Skocz do zawartości

Rumunia 2014, Anusia i Marulin


Marulin

Rekomendowane odpowiedzi

15.08.2014, piątek. Dzień pierwszy. Wczoraj spakowaliśmy motocykle: Ania na DL650, ja na XT660z tenere. Opony raczej szosowe suzuki - Heidenau scout, yamaha - metzeler torance. Ania zabiera dwie sakwy 21b 2x30l, ja natomiast kufry boczne od Letko. Bierzemy namiot i maty samopompujące. Zawsze może się przydać.

WP_20140814_001.jpg

 

Przed nami raczej mało ciekawy dzień – tranzyt. Ruszamy ok 6 rano, kierujemy się w stronę A4. W Nysie blokada, zwężenie – kontrola trzeźwości. Jedziemy dalej. Nuda… Droga 46, A4, zjeżdżamy dopiero na Brzesko, Nowy Sącz. Dalej krajówkami 75, 87.

 

DSC_0002.jpg

 

Wjeżdżamy na Słowację. Trochę urozmaicenia – góry i lepszy asfalt. Po drodze obiad.  Słowację pokonujemy sprawnie i kierujemy się w kierunku Tokaju, dalej Nyiregyhaza.

WP_20140815_001.jpg

 

Robi się późno. Za Tokjem zaczynamy szukać noclegu. Jest piątek i żadnym pensjonacie nie ma miejsca. Powoli mamy dosyć. Tuż za Apagy skręcamy w boczną drogę. Znęcił nas kierunkowskaz kemping. Droga polna, piaskowa. Jedziemy jakieś 4km. Pojawiają się domki letniskowe. Kempingu nie znaleźliśmy. Trudno. Rozbijamy się na dzikusa nad jeziorem (47o58’34.86”N, 21o57’05.89E).

 

DSC_0003.jpg

 

Jest już ciemno. Komary gryzą jak opętane. Ania mówi – co będzie jak w nocy będzie padało – przecież stąd nie wyjedziemy? Gdzie tam? Widziałaś jakie niebo? Kobieto nie ma bata, żeby kropla spadła. Zmęczeni zasypiamy bez kolacji. Jest duszno. Dzisiaj przejechaliśmy ok 730km. Nie udało się wjechać do Rumunii. W zasadzie nie zakładaliśmy tego.

16.08.2015 – sobota. Dzień 2. Wstajemy. W nocy oczywiście lało. Zwijamy majdan, zjadamy podłe śniadanie w postaci proszku zalanego wodą, udającego zupę.

DSC_0004.jpg

Jedziemy. Wyjechanie do asfaltu rzeczywiście nie było całkiem łatwe. Jadę jako pierwszy. Metzelery nie są stworzone do błoto-piasku. Scouty radzą sobie znacznie lepiej. Staram się wybierać najłatwiejszą drogę. Ania podąża za mną – wytrwała jest – myślę sobie. Dojeżdżam do asfaltu i widzę jak 50m od czarnego Ania zalicza glebę. Biegnę – wszystko ok. Kości całe, nic nie obite. Prędkość prawie zerowa. Motocykl cały, w większości. Oczywiście kierunkowskaz poszedł. Zbieramy resztki szkiełka, wieczorem coś się poklei.

WP_20140816_002.jpg

WP_20140816_003.jpg

 

Znacznie później:

 

DSC_0077.jpg

Stawiamy suzuki, odpalamy wszystko działa. Mam teorię, że Suzuki celowo zaprojektowało tak kaprawe kierunkowskazy, aby zarabiać później na częściach…
Węgry to nudny kraj. Nie wiem czemu, ale nigdy mnie tu nie ciągnie. Język nie do okiełznania, płasko. Brak akcji. Wszędzie papryka albo kukurydza. Deszcz popaduje co chwilę, chronimy się na stacji. Tankujemy. Przejaśnia się nieco i jedziemy dalej. W końcu wjeżdżamy do Rumunii. Kontrola paszportowa. Tuż za przejściem pojawiają się klasyczne widoki. Furmanki ciągnięte przez konie, niewiele większe od psów. Wjeżdżamy do Satu Mare.

 

DSC_0007.jpg

DSC_0008.jpg

 

Obieramy kierunek do Sighetu Marmatei drogą 19. Po drodze odwiedzamy wesoły cmentarz w Sapancie. Mamy mieszane uczucia. Tłumy ludzi chodzących po grobach, gwar. Nie przypomina to cmentarza. No cóż. Warto zobaczyć, ale mnie z nóg nie zwaliło.

 

Nowy%252520folder1.jpg

 

Za Sighetu Marmatei zjeżdżamy z głównej drogi, doliną Izy. Tą drogą warto jechać. Jest sobota, w kilku wsiach są wesela. Goście weselni wraz z parą młodą chodzą po wsi, częstują palinką. Muzykanci, pełen folklor. Stroje ludowe. U nas tego nie ma. Naprawdę niezapomniane wrażenie. Ludzie machają. TO jest Rumunia! Przed większością domów stoi wspaniale rzeźbiona brama, obok ławeczka. Po drodze odwiedzamy drewniany monastyr i wybieramy RONy ze ściany.

 

DSC_0050.jpg

 

DSC_0054.jpg

 

Robi się późno. Szukamy nocegu i znajdujemy – Salistea de Sus (47o39’30.53”N 24o20’26.56”E). 150 RON/dwie osoby z kolacją i śniadaniem. Motocykle gospodarz zamknął w garażu  naprzeciwko. Po szybkim prysznicu idziemy na kolację: ciorba – tłusta zupa nasyca nas zupełnie. Po chwili Pani gospodyni przynosi sarmale – takie rumuńskie gołąbki. Kolej na Gospodarza – polewa palinki… po drugim kielonku znieczuliło nas zupełnie. Po sarmalach przychodzi kolej na lokalny ciepły słodki placek. Najedliśmy się, aż nieprzyzwoicie. Miejscówka – rewelacja, tradycyjny wystrój, czysto i schludnie. Chcemy tam jeszcze wrócić. Dzisiaj przejechaliśmy  ok 250km. Rumunia robi na nas wrażenie.

 

DSC_0061.jpg

Edytowane przez Hermes
Poprawiłem fotki
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17.08.2014 – dzień 3. Niedziela. Rano po sytym śniadaniu jedziemy dalej w Kierunku Borsy. Po drodze koczowiska Romów w okolicznych lasach. Coś w rodzaju szałasów pokrytych folią. Jak można tak żyć? Wjeżdżamy na wysokości powyżej tysiąca metrów. W górach robi się chłodno. Grzane manetki to jednak potrzebny element. Kierujemy się w kierunku Bicaz drogi 17B, 15, 12C.  Drogi różne, lepsze i gorsze. Na prostej jadąc na stojąco wjeżdżam w olbrzymią dziurę. Koło 21’ i skok zawieszenia 210mm robi swoje. Koło proste. Dobrze, że nie fiknąłem koziołka przez kierownicę. W Rumunii trzeba uważać, drogi bywają niekiedy nieprzewidywalne.

DSC_0074.jpg

Po drodze pseudo-obiad. Nie zawsze było na wypasie.

DSC_0076.jpg
DSC_0083.jpg

DSC_0100.jpg

DSC_0101.jpg

Przez wąwóz Bicz przejeżdżamy w niemiłosiernym deszczu. Ania włączyła GoPro, ale niewiele to dało, bo nagrały się głównie krople na obudowie. W Gheorgheni koczujemy trochę na CPN.

DSC_0102.jpg

Przestaje padać. Po drodze zaliczamy najpiękniejszą tęczę w naszym życiu. Szukamy noclegu. Pogoda niepewna. Co chwilę pada. Mijamy motel – zapchany. Skoda bo wyglądał nieźle. Kawałek dalej zaczyna lać i nie wygląda aby miało zamiar przestać.
W Miercurea-Ciuc znajdujemy hotel – trzy gwiazdki. Mokrzy nie zwracamy uwagi na cenę. 55euro, ze śniadaniem. Motocykle do podziemnego garażu – bezpieczne. Suszymy się i grzejemy. Pogoda trochę nas sponiewierała. Dzisiaj ok 360km, sporo deszczu, mało zdjęć.
18.06.2014  - dzień 4, poniedziałek. Wstajemy wcześnie. Śniadanie jemy sami. Zabieramy rzeczy, zdajemy klucze. Pogoda niemiła – mgła, ale co najważniejsze nie pada. Szybka dojazdówka do Brasova. Kierujemy się do Bran, chcąc zobaczyć zamek Vlada Marulnika, czy  Palownika. Na ten sam pomysł wpadło chyba jeszcze kilka tysięcy ludzi. Kolejka do kasy – ok 200m. Robimy fotę zamku, jemy kurtosza. Kurtosz to takie ciasto kominowe, dostępne są różne wariacje my wybraliśmy klasyczny z cukrem.
DSC_0104.jpg

DSC_0105.jpg
DSC_0110.jpg
Kurtosz:
DSC_0109.JPG

Wacamy do Brasowa Dalej drogą 1 w kierunku Fogaras… Tak jest dzisiejszym celem jest droga 7c. Po drodze zjadamy fasolkę ze słoja, którą wieziemy jeszcze z Polski. Tu mijamy już wielu motocyklistów. Droga 7c robi wrażenie. To trzeba przejechać.
DSC_0114.jpg
DSC_0117.jpg
DSC_0122.jpg
Po drodze na szczyt spotykamy Niemców na BMW z przyczepami. Jeden dość duży. Trzeba przyznać – chłopaki szli po zakrętach jak kuny.
DSC_0126.jpg
DSC_0127.JPG

Na szczycie postój. Fotki, trochę się szwendamy po straganach.
DSC_0120.JPG

DSC_0129.jpg
DSC_0131.jpg
DSC_0144.jpg
Czasem można znaleźć niezłe mięsko:
DSC_0146.jpg

Ruszamy w dół, zapora, psy a poniżej osioł i koza.
DSC_0151.jpg
DSC_0152.jpg

W Curtea de Arges wjeżdżamy w drogę 73c, szukając noclegu. Ten trafia się dosyć szybko (45o06’39.21”N, 24o31’17.03”). Kemping.
DSC_0160.jpg
DSC_0161.jpg
Bez rewelacji, ale przyzwoicie. Wynajmujemy domek za całe 30RON. Na kolację zalewane badziewie, za każdym razem obiecuję sobie, ze tego nie zjem. W sąsiedztwie stoi duży GS – adventure. Francuskie małżeństwo podróżuje po Rumunii. Wymieniamy uprzejmości, podziwiamy motocykle. Nie widzę się jeszcze na dużym GSie.  Francuzi ubrani jak ludzie, kobieta w zwiewnej sukni. Gdzie oni się pakują, że mają takie ciuchy…. Popijamy piwko. Dobrze robi po ciężkim dniu. Dzisiaj ok 390km. Transfogaraska zawsze pozostanie w pamięci.

19.06.2014 – dzień 5, wtorek. Dzisiaj chcemy zbliżyć się do Serbii, przejechać się wzdłuż zakoli Dunaju. Rano pierwsi ruszają Francuzi. Teraz już rozumiemy ich stroje z poprzedniego dnia. GS z trzema kuframi, z tyłu przyczepka z kolejnymi kuframi. No cóż, każdy ma swój sposób podróżowania. Napełniamy olejarki, kontrola naciągu łańcuchów. Ruszamy. Wiemy, że pędzimy w Rumunii maksymalnie trzy dni i trzeba będzie wrócić do rzeczywistości.
DSC_0162.JPG
Jedziemy drogą 67, Trgu Jiu, Orsova, dalej 57 aż do Oravita. Po drodze podziwiamy 40m rzeźbę króla Decebala. Pamiątkowa fota. Oczywiście jak ktoś ma ochotę to można popływać łódką pod samą rzeźbą.

DSC_0167.jpg

Droga 57 wije się wzdłuż Dunaju. Asfalt miejscami świetny, niekiedy gorszy. Zdarzały się odcinki szutrowe, kilkusetmetrowe, spowodowane szkodami. Po drugiej stronie Serbia. Lecimy brzegiem. Aż korci aby przekroczyć granicę, ale nie tym razem. Na Serbię przyjdzie kolej. Po drodze pyszny obiad. Za Oravitą skręcamy w 57B. Świetne drogi choć asfalt różny, rzadko spotykamy auta. Super trasa. Opuszczone domy, odludzie.
Próbujemy szukać noclegu. Niestety, odludzie straszne. Brak cywilizacji. W końcu pasujemy. Jazda po zmroku to nic przyjemnego.  Zjeżdżamy z drogi w zagłębienie terenu i przy świetle czołówki rozbijmy namiot przy polu kukurydzy (okolice 44o55’42.04”N, 22o05’44.26”E). Dzisiaj sporo 505km, ale odcinek wzdłuż Dunaju dosyć szybki. Robimy jak zawsze za mało zdjęć.
20.08.2015 – dzień 6, środa. Rano budzą nas tubylcy, wyprowadzający krowy na pastwiska. Ludzie przyjaźnie do nas machają. Nikt nas nie pogonił. Zjadamy ciepłe śniadanko – jakiś słoik z lidla. Ranek jest dość rześki i ciepły posiłek stawia nas n nogi. Składamy namiot i dobytek. To była nasza ostatnia noc pod namiotem podczas tej podróży.

DSC_0173.jpg

Jedziemy dalej drogą 57B, następnie 67D. Za Targu Jiu skręcamy w 67c… Transalpina – tę drogę również warto przejechać. W większości nowa nawierzchnia, przeważnie nie ma barierek. Trzeba się pilnować, aby nie zjechać z asfaltu, gdyż często brakuje pobocza i trafiają się uskoki rzędu 0,5m. Widokowo jest fantastycznie. Droga wije się wyżej i wyżej. Sporo motocyklistów, z całej Europy. 
DSC_0175.jpg
DSC_0178.jpg
DSC_0179.jpg
DSC_0180.jpg
DSC_0178-PANO.jpg
DSC_0185.jpg
DSC_0174.JPG


W niższych partiach piknikują Rumuni. W lesie lub tuż przy drodze. Taki mają zwyczaj. Przed Sebes zjadamy obiadek w przydrożnej knajpce. Mamałyga to jednak nie moja bajka, choć nie powiem – smakowało. Może przez ten wysokogórski klimat i całodniowe wygłodzenie. Dalej jedziemy drogą nr 1, tuta jest już nudno. W okolicy Aiud zatrzymujemy się na nocleg. Hotel… Astoria – a co?! 50 euro. Warunki super. Pani w recepcji nieźle mnie zmierzyła wzrokiem dając mi klucz. Zakurzeni, zmęczeni – wyraźnie nie pasowaliśmy do obiektu.
DSC_0186.JPG
Motocykle zostały na parkingu przed hotelem. Tradycyjnie nie zabieraliśmy namiotu i mat. Bez incydentów. Dzisiaj ok. 370km.
21.08.2014, dzień 7, czwartek. Dzisiaj zaczynamy wracać nieco intensywniej w kierunku domu. Chcemy wjechać do Polski, do Zakopanego. Plan jest raczej mało prawdopodobny i wiemy to doskonale. Ruszamy ostro z rana. Celem pośrednim jest Salina Turda. Kopalnia soli robi wrażenie i warto ją odwiedzić. W kasie Pan zabrał od razu nasze kaski i przechował pod ladą, nie tylko nasze z resztą. Widać sporo motocyklistów tu przyjeżdża. Rada: trzeba zwrócić uwagę gdzie się weszło, aby wyjść w tym samym miejscu. Nam się udało wyjść kilka km od wejścia… Wróciliśmy kopalnią – przynajmniej było chłodniej. Na powierzchni grubo powyżej 30st, w środku poniżej 10. Rewelacja na taki upał,
DSC_0202.jpg
DSC_0203.jpg
DSC_0206.jpg
DSC_0209.jpg
DSC_0210.jpg
DSC_0216.jpg

Dalej było już nudno. Autostrada i droga nr1 w kierunku Oradea, dalej Węgry autostrady aż do Miskolc. Węgry przejechaliśmy tradycyjnie na wydrę, tj bez opłąt drogowych. Tak, wiem jest to nieuczciwe – brzydzę się sobą. Ostatnie kilkaset km odpuszczam sobie nawigację. Lark napsuł mi sporo krwi podczas wyprawy. Co kilka minut się wyłączał. Bateria na wykończeniu, za słabe ładowanie. Już wiem, że się rozstaniemy. Jedziemy na papierowo – bez większych przeszkód. . Słowacja . Za Różnavą grubo po 20. kapitulujemy i szukamy noclegu. Naszą decyzja jest szybsza gdy zaczyna lekko padać i robić się imno. Nie było to takie proste. Znajdujemy miły pensjonat. (48o24’23.22N, 20o30’30.05”E). ok 30euro/noc. Dzisiaj ok 565km.
22.08.2014, dzień 8, piątek. Rano śniadanie, pakowanie i jedziemy. Poprad, droga 67, do Polski wjeżdżamy od strony Łysej Polany. W Zakopanem jemy obiad w naszej ulubionej knajpie – Przy Młynie (uwaga lokowanie produktu: http://www.przymlynie.pl).Gorąca herbata z miodem dobrze nam robi. Anię zaczyna łamać angina. Zarzuca prochy. Ubieramy membrany, polary i jedziemy. Do doku jeszcze kawał drogi. Zakopianka, i A4. Tniemy aż do zjazdu na Niemodlin. Trochę dręczy nas deszcz, ale delikatnie.

DSC_0233.jpg

W końcowych kilkudziesięciu kilometrach autostrady prowadzę analizę ile paliwa jeszcze zostało… Ostatnie tankowanie było jeszcze na Słowacji. W warunkach autostradowych tenera pali tyle co DL, w ruchu mieszanym mam zasięg grubo powyżej 500km. Ograniczam prędkość do 110-120km/h. Zjeżdżamy z autostrady, jeszcze 5 km do stacji paliw. Wjeżdżamy pod dystrybutor. Dwa mery przed DL gaśnie… weszło 21,5l. do tenery ciut mniej. Na zbiorniku przejechaliśmy 485km. Wokół komina DL’em tankowałem zawsze po 400km. To były ostatnie chwile. Później już Nysa, Javornik, Lądek i jesteśmy w domu pokonując 530km. Radość dziecka po tygodniu bez rodziców – bezcenna.
Łącznie w osiem dni przejeżdżamy ok 3700km w różnych warunkach. Były asfalty, szutry, piachy. Do Rumunii trzeba będzie jeszcze wrócić. Ludzie są gościnni. Nie doświadczyliśmy żadnej agresji. Nawet tabuny bezpańskich psów nie atakują. Nikt nas nie okradł, nie poderżnięto nam gardeł.
Było po prostu świetnie!!! Anulko, dziękuję Ci za wspólną podróż.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.