Kristos1971
Zarejestrowani-
Liczba zawartości
337 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
Zawartość dodana przez Kristos1971
-
Mnie marzy się coś o wadze 120- 130 kg, mocy 50 do 60 koni, bez wtrysku i na przerywaczu (taki zapłon). Najlepiej dwa cylindry (najlepiej widlak), chłodzone wodą. Z przodu koło 21, tył 17. Zawias tak z deczko lepszy jak w trampku. Czy w ogóle jest to jeszcze możliwe? Nie piszcie tylko, żeby modyfikować trampka, bo chciałbym takie nowe, ze sklepu.
-
-
I Jesienny Zlot Allriders.pl
Kristos1971 odpowiedział WieRcik → na temat → Imprezy forumowe, zloty, akcje charytatywne, eventy
1. Piwowarek + osoba towarzysząca 2. Hermes + aqlec 3. WieRcik 4. Ertek solo i bez wódki Oczko 5. Kristos (bez noclegu, tylko sobota). Jest szansa(bardzo duża), że zostanę na noc. -
Znów link... Mimo to zapraszam do zwiedzania: http://kristos1971.blogspot.com/2014/06/26.html
-
NIGDY WIĘCEJ!!! Raz w życiu kupiłem nowe ciuchy ,, motocyklowe''. Najlepsze na rynku jak zapewniał sprzedawca... NIGDY WIĘCEJ!!! Latam na motorkach od 1982 roku, parę razy jakieś badziewia nabyłem, a to kurtka , a to spodnie... Bo mają ochraniacze, bo mają coś tam, bo mają... Latam w różnych warunkach- upały na pustyni, -27 na Helu. Każdej zimy robię około 10 tyś km motorkiem z wózkiem. Jak do tej pory nie znalazłem niczego lepszego od wojskowych membran. Np. http://allegro.pl/wojskowa-kurtka-m65-z-membrana-zielona-oliv-l-i4484032660.html Polskie są o niebo lepsze, ale i droższe. Kupuję przeważnie używki w cenie za komplet do 150zł. i wystarczają mi na dwa czasem trzy lata. Ciuchy ,,motocyklowe'' to moim zdaniem przerost formy nad treścią (nie dotyczy zawodników startujących w oficjalnych zawodach). Jakoś w autach nikt nie jeździ w kombinezonie i kasku, klatek bezpieczeństwa też nie widuję w puszkach poza torem. Wiem, że ,,wszystko się może zdarzyć''... K....wa, napisałem to bez rękawiczek... A gdybym tak zadarł paznokieć...
-
Kogo udało nam się napotkać na naszej drodze- zapraszam do zamieszczania fotek z ciekawymi ludźmi, z którymi zetknął nas los. Jako że zawsze jest tak, że ktoś musi zacząć... Ciekawe czy zgadniecie? Nie? Tu dowiecie się więcej: http://yarets.com/?page_id=2 Ps. ten po lewej (bez okularów) to niestety ja...
-
,, z gotowym trackiem można przelecieć przez 2-3h'' - jeśli ma się dostarczyć przesyłkę o odpowiedniej porze to rzeczywiście bardzo ważne ;) . Poważnie - to naprawdę kwestia filozofii. Nie napinam się, nie muszę nic, jest tylko droga i ja (no i oczywiście widoki). Doprecyzowując - dla mnie nie jest ważne czym (może to być i tramwaj, i rower), liczy się tylko gdzie. To ,,gdzie" zaś, określam z dużym przybliżeniem, czyli jeśli mówię Albania to równie dobrze może się (dla mnie) skończyć na kanionie Plivy w Czarnogórze. Wiem, że są osoby, które realizują precyzyjnie plan, ja ruszając nie zakładam nawet na ile dni jadę (mam ten komfort). To co zobaczę to takie moje małe ,,odkrycie", a to co pominę jest powodem do kolejnego wypadu w danym kierunku.
-
W zeszłym roku ,,polatałem'' w tamtych stronach i znalazłem... Dla tych co lubią czytać: http://pl.wikipedia.org/wiki/Bitwa_pod_M%C5%82aw%C4%85 http://www.fortyfikacje.net/strona/pozycja_mlawa.htm A tych co chcą tylko popatrzeć zapraszam na fotorelację:
-
:lol: Ja wczoraj przeszedłem szkolenie, bo Hermes nie wytrzymał mojej samodzielnej ,,nauki''. Taki ze mnie ,,naukowiec''. :facepalm:
-
Z Albanii wracałem przez kanion Plivy. Szkoda, że się spieszyłem. To już mój trzeci raz i znów obiecuje sobie, że następnym razem... Gdyby czasu znaleźć więcej...
-
Maroko- jak się wszystko poukłada z kolegą zapinamy przyczepę i dzidujemy. Koszt ma niejscu to około 2- 2.5 tysi, dojazd to +- 4 tysie dzielone na ilość uczestników. Do tego dojdzie jeszcze prom około 120 euro.
-
Spanie na dziko- polecam na Transalpinie niedaleko anten (nie da się nie znaleźć), a na Transfogaraskiej poniżej tunelu od strony północnej.
-
Maroko - ,,fstemp''- parę fotek z wycieczki
Kristos1971 odpowiedział Kristos1971 → na temat → Reszta świata
Odezwij się do mnie na 690 044 1dwa9, to zastanowimy się głębiej nad tematem. -
Fajny wypad. Jak patrzę na Twoje fotki, to coraz poważniej rozważam zmianę motorka na mniejszy. Zastanawiam się nad DRZ-tą.
-
Z Albanii. Jak się ogarnę to zrobię jakąś fotorelacje. //Hermes: poprawiłem wyświetlanie filmiku
-
31.07.2011. Test. Otwieram oko, na zegarze 5.30. Leniwie wstaję i podchodzę do okna... Jakiś niepokój mnie budzi już któryś dzień z kolei. Za oknem brzask poranku czerwienią rozpala okna sąsiedniego budynku. Niebo nie skażone żadną chmurką. Drzewa stoją w bezruchu nie niepokojone nawet najdrobniejszym muśnięciem wiatru. Temperatura -6°C. Jem powoli śniadanie, a w głowie rysuje mi się plan... - Tak, dziś jest idealna pogoda na test. Parę dni poświęciłem na przystosowanie motocykla do dalszych wycieczek i teraz należałoby sprawdzić, czy poszedłem w dobrym kierunku. O 7.00 cały rytuał z „procedurą startową” jest zakończony i mogę ruszać. Założenie jest proste – dojechać do Pławniowic dotykając jak najmniej asfaltu. Niby proste... Parę dni zajęło mi studiowanie różnych map i układanie planu podróży, ale i tak wiem, że nie będzie tak kolorowo. Pierwsza zasadzka czeka mnie już 1 km od domu. Według mapy jest droga, ja jednak już wiem, że jest ona przecięta rowem i tylko dzięki ujemnej temperaturze udaje mi się go przekroczyć. Po trzech godzinach ocieram do pierwszego punktu mojej wycieczki. Jedząc drugie śniadanie robię szybki bilans: przejechałem 150 km w trzy godziny, a więc średnia 50km na godzinę. Jestem zadowolony, biorąc pod uwagę ciężar bagażu i trudność trasy – nie jest źle. Dlaczego 150km, jeśli GPS pokazuje 110km? Jazda polnymi drogami i leśnymi duktami ma swoje prawa. Na dystans też składa się moje lenistwo. Dwa razy zabłądziłem i nie chciało mi się wyciągnąć „pomocy”. Wiecie jak to jest.... „Dam se rade...” No, ale dwa razy „se nie dałem”, czego wynikiem były dodatkowe kilometry. Posilony ruszam dalej. Po drodze na chwilę przystaję, obserwując „cichych wariatów” - jak mawia mój kolega. Nawet przez chwilę mam ochotę pośmigać po lodzie, ale przypominam sobie dowcip z „Psów”: Dmucha facet utopionego przed chwilą narciarza wodnego i po kilku minutach bezowocnych wysiłków dostrzega, że ten „poszkodowany” ma na nogach łyżwy... Jakoś mi przechodzi. Ruszam dalej. Pławniowice. Jestem pod wielkim wrażeniem. Przelatując nieopodal autostradą, widuję wieżę zegarową i spodziewałem się pałacu, ale to co zobaczyłem przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nie tylko pałac, ale i okoliczne budynki są przepiękne. Na każdym kroku spotykamy jakieś ciekawe detale. Czas jednak goni nieubłaganie. Jadę dalej, jednak na pewno następnym razem przyjadę tu na dłużej. Góra św. Anny Widoki fantastyczne, ale napięty harmonogram zmusza do dalszej podróży. Pałac na sprzedaż. To jest ciekawe zjawisko... Nie zniszczyła go wojna... Nie zniszczył go upływ czasu... Nie dała mu rady komuna... Jednak jeśli pójdzie tak dalej, zgładzi go „twarda ręka kapitalizmu”. Przyszło nam żyć w ciekawych czasach... Nie potrzebujemy już ciekawej architektury, pomników i muzeów... Znaczy się potrzebujemy! Jeśli tylko arkusz kalkulacyjny wykaże dodatni bilans i jako taki godziwy zysk – to oczywiście! Potrzebujemy! A jeśli nie... „Nie ma zysku, to ci się nie opłaca...” No cóż... Takie czasy... Ale i tak przykro... Z ciekawostek dodam, że właścicielem tego obiektu był właściciel zamku w Mosznej (o tym wszędzie można przeczytać) i tu była siedziba dyrekcji kopalni w Katowicach. Jak powiedział mi człowiek opiekujący się tym obiektem, to właśnie Hubert Gustaw von Tiele-Winckler „zbudował Katowice”. Przebiegająca obok linia kolejowa była także jego dziełem i służyła do szybkiego skomunikowania Mosznej i dyrekcji kopalni – właśnie z Katowicami. (i tyle ciekawostek) Ruszamy dalej. I nagle, nie wiadomo kiedy stała się 15.00, a ja z dystansu 80 km - dzięki wspaniałym umiejętnością nawigacyjnym - robię kolejne 150 km. Do domu nie daleko (70 km), ale i tak udaje mi się zrobić ponad 100. Przelatują, jak zwykle, nie zatrzymując się przez Korfantów... Jeszcze tylko krótki Przystanek w Niemodlinie. 2 km od domu, słońce żegna się ze mną i patrząc na niebo wiem, że już jutro nie będzie tak pięknie. Następnego dnia rano, budzi mnie deszcz. Jak to dobrze, że wczoraj pojechałem – myślę sobie. Warto czasem zrobić test. Ale to tylko moje zdanie... http://pl.wikipedia.org/wiki/Hubert_von_Tiele-Winckler http://pl.wikipedia.org/wiki/Pa%C5%82ac_w_Mosznej http://pl.wikipedia.org/wiki/Ko%C5%9Bci%C3%B3%C5%82_%C5%9Bw._Jana_Chrzciciela_w_Poniszowicach
-
Maroko - ,,fstemp''- parę fotek z wycieczki
Kristos1971 odpowiedział Kristos1971 → na temat → Reszta świata
Azymut??? Rano wstajemy i kto pierwszy ruszy ten wyznacza kierunek ;) Po prostu jedziemy na zasadzie- gdzie oczy poniosą. Planowane trasy to mają pociągi i autobusy, jakoś to nie pasuje do luzu urlopowego. Nie nastawiamy się na zwiedzanie spektakularnych atrakcji turystycznych, które już wszyscy widzieli i których fotki są wklejane wszędzie. Nam raczej chodzi o to by sobie pojeździć po ciekawym terenie. Co prawda zawsze mamy kilka punktów, które chcemy zobaczyć (w Albanii- Alpy albańskie i bazę łodzi podwodnych), ale jeśli droga poprowadzi inaczej... ,, Niestety nie mogę sobie (jeszcze) pozwolić na paromiesięczne wyjazdy...'' My też. Staramy się zamknąć w dwóch tygodniach. Maroko zajęło mi 18 dni razem z dojazdem i powrotem( dwa dni tam i dwa dni z powrotem). Na miejscu kręciłem się 14 dni. -
Maroko - ,,fstemp''- parę fotek z wycieczki
Kristos1971 odpowiedział Kristos1971 → na temat → Reszta świata
Dojazd to odrębna kwestia- dotarłem tam w kabinie busa, z motocyklem na lawecie. Koszt 2500zł. to sumarycznie wydatki ,,na miejscu'', czyli paliwo, jedzenie spanie. Wynika to z wrodzonej oszczędności. Jak znajdę więcej czasu wkleję relacje wycieczki do Rumunii, na którą wydałem 900zł., oraz z Włoch do Albanii, za 1200zł. Na marginesie dodam, że planuję razem ze znajomym w okresie od jesieni do wiosny wyjazd do Afryki i jeśli będziesz chętny to jakoś to zepniemy, by finansowo się nie pogrążyć. -
12.11.2011. http://www.breinride.home.pl/moto/images/stories/brein/golubico.jpg[/img] Tama. Nie pamiętam jak się tutaj znalazłem, najprawdopodobniej zabłądziłem, w poszukiwaniu wspomnienia pewnego spotkania z przeszłości. Jadąc z Płocka wzdłuż Wisły, lewym brzegiem, podziwiałem jej wielkość, majestat i piękno. Aż dotarłem do Włocławka, gdzie na rondzie skręcając w prawo można ją przekroczyć przez zaporę, ,,Tamą” zwaną przez miejscowych. Słyszałem o tym miejscu wielokrotnie. Informacje z ,,tamą” w tle ciągle przewijają się przez różne media, a to w kontekście wiosennych roztopów i związanych z nimi zagrożeń, a to w związku z historią księdza Popiełuszki, która jak bumerang co jakiś czas powraca przypominając tamtą tragedię i mroczne czasy. Powstała... http://pl.wikipedia.org/wiki/Elektrownia_Wodna_we_W%C5%82oc%C5%82awku Dla mnie natomiast ukazała się w pełnym słońcu, jako potężna budowla inżynieryjna, przegradzająca rzekę i tworząca wielkie jezioro. Jej potęga robi wrażenie, Patrzyłem na nią wyobrażając sobie jak byłoby super siedzieć teraz na łodzi i cieszyć się wiatrem, wodą i przyrodą, ale była tylko przystankiem w drodze na północ. Golub-Dobrzyń Jadąc ulicami tego malowniczego miasteczka i patrząc w kierunku północnym widzimy górujący nad nim zamek. Przekraczając Drwęcę, która kiedyś była rzeką graniczną wjeżdżamy na krzyżacką ziemię. O usytuowaniu zamku zdecydowały względy strategiczne. Drwęca stanowi naturalną przeszkodę, a zarazem była granicą pomiędzy ziemiami Chełmińską a Dobrzyńską, lokalizacja fortecy na wzniesieniu górującym nad okolicą jest więc logicznym dopełnieniem całości i podniesieniem jej walorów obronnych. W roku 1231 Krzyżacy zajmują ziemię Chełmińską. Drewniano - ziemne fortyfikacje powstały do 1295 roku. W 1300 roku rozpoczyna się budowę murowanego zamku, który łączy cechy twierdzy i klasztoru. Około 1330 roku zamek wysoki na planie czworoboku wieńczą cztery wieżyczki. Całości dopełnia podzamcze. W południowym skrzydle zamku znajdziemy kaplicę, która jest zwieńczona trój-przęsłowym sklepieniem gwieździstym. Rozwiązanie to było bardzo drogie, ale i bardzo nowoczesne jak na tamte czasy. Kaplica była jednym z najważniejszych miejsc w zamku, dlatego musiała być majestatyczna. Przy wejściu do niej odnajdziemy średniowieczne zdobienia, które pomimo trudnych późniejszych losów zamku przetrwały do dnia dzisiejszego. Nad komfortem cieplnym braci zakonnej w zimie czuwało hypokaustum. Było to ogrzewanie znane już w starożytnej Grecji, ale na naszych ziemiach było nowością. Istota jego działania polegała na nagrzewaniu ogniem kamieni, które absorbując ciepło rozgrzewały się do wysokich temperatur (zasada akumulacji cieplnej). Następnie kamienie oddawały zgromadzoną energię i rozgrzane w ten sposób powietrze kanałami przedostawało się do pomieszczeń, w których było najbardziej potrzebne. Oczywiście, jak przystało na prawdziwy zamek i ten także posiadał loch. Nie taki jak w starych filmach grozy, ale dość wygodny, jeśli w ogóle tak można powiedzieć o lochu. Wyposażony był nawet w ubikację. Sugeruje to, że był wykorzystywany do przetrzymywania zakładników, za których żądano okupu. Strategiczne znaczenie zamku rośnie wraz z eskalacją konfliktu polsko – krzyżackiego. Już w 1295 roku Łokietek po raz pierwszy próbuje zdobycia fortecy, ale ta jak i następne w 1330 i 1332 roku próby są bezowocne. Dopiero w 1422 roku Władysław Jagiełło wsparty siłą czternastu armat zdobywa zamek. Podczas wojny trzynastoletniej często zmienia właścicieli, a kolejne naprawy po kolejnych oblężeniach przyczyniły się do zmiany jego pierwotnej architektury. W roku 1611 Zygmunt III Waza ustanawia tu starostę - w osobie swojej siostry i zamek staje się letnią rezydencją królewny Anny Wazówny. 1623 rok – Anna Wazówna zmienia charakter zamku, z klasztoru – fortecy, na renesansowy pałac, zastępując elementy obronne dekoracjami. Wiele jeszcze jest tajemnic i legend wokół zamku. Pełno tu opowieści o tajnych przejściach i zamurowanych komnatach. Jest także zasypana studnia, w której - jak głosi przekaz - ukryto tajne wyjście poza mury zamku. Po czasach świetności o zamku stopniowo zapominano, a jego rola malała, co doprowadziło do jego ruiny. Wielokrotnie podejmowano próby jego remontu. Niestety, przez zagmatwane lost naszej historii (między innymi I i II wojnę światową) degradacja stale się posuwała, doprowadzając zamek na skraj ruiny. Po wojnie zamek jest remontowany i w 1964 roku powstaje tu oddział PTTK, do 1966 roku główne prace remontowe zostają zakończone. To tutaj narodziły się pierwsze turnieje rycerskie na naszych ziemiach, rozpoczynając modę na tego typu imprezy. W murach zamku znajdziemy ekspozycję średniowiecznego oręża, Jest tu także restauracja i hotel. Tak jak wspomniałem na początku, do Golubia - Dobrzynia przygnało mnie wspomnienie. Było to ładnych parę lat temu. Przemierzałem bezkresne szlaki Karkonoskie na moim wiernym rumaku... Tak naprawdę to było troszkę inaczej... Wlokłem się na zdychającej Jawie w kierunku Jeleniej Góry. Słońce zachodziło i powoli wszystko zaczynało szarzeć. Motocykl pracował na jednym cylindrze, który co jakiś czas przerywał doprowadzając mnie do rozpaczy. Do domu kolegi miałem jeszcze jakieś 8, może 10 kilometrów i perspektywa pchania nocą motocykla nie napawała mnie radością. Wczłapałem się na kolejne wzniesienie. Parking po prawej. Postanawiam dać odpocząć maszynie. Wtaczając się powoli dostrzegam dwie Jawy i Skodę na czeskich numerach rejestracyjnych. - No, to jestem w domu – myślę z radością. Czesi przy ognisku pieką kiełbaski i popijają piwem. Sielanka. Po krótkiej wymianie grzeczności daję się zaprosić i przyłączam się do biesiady opowiadając im moją smutną historię. Razem dochodzimy do wniosku, że rano zajmiemy się naprawą. Wieczór mija na zacieśnianiu więzów przyjaźni polsko – czeskiej. Pamiętam nawet taki moment (wydaje mi się), że albo świetnie rozumiem ich język, albo oni opanowali polski do perfekcji. Rano budzi mnie...... szczęk oręża. Szczęk oręża??? Miecz uderza o tarczę... Albo się jeszcze nie obudziłem, albo przesadziłem wczoraj z piwem... Tak czy tak postanawiam sprawdzić. Powoli otwieram oko i kieruję wzrok w stronę dźwięku. Jest jeszcze gorzej... Widzę dwóch zbrojnych rycerzy potykających się na miecze. Zamykam oko. Niemożliweeee.... Wczoraj jechałem motocyklem w tzw XX wieku. Nie mogłem znaleźć się w średniowieczu. Co prawda istnieje teoria, zwana ,,teorią względności”... Co oni do tego ogniska wczoraj wieczorem dorzucali? Trochę sosny i jakieś pokrzywy? Może to nie były pokrzywy??? Odgłosy walki milkną. Robię drugie podejście do rzeczywistości. Otwieram oko... Rycerze siedzą przy ognisku i palą papierosy... Ale jazda... - Nie piję więcej z obcymi, przygodnie napotkanymi Czechami – postanawiam. - Nawet ich ogniska od tej pory będę omijać szerokim łukiem – umacniam się w postanowieniu. Natura wzywa więc powoli wstaję, nie zwracając uwagi na wytwory mojej czymś zatrutej wyobraźni, które dają mi jakieś znaki. Kątem oka dostrzegam jednego z Czechów normalnie ubranego, dłubiącego przy moim motocyklu. Podchodzę. - I gotowe – mówi ze śmiechem. W ślad za mną podchodzą także moi wyimaginowani rycerze. - Jedziemy? - Czech rzuca pytanie w stronę zbrojnych. - Ty ich widzisz? - pytam lekko zdezorientowany. Cała trójka wybucha gromkim śmiechem. Ze łzami w oczach tłumaczą mi, że właśnie jadą na turniej rycerski do Golubia – Dobrzynia i właśnie rano robili normalny trening. Motocykl naprawiony (jakaś pierdoła), więc żegnam się z bractwem rycerskim i ruszam w swoją drogę. Trauma spotkania z rycerzami jednak nie pozwala zapomnieć i postanawiam kiedyś odwiedzić ten zakątek. Wam także go polecam, bo jest naprawdę wart waszej uwagi. Ale to tylko moje zdanie...
-
Jadę transalpem.
-
Uwaga na muzykę... Nie bardzo ogarniam mechanizmy produkcji filmowych i podpiąłem pierwszą jaka się nawinęła. vhzQrUxlF-k //Hermes: dodałem okno YT
