mieć siostrę w burdelu, niż brata na Hondzie…[/justify] [justify]Przypadek[/justify] [justify]Motocykl powstał bardziej, jako przypadek, niż jako z góry przemyślany projekt. Konstruktorzy, projektując jednostkę napędową zamierzali zastosować ją w małolitrażowym samochodzie, jednak projekt został odłożony na półkę jako niecelowy. Po jakimś czasie ktoś wpadł na pomysł wbudowania jej w konstrukcję motocyklową i tak to się zaczęło...[/justify] [justify]http://www.breinride.home.pl/moto/images/artyk/cx/silnikstandard.jpg[/img] [/justify] [justify] Silnik [/justify] [justify]W związku z docelowym miejscem przeznaczenia, jego konstrukcja znacznie odbiega od tego, do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Widlasta V-ka, ułożona poprzecznie. Niby to znamy, ale… Sprzęgło z przodu, skrzynia biegów z dołu, pompa wody z tyłu. Jakoś tak dziwnie i nie przeszkadzało by to, gdyby nie wymiana uszczelnień pompy. Mniej więcej, co 30 tys. km trzeba wykopać silnik z ramy, co nie jest prostą operacją. Dodatkowym mankamentem w starszych modelach, jest brak automatycznego napinacza łańcuch rozrządu. Wymusza to od użytkownika manualnej ingerencji co 500 km. Tyle jeśli chodzi o wady.[/justify] [justify]http://www.breinride.home.pl/moto/images/artyk/cx/cx500.jpg[/img]Reszta wg mnie to same zalety. Woda - w upale w korkach jestem spokojny. V-ka poprzeczna - moment obrotowy niżej. Silnik od 3500obr/min. - chętnie współpracuje. Co prawda nie poraża, ale to tylko 50 KM (licząc razem z tymi co zdechły). Bonus - regulacja zaworów. Poezja! Niczego, poza pokrywami zaworowymi nie demontujemy. Genialny dostęp, regulacja jak w maluchu. Plotka głosi, że co bardziej wprawni, potrafią to zrobić w trasie, nie zsiadając z motocykla, do prędkości 90 km/h (powyżej wiatr wyrywa szczelinomierz z ręki). Sprzęgło damskie (jak mawiają chłopaki na "prawdziwych motocyklach”) - trening na siłowni zbędny. Skrzynia - miodzio, jak w MZ-tce. Precyzja i delikatność. Kardan??? Zapomniałem, że jest. Podobno przekazuje napęd na tylne koło. Nie wyje, nie szarpie - jest, a jakby go nie było. I tyle o technice. Więcej na stronie: http://chudzikj.republika.pl/CX500.htm [/justify] [justify] [/justify] [justify]Moja przygoda z tym dziadostwem[/justify] [justify]Moja przygoda z tym dziadostwem zaczęła się typowo. Plakat, atykuł w prasie, refleksja… Pierwszy kontakt - Jawor 1990 r. Na zlot przyjechał ktoś na takiej maszynie. Wspomnienie plakatu + wypity alkohol = miłość od pierwszego wejrzenia, ale w tamtych czasach mój stan zasobów finansowych i cena nie znalazły wspólnej płaszczyzny. Czas mijał, obraz wybranki serca zatarł się we mgle zapomnienia. Do czasu… W 2006 r. sprzedałem Trike z silnym postanowieniem: "kasa potrzebna na inne cele”, "stop motocyklom”, itp. pierdoły. Byłem twardy ok. 2 miechy (słaba "silna wola”, jak to zwykła mawiać moja żonka). Telefon do kumpla… Jest CX! Stara miłość wybucha ze zdwojoną siłą. Krótka rozmowa z żoną, argumentacja typu - to mój wymarzony motocykl, kasa w kieszeń i po 0,5h (nie było daleko) jestem "szczęśliwym” właścicielem.[/justify] http://www.breinride.home.pl/moto/images/artyk/cx/ozamku.jpg[/img] [justify]Następnego dnia, kiedy opadły emocje mój entuzjazm "nieco osłabł”. Boże, co ja kupiłem… Brzydkie to, jak kupa, wibracje (parę wiosen jeździłem trike), co 100 km przymusowa przerwa, na ustawienie układu kostnego. Wygodna jak "loże madejowe”. W zakrętach w jedną stronę wpada, w drugą nie chce (poprzecznie ułożony wał - zajęło mi to parę kilometrów, zanim zrozumiałem). Upał - ściągam kurtkę. Co z nią zrobić? TO NIE TRIKE! Co ja zrobiłem?! Po co mi takie dziadostwo?! Na dodatek, jak postoi ponad miesiąc, trzeba zdejmować siedzenie, zatykać szmatą wlot do filtra powietrz i mieć nadzieję, że odpali.[/justify] [justify]Bilans - rzygam tym dziadem, ale… Odpala i jedzie tam, gdzie ja chcę (pierwszy plus - trike nie zawsze współpracował na płaszczyźnie trajektorii zakładanej przeze mnie trasy - indywidualista). Hamuje - no tu zdecydowana przewaga (w trike było różnie - kotwica, zdarte pięty, ucieczki w zielone - to był chleb powszedni, dopóty dopóki kolega nie nalał płynu do układu i nie odpowietrzył go). Eureka - można założyć kufry! Aukcja wygrana. Montaż bezproblemowy (oryginalne). Zaczynamy się przyzwyczajać i oswajać. Powoli jazda zaczyna sprawiać przyjemność.[/justify] [justify] [/justify] [justify]Pierwszy incydent w trasie[/justify] [justify]Pierwszy (i jak dotąd jedyny) incydent w trasie. 100 km od domu, podjazd pod górkę… Brak mocy… Zatrzymuje się na szczycie. Silnik pracuje miarowo, jednak po dodaniu gazu robi radosne MOOOO… I gaśnie.[/justify] http://www.breinride.home.pl/moto/images/artyk/cx/gnamy.jpg[/img] [justify]Spokojnie, zapalimy fajeczkę, poczekamy, może kaprys minie. 15 min. później, bez zmian. Zawracam z górki i zjeżdżam na luzie. Na dole, w wiosce zatrzymuje się na przystanku autobusowym z silnym postanowieniem znalezienia przyczyny usterki. Wymiana świec (czemu są takie mokre??? - paliwo więc dochodzi...) nie daje upragnionego efektu. Setki pomysłów i idei. Taaa... Koło ratunkowe... Telefon do przyjaciela. Radek jest tak… Po drugiej stronie długa cisza, po czym: "Zamień cewki, fajki, gaźniki, silnik, a najlepiej motocykl na bilet PKP (one cię nie zawiodą)". W związku z brakiem kluczy (mam tylko do świec), udaje się w stronę człowieka, ciekawie zaglądającego na mnie przez płot. Przepraszam, nie posiada Pan przypadkiem podręcznego zestawu kluczy? A co popsuł się ? (w domyśle "A taki był piękny - amerykancki...”). Pożyczonymi narzędziami rozbieram, zamieniam, cuduje pod czujnym okiem właściciela. W pewnym momencie, kiedy zamierzam już dzwonić po lawetę, Pan rzuca niby od niechcenia: "A to tak ma być?". Mało mnie szlag nie trafił, mało mnie krew nie zalała. Z miną twardego gościa, który wie co robi, nadal bezmyślnie demoluje moto - niby przykręcam, niby odkręcam, a w decydującym momencie kiedy Pan odwraca się, jednym wprawnym ruchem prawego nadgarstka usuwam usterkę i zamykam siodło. Wszystko działa prawidłowo. Dziękując, oddaje klucze, żegnam się i klnąc na własną głupotę jadę dalej. Położyłem szmatę na filtr powietrza, a podczas jazdy na skutek drgań "ta szmata” skutecznie zablokowała dopływ powietrza do gaźników. Po powrocie do domu łaskawszym okiem spoglądam na niebieskie dziadostwo. Do czasu…[/justify] [justify] [/justify] [justify]Śliczne 535[/justify] [justify]Kolega nabył śliczną Yamahę 535 (marzyłem kiedyś o takiej). Jeździł tym jakoś niemrawo, co tłumaczyłem długą przerwą w prowadzeniu motocykla (chyba 15 lat). Podczas powrotu z jednej z wycieczek dokonujemy chwilowej zamiany. Kolega proszącym tonem: "Tylko powoli…".[/justify] http://www.breinride.home.pl/moto/images/artyk/cx/535.jpg[/img] [justify]Spoko - ruszamy. On pojechał… Jeżu kolczasty, wierzgający… 60 km/h! - szybciej nie daje rady. Na szczęście ktoś dzwoni i kolega postanawia się zatrzymać, co pozwala odzyskać mi mój motocykl. Ta przygoda spowodowała duże zmiany w moim jestestwie, oraz zmianę zapatrywań na Hondę.[/justify] [justify] [/justify] [justify]Reasumując[/justify] [justify]Pomimo wieku (który uważam za atut- można pojechać na rajd weteranów), motorek daje radę. Zapewnia dobre osiągi, przy umiarkowanym zapotrzebowaniu na gotówkę. Dla tych, którzy lubią podłubać zawsze się coś znajdzie, a po zakatowaniu (które jest dość trudne normalnie eksploatując), można przeprowadzić prawdziwy remont, ponieważ silnik konstruowany był w czasach, kiedy wymianę elementów nie uważano za najlepszy sposób naprawy (a co za tym idzie, posiada wymiary naprawcze). Jak na razie zrobiłem na niej ponad 20 tys. km i nie zamierzam się rozstawać z tym modelem (chyba, że zamiana na typ E - lepsze hamulce i automatyczny napinacz łańcuch rozrządu). Uważam, że to naprawdę wdzięczny sprzęcik do wypadów dalszych i bliższych, za który nie wydamy worka "piniendzy”. [/justify] http://www.breinride.home.pl/moto/images/artyk/cx/bliz.jpg[/img] Ale to tylko moje zdanie…
  8. Co prawda link, ale mój i nie chce go ponownie edytować i publikować, więc mam nadzieję, że zostanie mi to wybaczone. http://kristos1971.blogspot.com/2014/06/bieszczady.html
  9. Mieszkam w okolicach Brzegu na Opolszczyźnie. Od niedawna (od 1982 roku) poruszam się różnymi motorkami. Czasem coś o tym napiszę, czasem jakąś ,,fotkie'' zrobię. Podobno to forum ma łączyć, a nie dzielić i mam nadzieję, że tak będzie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.