Skocz do zawartości

Przystanek Oliwa


Rekomendowane odpowiedzi

Do Chiwy z granicy jest około 600km.

Jeżeli chcemy jednak właściwie wykorzystać czas na tranzyt przez KAZ, możemy, a nawet powinniśmy zaplanować sobie wizytę w:

http://www.silkoffroad.kz/tours-en/mup-en/

To oczywista nie reklama stronki, tylko regionu z Ustiurt plateau i okolicami Aktau.

 

Dzisiaj, kiedy to musimy sami fizycznie odwiedzić ambasadę KAZ w W-wie mamy ten plus, że lepiej skorzystać z dwukrotnej 30-dniowej wizy turystycznej (wydawanej nam w trybie uproszczonym) niż z droższej podwójnej wizy tranzytowej.

Poza tym sam Kazachstan jest nudny, jak flaki z olejem, a to, co oferuje na swoich ogromnych przestrzeniach, można zobaczyć w skondensowanej pigułce u sąsiadów.

Wielu z nas ulega urokowi podkręconym na maksa zdjęciom, robionych w złotej godzinie, a my nie zawsze mamy ku temu okazję, by dane miejsce o tej porze zobaczyć. Znajomy w ten sposób 'wykręcił" nierealne zdjęcia w dolinie Ałajskiej, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Byłem w tej dolinie ponad 10x więc wiem, o czym piszę... ;)

Jej samej poświęcę w tym "eseju" należny jej czas, bo w istocie, sama w sobie jest wyjątkowa.

 

Wracamy jednak na szlak do Uzbekistanu. Droga do Chiwy biegnie wzdłuż linii kolejowej. Kiedyś latały tędy dwa pociągi... Jeden z Charkowa, drugi z Moskwy do Taszkientu. Ostał się tylko ten drugi. Ciekawostką jest fakt, że jadąc nim, na chwilę wjeżdża się do Turkmenistanu (bez wizy).

Ciągnie mnie, by choć tak z jeden raz objechać w ten sposób Azję Centralną. Wziąłbym ze sobą "ruska" i w drogę...

 

Nie wiem, czy znacie temat, ale na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku pewien Rusek objechał cały, były ZSRR dookoła na... rowerze.

Jego trasa wyglądała tak:

 

nglqu.gif

 

Na rowerze "amerykańskim", ale zawsze. Można jego rower obejrzeć w muzeum w Pskowie. Nazywał się Gleb Travin...

 

Jakoś w tych moich tekstach i zdjęciach rower przewija się często, ale to w istocie fantastyczny (i chyba najtańszy) środek lokomocji. A trasa, którą przejechał Travin, potwierdza, że wiele na rowerze można... ;)

W ogóle Rosjanie, to mistrzowie interesujących eksploracji. Zanim człek napisze, że gdzieś był, jako pierwszy, niech przejrzy ruskie fora... Można się zdziwić.

 

Droga do Chiwy.

Tuż za posterunkiem granicznym jest niepozorna budka, a na jej wysokości znak stop. Należy się tam grzecznie zatrzymać i być zapiętym w pasy. W owej budce czatuje koleś na niezatrzymujących się i niezapiętych. Wcześniej warto u pań handlarek zaopatrzyć się w uzbeckie somy. Oczywista należy się targować do bólu. Toczy się to wszystko na o c zach pogranicznika, który od czasu do czasu interweniuje, kiedy baby drą się ciut więcej, niż on jest wstanie znieść. My znosimy pokornie wszystko.

Warto też się zaopatrzyć wodę do picia lub arbuzy, które tę wodę doskonale zastępują, mimo całej swojej słodyczy.

W ogóle, arbuz to wspaniała rzecz. Doskonale uzupełnia wszystkie sole mineralne, zaspakaja pragnienie, do tego oczyszcza organizm i pełni jakąś funkcję aseptyczną.

Funkcję tę ich zacną, poznałem w Hindukuszu, kiedy po zejściu z wysokich gór i spożyciu połówki małego arbuza, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wygoiły mi się następnego dnia wszystkie rany. A co nie miało absolutnie miejsca wcześniej.

 

Do Chiwy jedzie się długo.

Kiedy przemierzam pustynie czerwonych piasków, zawsze mam przed oczami kilka lektur i ich bohaterów.

- Podróże po Azji Środkowej, Grąbczewskiego.

- Przez Kaukaz i Pamiry do Indii, Bonvalota.

- Wielką Grę  Hopkirka.

- Wyprawa do Chiwy, Burnaby`ego.

- Aleksander Macedoński, Greena.

- Śladami Aleksandra Macedońskiego, Żurawskiego.

Ostatnio wyszła znakomita pozycja Cherezińskiej (tej od żołnierzy wyklętych) pt.: Turniej Cieni, będąca polską odpowiedzią, na Wielką Grę. Czyta się to, jak Potop Sienkiewicza. REWELACJA.

 

Interesujących lektur o regionie jest dużo więcej, ale wspomnę jeszcze tylko o jednej, na zasadzie ciekawostki. To pozycja Staniukowicza "W poszukiwaniu Yeti". 8 lat temu, to m.in. z tej książki czerpałem wiedzę o Pamirze... 

Edytowane przez Elwood
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 85
  • Created
  • Ostatniej odpowiedzi

Top Posters In This Topic

El, super się czyta. Jestem pod wielkim wrażeniem Waszych przygód! Z niecierpliwością czekam na więcej!

Mieliście jakieś problemy natury technicznej z maszyną? Jak tubylcy Was odbierali.

Czy postępowania by dostać wizy są mocno upierdliwe?

Często chcieli od Was "wzyjatek"?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Logistyka wizowa, to podstawa.

Zawsze staram się mieć maksimum wiz wklepanych przed wyjazdem. Drugim determinantem jest ich (wiz) łatwa i tania dostępność za granicą, w trakcie podróży. Mam zawsze na uwadze, że lepiej czas na załatwianie wiz poświęcić wtedy, kiedy się go ma i nie działa pod presją.

 

Problemy techniczne, to normalność. Zawsze się przytrafią i na tej wycieczce też mieliśmy kilka ciekawych przypadków. Wspomnę o nich w relacji.

Do przygotowania sprzętu należy podchodzić jednak bardzo racjonalnie. Czy to auto, czy motocykl, jakiekolwiek potencjalne zbrojenia należy dobrać do potrzeb. Bardzo często zapominamy w przygotowawczym amoku, że standardowe wyposażenie (oryginalne) w zupełności wystarcza do realizacji standardowych celów.

Największym problemem z reguły, jest przeładowanie bryki. Banalna prawda o nas... Podstawa należytej trakcji, to właściwy dobór opon. Nie ma co się więcej rozpisywać.

 

Tubylcy na wschodzie są ok. Łapówki, to nie jest problem. Zdarzają się wymuszacze, ale... Polacy są bardzo kreatywni... :)

 

Z każdym pokonanym kilometrem nabieramy pewności siebie i do własnego sprzętu. A awarie, nawet te poważne, da się usunąć. W 2008-ym guliałem po kirgisko-kitajskim pograniczu, na padniętym rozruszniku. Rozrząd na kołach zębatych i brak świec żarowych ułatwiały rozruch mojej toyoty z półobrotu jednego tłoka. Wystarczało tylko ustawić się wcześniej na jakiejś górce. Niestety, wysoko w górach, niespodziewanie (w połowie września) zaskoczyła mnie zima. Miałem letnie paliwo i te mi po prostu zamarzło... To był szybki wypad z dwoma lokalesami i zapomniałem zabrać nawet maszynki do gotowania. Gdybym ją miał, na pewno wziąłbym paliwo do niej, czyli benzynę... Ale nie miałem...

 

Elwood stawał mi co 50-200m, akurat tyle udawało mi się wtłoczyć paliwa do filtru ręczną pompką. Wcześniej jednak go trza było na ten pych rozpędzić... To była jazda bez trzymanki. Nie zawsze udało się stanąć na górce.

Nie miałem jak tego paliwa rozgrzać... W końcu zdjąłem jeden kanister i przez dwie godziny zbieraliśmy kępy trawy w pustynnym krajobrazie, by usypać z nich mały stóg, rozpalić i o niego oprzeć kanister. Kasza puściła, ale podpięcie węża bezpośrednio pod pompę (rozgrzane paliwo przelewałem do małego, 5-cio litrowego baniaka i dalej grawitacyjnie przez wąż do pompy) powodowało gwałtowne zużycie paliwa.

Musiałem więc wrócić do pompowania i stawania...Potem na pych i tak przez... półtorej doby, przez 75km, aż do granicy kitajskiej...

Tam zostałem aresztowany jeszcze po kirgiskiej stronie. Komendantem był młody Kazach... Przygoda niesamowita.

Pod siedzeniem miałem kilka pudełek z nabojami... Gdyby je znaleźli, to nie wiem, czy bym, o tym teraz tak spokojnie pisał, a auto przetrzepali mi precyzyjnie dość.

 

Po 6h negocjacji, za mój śpiwór i 1000 kirgiskich somów dostałem 20l benzyny. Wypłukałem nią filtr paliwa, dolałem do zbiornika resztę i Elwood odpalił, jak należy...

Do dzisiaj mam zapisany ślad na gps-ie tej kozackiej wyrypy. I jestem pewien, że nigdy tam, żadnego z naszych nie było... ;)

 

Dwa tygodnie wcześniej aresztowano mnie z kolei na pograniczu afgańskim, nad jeziorem Zorkul. Znalazłem się tam bez wymaganych pozwoleń (podobnie ja w opisanym wyżej przypadku), w samym centrum kradzieży bydła (kirgiskim nomadom z doliny Małego Pamiru) i przemytu narkotyków. Tym razem trafiłem na ruskiego komendanta, do którego zaprowadzono mnie pod bronią... Skończyło się na obaleniu z komendantem litra, kolacji i graniu na gitarze, którą miałem ze sobą. Wszystko to na terenie jednostki wojskowej... Wot, gościnność.

 

Dzisiaj już do tej Chiwy nie dojedziemy... :)

Edytowane przez Elwood
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może dzisiaj do tej Chiwy dojadę...? 

Zakupiłem sobie parę piw, w liczbie paru par, więc może będzie łatwiej...? ;)

 

Zasadniczo, to dokładnie wg takiego schematu przemieszczam się "po wschodzie" i jakoś daję/dajemy radę. 

 

29f6osw.jpg

Tu kolega Benek, w trakcie pobierania nauk przemieszczania się po Wschodzie.

 

Kiedyś tam na wschodzie, zatrzymał nas milicjant do kontroli. No..., był niewymownie nietrzeźwy. Zatrzymał nas za przekroczenie prędkości, ale nie miał żadnego "aparatu" do jej mierzenia. Kumpel się wkurwił i nie miał ochoty na żadne negocjacje, ale to był wielki błąd...

Pijanemu nie wolno zaprzeczać. Trza się z nim zgadzać do samego końca, pod warunkiem, że koniec jest nasz... :)

Nie jest to nic trudnego. Tym niemniej kumpla zaczęło ponosić, bo kurwa niby jak, milicjant jest wstanie stwierdzić "bez aparatu", żeśmy nie przekroczyli prędkości...?!

A ten (milicjant) wyjeżdża z hasłem, że nie po to uczył się fizyki w szkole, by korzystać z jakiś bzdurnych urządzeń!

Ponieważ ja uczyłem się również fizyki w szkole, ba... nawet miałem z matury ustnej z fizy ocenę bardzo dobry, strasznie byłem ciekaw dowodu.

Kumpel był bardziej zaciekły, co tak wkurwiło milicjanta, że kazał mu "ze swojej głupoty" dmuchać w balonik! Kumpel dmuchnął i wyszło zero. Zdegustowany milicjant wziął drugą próbkę i sam dmuchnął.... Spojrzał zdumiony na wynik i stwierdził:

- Rabotajet!

 

No więc pytam dla złagodzenia atmosfery:

W cziom dzieło brat...?

A on mi na to.

Uczyłeś się fizyki w szkole?

- Uczyłem!

To jaka jest definicja prędkości?!

- No... droga przez czas... W ruchu jednostajnym dodałem czujnie.

A skąd jechaliście?!

Odwracam się w należną stronę, widzę górkę, z której zjeżdżaliśmy i potwierdzam kierunek.

A koleś mi na to:

- No więc słuchaj przyjacielu... Gdybyś jechał z należną  prędkością, pojawiłbyś się tutaj po 5-ciu minutach. A wy przekroczyliście mój posterunek, niespełna w minut trzy...

 

Wyrwało mnie z butów...

Sięgnąłem do naszych zapasów nienaruszalnych i wyciągnąłem flaszkę. Otwierając ją rzekłem:

- Fizyka, to nauka przez doświadczenie. Wybaczycie?!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Siedzę i piwo piję... w smutku...

Azja Centralna, to ziemia przesiąknięta polską krwią. 

Jest coś niebywale smutnego w losie ludzi, którzy odzyskali wolność i zmarli w drodze ku tej wolności (armia Andersa).

Dlatego bez cienia szemrania, przyjęliśmy z Benkiem "naszą" chrzcielnicę w opiekę, by ją dowieźć w jedno z tych miejsc, gdzie wieczny spoczynek znaleźli ci, co tej wolności szukali i ją znaleźli w drodze do ojczyzny.

 

Chrzcielnica opierała się o moje siedzenie. Czułem ją na plecach w każdej chwili... Niosłem jej ciężar bezwiednie... Z każdym, kolejnym dniem podróży, czuliśmy się z Benkiem, coraz bardziej z nią związani, za nią odpowiedzialni.

Przyszedł ten moment, kiedy mogła mnie zabić...

 

Wyobraźcie sobie sytuację, kiedy jedziecie pośród cudnych okoliczności przyrody, akurat w tym miejscu nasypem (jechałem nim bez żadnych sensacji dwa lata wcześniej), doliną Ałajską, na wysokości około 3000m, gdzie towarzyszy nam łańcuch gór sześciotysięcznych z kulminacją Piku Lenina po prawej, po lewej zaś szereg pięciotysięczników...

Mkniemy tym nasypem około 60km/h, podziwiamy wsio "w akrug", kiedy nagle... gwałtowne hamowanie (mamy ABS, co na szutrze, jak każdy wie, nie robi) i BUMMMM!!!

 


Po tym poważnym jebnięciu, chrzcielnica mnie tylko "tknęła"...

Mogła przecież zwalić się na mnie całym swoim całym ciężarem, złamać fotel, mój kręgosłup... Ku u ciesze spotkanego przed laty ruskiego, drogowego fizyka...

 

I  wiecie co...?

Ona (chrzcielnica) faktycznie zwaliła się na mnie tym swoim całym ciężarem - nie do udźwignięcia... tak dość... delikatnie...

 

P.S.

 

Zaskoczyła mnie totalnie edycja postów na tym forum, w związku z tym ogłaszam koniec nadawania.

Edytowane przez Elwood
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak chcecie do Chiwy dojechać spokojnie, to polecam tę stronkę:

http://www.stantours.com/

Bezproblemowo i prosto zamawiamy tam voucher (wspomniane 50$), z którym maszerujemy do ambasady UZ w W-wie z wypełnionym wnioskiem i cieszymy się po tygodniu wizą turystyczną w pasku na 30 dni.

 

My korzystaliśmy z trzydniowego, podwójnego tranzytu. Co prawda nie planowaliśmy powrotu przez UZ, ale licho nie śpi i lep[iej mieć taki bufor w paszporcie.

Minus wizy tranzytowej jest oczywisty... Trzeba się trochę spieszyć, a do przejechania jest blisko 2000km a drogi różne.... Mieliśmy inne priorytety, inaczej rozłożone akcenty, tym niemniej Chiwa, Buchara i Samarkanda leżą po drodze.

Należy jeszcze pamiętać, że przewidziane na tranzyt 72h (trzy doby), to w praktyce ledwie trzy dni. Uzbecy trzymają się dat, nie godzin/dób. Dlatego też na granicy zjawiliśmy się tak, by wjechać zaraz po północy.

Z tego "zaraz" zrobiło się 14h kiblowania na tejże...

 

Po opuszczeniu granicy zatankowaliśmy lodówkę na maksa browarami. W pogotowiu czekały jeszcze dwa duże, astrachańskie arbuzy i zgrzewka polskiej wody mineralnej.

W południe było już piekielnie gorąco, więc od czasu do czasu zbijaliśmy temperaturę klimatyzacją. Osobiście staram się z tego środka w takich sytuacjach korzystać sporadycznie, bo klima wysusza powietrze i łatwo się przeziębić. 

Przy 50-stopniach na zewnątrz jednak... ;)

 

2hrlnhz.jpg

Co my wiemy o pakowaniu...?

 

2n1wft2.jpg

Po kilku godzinach jazdy widoczny klif, to sygnał, że zbliżamy się do Amu-darii.

 

29vgpag.jpg

Szata roślinna pustyni Kyzył Kum uboga, ale ciekawa.

 

118nf55.jpg

Droga odcinkami o znakomitej nawierzchni. Jeszcze kilka lat i opowieści o trudnościach będą przyjmowane z powątpiewaniem.

 

Na pewno ci, co mają czas, mogą sobie pozwolić na zjazd ku pozostałościom po M Aralskim, posmakować pustyni oraz na własnej skórze doznać niewyobrażalnej katastrofy ekologicznej, będącej skutkiem fatalnego gospodarowania zasobami naturalnymi... Zdjęcia satelitarne sprzed lat i obecne, nie pozostawiają żadnych złudzeń.

 

2qitspf.jpg

Przed nami dolina Amu-darii, po prawej (niewidoczny jeszcze) ogromny cmentarz...

 

25slora.jpg

 

15ybuk2.jpg

 

oftxy8.jpg

 

Lekko na uboczu, samotny, świeży grób...

 

iz6vl4.jpg

 

Późnym popołudniem zatrzymujemy się, by coś przekąsić.

4qppw1.jpg

Obsługuje nas dwóch synów właściciela.

 

e80mz4.jpg

 

Za nim jednak szaszłyki będą gotowe, korzystamy z uprzejmości gospodarza i na zapleczu "baru" bierzemy chłodną kąpiel, czyli bezpośrednio na siebie wylewamy kilka wiader zimnej wody... BAJKA.

 

Oczywista przed szaszłykiem wciągamy na szybko...

k4az5i.jpg

...po dwa lokalne browary... Smakują wybornie.

 

jahn5w.jpg

Szaszłyki już prawie gotowe.

 

2db72gw.jpg

Ało...

 

Rachunek za całość...

x0yxd2.jpg

...przyzwoity. Za około 9$ (kurs stał w granicach 3zł) podjedliśmy solidnie i ugasiliśmy pragnienie. Rzadko tak szalejemy, ale warto było... :)

 

O zachodzi słońca, solidnie odświeżeni, ruszyliśmy ku twierdzy.

U bram perełki Jedwabnego Szlaku stanęliśmy grubo po północy... Tak wyszło, że zaparkowaliśmy przy małym hoteliku. Jego gospodarza poczęstowaliśmy ... żywcem z naszej samochodowej lodówki... :) On  nas w rewanżu winogronami ze swojego ogródka. Z noclegu u niego jednak nie skorzystaliśmy.

Ponieważ na noc twierdzy n ie zamyka się, zaproponowałem Benkowi nocleg w jej środku, na rozgrzanych kamieniach.

 

Błokając się po pustych zaułkach...

vz8mrc.jpg

...zalegliśmy pod jakąś medresą na karimatach, mając nad sobą milion gwiazd...

 

Towarzyszył nam chłodny wiaterek, niczym morska bryza... Oczami wyobraźni szukałem obrazów z przeszłości, wyobrażając sobie siebie, jako kupca, który dotarł do stolicy dawnego chanatu... Długo jeszcze nie mogłem zasnąć...


Gdzieś, w środku nocy zatrzymujemy się, by się posilić melonem.

 

https://youtu.be/dYZIpRv1QIU

 

Handel kwitnie całą dobę. Melony niewyobrażalnie słodkie. Nie kupisz w Polsce czegoś podobnego...

Edytowane przez Elwood
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dygresja.

 

Radzi Maciej Malinowski. Autor jest mistrzem ortografii polskiej (katowickie „Dyktando”), autorem książek „(...) boby było lepiej”, „Obcy język polski” i „Co z tą polszczyzną”.

Czy to możliwe, żeby wyrazy dywan, kobierzec i tapczan miały ze sobą wiele wspólnego i w przeszłości oznaczały to samo? Okazuje się, że możliwe. Proszę posłuchać...

Wiadomo, jaką definicję ma dzisiaj każde słowo z osobna. Dywan to inaczej `gruba tkanina dekoracyjna służąca do przykrycia podłogi` (rzadziej do zdobienia ścian - wtedy chodzi raczej o kilim).

Nasi przodkowie nie mówili jednak na coś takiego dywan, lecz kobierzec. Kobierzec był barwną, puszystą tkaniną służącą do pokrywania ścian i podłóg, jednak używano go rzadko, zwykle stanowił ozdobę pomieszczeń podczas ważnych uroczystości (np. ślubów). Stąd powiedzenie znane i teraz stanąć na ślubnym kobiercu, czyli w sensie przenośnym `zawrzeć małżeństwo`.

 

Dopiero w XVII wieku kobierzec został wyparty przez słowo dywan, z pochodzenia perskie (dívān), które przywędrowało do nas z Turcji i etymologicznie oznaczało... `wielkie podium pokryte kosztownymi kobiercami, na którym zasiadali („po turecku”) członkowie wielkiej rady sułtańskiej i najdostojniejsi goście, posłowie`. Dywanem nazywano też później `salę posiedzeń w pałacu sułtańskim` i `wielką radę sułtańską` (podaję za Słownikiem etymologicznym języka polskiego PWN prof. Andrzeja Bańkowskiego, Warszawa 2000, s. 319).

Dywanem było zatem `podium pokryte kobiercem`, ale z czasem zaczęto tak mówić na sam kobierzec turecki czy perski używany w XVII i XVIII wieku do nakrywania stołów i obijania ścian w salonach, a dziś do pokrywania podłóg.

Ciekawe, że w wielu językach europejskich omawiane słowo do tej pory występuje w innym znaczeniu niż u nas. Francuski divan, angielskie divan bed, niemiecki Diwan czy rosyjski диван to `duży mebel do siedzenia lub leżenia, kanapa, sofa, otomana, tapczan`, a nie: `kobierzec`.

O takich wyrazach, które brzmią tak samo i pisane są tak samo (lub prawie tak samo), ale znaczą co innego, mówi się fałszywi przyjaciele (fr. faux-amis, ang. false friends). Fachowo noszą one nazwę tautonimów.

 

Ale to nie koniec ciekawostek językowych, etymologicznych.
W dawnej polszczyźnie za synonim wyrazów kobierzec i dywan uchodził jeszcze... tapczan. Ów wyraz z pochodzenia turecki (od: tapčan) trafił do polszczyzny za pośrednictwem języka ukraińskiego (tam był tapczán, od mongolskiego tabčan, tavčan). Jeszcze Słownik wyrazów obcych PWN pod redakcją Elżbiety Sobol (Warszawa 1995, s. 1090) informował, że tapczan to dawniej także `obicie podium lub tronu kobiercem; dywan`. W połowie XX wieku istniała na dodatek w obiegu oboczna forma tarczan odnotowana np. w Słowniku języka polskiego (tzw. wileńskim) Maurycego Orgelbranda (Wilno 1861, t. II. s. 1693-1694).

Ponieważ tapczany były puszyste i miękkie, kiedy je kładziono na podłodze, służyły także do leżenia. I dlatego po latach słowo tapczan zmieniło ostatecznie sens na `mebel do spania składający się z pudła drewnianego i materaca albo siatki sprężynowej`, dywan zaś upowszechnił się w znaczeniu `gruba tkanina dekoracyjna z wełny lub z włókien sztucznych przeznaczona do przykrywana podług, zdobienia ścian itp.`.

 

Dodam na koniec, że rzeczownik tapczan ma w dopełniaczu liczby pojedynczej oboczną formę tapczanu albo tapczana. Mówi się jednak zawsze i pisze dywan - dywanu, kobierzec - kobierca.

 

A czy wiecie, kto przytargał do Europy zwykłe portki...?

Edytowane przez Elwood
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wstajemy razem ze słońcem.

 

20u6g5v.jpg

Karimaty pod pachę i wracamy do auta. W tle Kalta Minor Minaret (mała wieża).

 

Jej fundator nie dokończył dzieła, bo nieszczęśliwie spadł z rusztowania, podczas nadzorowania prac. Miało to miejsce w roku 1855-tym. Z założenia miała to być najwyższy minaret na świecie... Mimo ledwie 1/3 zakładanej wysokości, robi należyte wrażenie.

Niespełna 20 lat później Chanat Chiwy stał się prowincją rosyjską, po udanym szturmie twierdzy przez generała Kaufmanna.

Dzisiaj jadąc do Chiwy trudno nam sobie wyobrazić, jak niedostępna to była kiedyś twierdza, będącą oazą pośród otaczającej jej pustyni.

 

Stara Chiwa powoli budzi się ze snu. Nam przychodzi to z oporem. Jesteśmy umęczeni. Jadąc na wschód z każdym kilometrem doba się dla nas skraca. Tam w końcu szybciej wschodzi słońce niż u nas... Deficyt czas na dzisiaj, to  już 4h.

 

qn5huc.jpg

Mała wieżą z innej perspektywy...

 

8zql9h.jpg

 

2zs4mdy.jpg

 

Mijamy medresy i karawanseraje...

 

14iiq8j.jpg

 

2vbu4jl.jpg

 

2zjgidk.jpg

 

Wszystko jest jeszcze zamknięte, dlatego zabytkowych wnętrz nie oglądamy. Nie ma tam nawet jak zajrzeć... Na mnie wrażenie zaś robią drzwi...

 

25j8574.jpg

 

No i mury twierdzy...

 

2i8xk6r.jpg

 

21eujic.jpg

 

Z tej zaś wieży...

xqbaec.jpg

...muezin nawołuje do modłów.

 

Nas czas goni...

 

ac32ww.jpg

Od właściciela przybytku otrzymujemy namiary na tani hotelik w Bucharze i tam się kierujemy.

 

Przed nami kolejne 450km i piaski pustyni Kyzył Kum.

 

2q0shza.jpg

Teraz Amu-darię przekraczamy w dzień. Przynajmniej coś widać.

 

2rhqzw7.jpg

Przez jakiś czas towarzyszy nam cywilizacja, w lokalnym wydaniu.

 

fyixpj.jpg

Napotykamy fabrykę karapałkackich czapek i po żmudnych negocjacjach ja kupuje klasyka za 18$, Benek zaś zaszalał i  nabył żonie prawdziwe cudo... Czapę z delikatnego włosia afgańskich... chartów. Kosztowało go to całe 80$!

Z racji mego nazwiska, zbieram czapki i na tej wycieczce moja kolekcja powiększyła się wyraźnie, ale o tym potem... :)

 

Tymczasem na małej łączce dostrzegam materiał na owe czapy... Znaczy konkretnie moją, zrobioną z karakułowej wełny. Ta najlepsza, najbardziej delikatna, to ta z nienarodzonych jeszcze, dwutygodniowych owieczek "wydobywanych" z łona matki.

 

2zs7490.jpg

Niepozorne bydlęta... Nigdzie nie udało się ich "przeszczepić"... Po bawełnie, to najbardziej znany produkt Karapałkacji.

 

Generalnie latem jest kłopot z paliwem... Zwłaszcza dieslem. paliwo jest tanie, ale go nie ma. Można zaś je kupić na lewo, z czego skwapliwie korzystamy. Tankujemy 80l po 2500 uzbeckich somów. Benek przezornie dodaje jeszcze "masła", bo paliwo jest suche, głównie do starych ciężarówek.

 

2hwft4.jpg

 

W oczekiwaniu, na uruchomienie dystrybutora...

hsrkzk.jpg

...przyglądam się młodzieży żeńskiej, grającej w karty.

 

https://youtu.be/5IEMipLEuEY

 

Dalej już tylko czerwone  piaski...

 

10zbrk8.jpg

 

24npp8n.jpg

 

https://youtu.be/xcAFlr5yne4

 

U nas  zimą się widuje piaskarki na drogach, w Uzbekistanie latem...

 

Gdzieś po środku pustyni naszym oczom ukazał się taki widok:

 

5dngr4.jpg

Na poboczu dwie maszyny z... Polski, obok barak, a z niego wychodzi Uzbek i mówi, że od pół roku czeka na części zamienne...

 

Benek przeprowadza krótki wywiad z panem i wymienia z nim fachowe uwagi.

 

5dngr4.jpg

Generalnie maszyny służą do układania rurociągu. Na razie robota stoi...

 

https://youtu.be/K7JCi30NWDw

 

Kilka obrazków z drogi A380

 

oihetg.jpg

 

Kolejny polski akcent...

 

vdfrkg.jpg

Parkujemy obok na górce i rozkoszujemy się panoramą Amu-darii i karakumskiej części Turkmenistanu...

 

pvatx.jpg

Za częścią twarzową Benka - Turkmenistan i najczarniejsza pustynia świata.

 

https://youtu.be/rWfVGToqGYs

 

Zjeżdżamy do rzeki...

2wp8ev4.jpg

Trzeba bardzo uważać, by nie zakopać się, no i na znaki "zona zaprieszczena"... :)

 

Pustynna droga, prosta, jak drut iw ciągłej przebudowie...

 

2u7my4k.jpg

 

4j8g3k.jpg

Najeźdzcy z zachodu.

 

6jmxwn.jpg

Nieustraszeni...

 

Gdzieś tu jest oaza po drodze... A nawet dwie. Zatrzymamy się w obu.

 

k18lxs.jpg

Zamawiamy czaj. Resztę mamy własną.

 

W czasie konsumpcji naszej, gospodarz poszedł skonsumować tę panią...

2hnars8.jpg

...uczynił to bez specjalnej krempacji.

 

By nam było chłodniej...

2wphssg.jpg

A te "łóżko", to tapcian... O którym to cytowałem wyżej.

 

Vis a`vis tapcianu...

2nr38s7.jpg

...wodospad na pustyni.

 

Do drugiej oazy przejazd wyglądał tak:

 

https://youtu.be/tDywkrD1n2Y

 

Tam też wymieniliśmy wesołe uwagi z kierowcą busika... :) Spotkaliśmy również dwóch herosów z Wlk Brytani na rowerach...

Kurwa mać... Pedałować w takim upale...! Za jakie grzechy?!

Użyczyłem chłopakom naszego "wiadra kąpielowego"... Baaardzo przydatny sprzęt. Jedno służy do nabierania wody (i np. prania w nim ciuchów), drugie do wymiany olejów. Oba z miękkiego, udarowego plastiku. Do nabycia w castoramie za złotych 10.

 

https://youtu.be/xI9Qhf-YMxY

 

Wcześniej i my skorzystaliśmy... Ale bez specjalnych ceregieli. W temperaturze 50-ciu stopni w cieniu, odzież schnie migiem. Brytyjczycy byli w niebowzięci...

Edytowane przez Elwood
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do Buchary docieramy tuż przed zmierzchem. Decydujemy się na spanie w hotelu, który polecił nam pewien Białorusin na granicy uzbeckiej. Jego zaletą był fakt, że leży na rogatkach Buchary w sąsiedztwie dużego parkingu dla TIR-ów. A zaletą parkingu jest to, że handluje się tam irańską ropą ściąganą bezpośrednio z ciężarówek i że cena diesla stoi tam 2000 somów/litr.

 

Nie jesteśmy zwolennikami hoteli, ale w Bucharze, ma to dla nas jeszcze jeden plus. Nie ma problemów z parkowaniem i można się spokojnie napierdolić na mieście, bez specjalnych kombinacji. Targuję się ostro i uzyskana cena nas zadawala. Zamawiamy do hotelu taksówkę i kolejny plus. Podają nam cenę dla lokalesów. 

Kurs do centrum, to 5000 somów, więc grosze. Lecimy Matizem na gaz. Koleś tak zapierdala, jak by się spieszył na ślub własnego syna... Bierzemy od niego telefon, by go zamówić w drodze powrotnej.

 

Do późnych godzin nocnych błąkamy się po zabytkowym centrum, szukając chwilami spokoju, zimnego piwa, by nie czuć oddechu turystów i namolnych sprzedawców. Kilka razy dotankowujemy browar w sklepiku, w cichym zaułku, z normalnymi cenami.

Siadamy potem na nagrzanych kamieniach i kontemplujemy wszystko to, co się wokoło dzieje. Mrowie turystów, nie to, co w Chiwie,  do której dociera ich znacznie mniej. Wszechobecna cepeliada, nastawiona na dojenie białych... Ot, szczególna mentalność tego miasta.

Wypraszają nas z meczetu Kalian, mogącego pomieścić 100 tysięcy wiernych. Akurat odbywa się modlitwa... Rozumiemy i wychodzimy. Tuż obok najsłynniejszy obiekt Buchary, minaret, będący kulminacją piaszczystego placu - czyli registanu. Zachwycony nim Chingiz Chan, łaskawie go oszczędził...

 

Nie mamy czasu i pora nie ta, by pobłądzić wśród normalnie żyjących tu ludzi, być zaproszonym na czaj i takie tam... Nie mamy czasu wpaść na normalny bazar i zjeść porządny szaszłyk w normalnej cenie, a nie twardą podeszwę za 10-ciokrotnie większą cenę w którejś z wielu tu restauracji. 

Nie... Nie damy im w taki sposób zarobić... Żłopiemy tanie, zimne piwo, które trzymamy w polskiej reklamówce (chyba z biedronki... :) )

Benek przegląda przewodnik lonley planet o Azji Centralnej, ale mamy problem z orientacją. Gdzie jest wschód, a gdzie zachód...? Północ i południe...? A pies to trącał...

 

Koło 2-iej w nocy wracamy do naszego hotelu. Chodzi za nami wspomnienie szaszłyku zjedzonego w drodze do Chiwy. Nie ma problemu... Właściciel budzi kucharza i ten szybko nam ten szaszłyk przyrządza. Nie da się tego jednak jeść. Płacimy i rzucamy się w czystą, białą pościel... W odruchu nastawiam budzik na 6-stą rano.


b97ywm.jpg

 

15rxszt.jpg

Restauracja w karawanseraju...

 

fdtvzl.jpg

 

dfva0n.jpg

Tu kupię żonie torbę...

 

2nuupkx.jpg

Jedną z tych.

 

Proces targowania trwa dobre pół godziny i wykonuję kilka podejść. W końcu sklepikarz mięknie, ale prosi, by chwilę poczekać, bo właśnie obsługuje ruskich i chce ten sam produkt sprzedać znacznie drożej... a my mu psujemy  temat :) Rosjanki płacą ostatecznie po 25$ za każdą, my 15$ za obie.

Edytowane przez Elwood
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciężko się nam wstaje... Nieodespane godziny kumulują się, oczy puchną i łzawią... Tym niemniej pora ruszać. Wzdychamy i pakujemy się.

Parkujemy przed poleconą "stajanką" i idę wywołać z gościa, którego imię podał Białorusin. Paliwo można kupić, owszem, ale za 3000... Dowiaduję się o tym w połowie procesu zakupu, czyli po 1,5h... Kurwa... Gdybyśmy to wiedzieli, i wiedzieli też, że w Samarkandzie za tę cenę kupimy paliwo na zwykłej stacji, dawno już bylibyśmy byli w drodze.

W pamięci mam swoją wizytę dwa lata wcześniej tutaj i gorączkowe poszukanie paliwa, stąd taka przezorność obecnie. Szeryf paliwowy ściąga je bezpośrednio ze zbiorników tureckich TIR-ów, a w nich irańska ropa. Trwa to kupę czasu, do tego jest kolejka chętnych...

 

Ostatecznie opuszczamy Bucharę z pełnymi zbiornikami (mamy dwa, plus cztery kanistry, łącznie jesteśmy wstanie zabrać 220l paliwa) po trzech godzinach kiblowania. Po co te wszystkie paliwowe ceregiele? Bo w TJK kupimy je blisko dwukrotnie drożej.

Pełne zbiorniki, to oszczędność rzędu 100$, opłaca się, prawda...? Najekonomiczniej jest wjeżdżać do TJK z KGZ tak nawiasem.

 

Wszystko to zapewne za karę... Za takie traktowanie (po japońsku) jednej z pereł Jedwabnego Szlaku. Przecież kiedyś białemu w ogóle nie wolno tu było wjechać... Niewierny mógł to dotrzeć tylko, jako sprzedany w jasyr. A kupcy...?

Nie... Nie docierali tu kupcy z Europy. Przynajmniej od czasów Chingiz Chana. Karawany chodziły etapami. W Choreźmie przejmowali je lokalni kupcy, chroniąc w ten sposób własny rynek. Stąd taki rozwój transportu morskiego w owym czasie.

Trzyletnia wyprawa Magellana, mimo straty dwóch statków i wyrzucenia do oceanu połowy przypraw, uciekając przez Portugalczykami, przyniosła hiszpańskim kupcom (sponsorującym podróż Magellana dookoła świata) zwrot kosztów wyprawy i jeszcze niemały zarobek...

 

Jedziemy więc, co konie mechaniczne wyskoczą, bardzo spiesznie do Samarkandy. To też wizyta planowana na godzin ledwie kilka. Najbardziej wygodne przejście graniczne do Pendżykentu, z powodu napiętych stosunków między UZ i  TJK jest zamknięte. Alternatywą jest objazd północą lub południem. To kolejne kilkaset km, a na przejściu trzeba się wstawić koniecznie przed północą.

 

Traktujemy więc Samarkandę jeszcze bardziej po macoszemu niż Bucharę i Chiwę. Nie docieramy nawet do registanu. Mało tego... Już na samym wjeździe gubimy się w wąskich uliczkach. Wąskich na tyle, że tej jednej nie jesteśmy wstanie przejechać. Cofamy potem kilkaset metrów, bo nie ma jak zawrócić...

Zaliczamy więc bazar (to żelazny punkt mego programu, znaczy każdy wschodni bazar) i meczet Bibi Chanym. Chwilę kłócę się z panią sprzedającą bilety, bo płacąc dolarami, pani liczy sobie po skandalicznym kursie. Robi to na tyle bezczelnie, że w sukurs przychodzi nam żołnierz spełniający tu rolę ochrony.

 

Historia meczetu jest dość zajmująca, bo stał się on (jego niedokończona budowa) przyczynkiem do zaistnienia czadoru. Otóż chińska żona Timura, postanowiła zrobić mu niespodziankę i podczas jego nieobecności rozpoczęła budowę meczetu. Zakochany w niej szaleńczo architekt przerwał prace i wymógł na księżnej pocałunek, by te prace skończyć. Księżna uległa.

Po powrocie Timur skończył z architektem znacznie szybciej, a kobietom nakazał noszenie czadoru, by nie kusiły obcych mężczyzn więcej swoimi wdziękami.

W 1897r. meczet prawie runął, po potężnym trzęsieniu ziemi, a jego stan na wówczas obecny, uwiecznił rosyjski fotograf Siergiej Prokukin - Górski, ojciec fotografii kolorowej. Zastosował do tego trzy filtry (zielony, niebieski, czerwony) i wykonywał zdjęcia czarnobiałe, kolejno przepuszczając je przez te filtry... Wot, taka ciekawostka.

Generalnie polecam foty tego gościa. Pomijając ich nienaganną jakość, to fantastyczny skok w przeszłość.

 

Dopiero rankiem...

8yhqid.jpg

...zdaliśmy sobie sprawę z kilku ciekawych rozwiązań hotelowych.

 

2im262t.jpg

 

Przed stajanaką...

qpnnuu.jpg

...Benek wykorzystuje czas na przepak, a ja idę załatwiać wachę.

 

Po trzech godzinach w końcu jedziemy...

6zt3k5.jpg

 

11mcbur.jpg

...a potem błądzimy...

 

v4cex2.jpg

 

Jak się odnajdujemy, to...

30agacw.jpg

...sprawdzamy, jak z tymi czadorami jest w istocie. Te panny zdaje się mają głęboko gdzieś nakaz Timura...

 

24obr5x.jpg

...i to mając za plecami meczet księżniczki Chanym.

 

bjbj14.jpg

Majdan (dziedziniec) meczetu.

 

207onxc.jpg

Meczet ma się już lepiej,  niż...

 

2rma3y8.jpg

...w 1905-tym. Foto pana Siergieja.

 

Tu jeszcze jedna fotka mistrza, w nawiązaniu do tych filtrów...

 

10d8pqe.jpg

 

Docelowo meczet będzie wyglądał tak:

2jdl5qc.jpg

 

A rzeczony majdan...

2ewksup.jpg

...tak.

 

Cały przybytek miejscami się jeszcze sypie. W obejściu wygląda tak...

 

28803s.jpg

 

2eztyq9.jpg

 

2vxkm04.jpg

 

atksg2.jpg

 

30lyvdu.jpg

 

30ttmph.jpg

 

4k8lsm.jpg

 

Jeszcze kilka ujęć z dziedzińca...

 

2qa8dch.jpg

Uzbeccy turyści.

 

2q8y8te.jpg

W cieniu seraju - cepeliada...

 

2i1kpe9.jpg

Który to Alibaba...?

 

A wokoło...

 

25jwe3p.jpg

 

51vpe8.jpg

Lokalna "cyganka"... Jakąś prawdę miała do powiedzenia... Benek wie lepiej... :)

 

2i9i79h.jpg

 

250ktjd.jpg

 

24mumut.jpg

 

Patrzę na twarze tych ludzi... W Samarkandzie jest duża enklawa tadżycka. Oficjalnie w Uzbekistanie mieszka kilkaset tysięcy Tadżyków, ale w istocie żyje ich tu znacznie więcej. Ilu...? Po utworzeniu nowych państw postsowieckich Tadżycy mieszkający tutaj musieli zadeklarować narodowość uzbecką. Dzisiaj państwa te stoją jakby na przeciwległych biegunach. Tadżykistan, to najbiedniejszy kraj byłego bloku radzieckiego, ale mają wodę... Dużo wody. Woda w Uzbekistanie, jest jak ropa, czy gaz.

Między nacjami jest wyraźna niechęć, a władze robią wszystko, by ją tylko pogłębić.

Czuć to na granicy. Sposób traktowania jednych przez drugich... Ale o tym później...

 

Wchodzimy na targ.

Jest zadaszony, świeżo wyremontowany, ściany pomalowane na biało, glazurą  pokryte słupy... Czysto. Nie wiem, czy wpływ na to ma bliskie sąsiedztwo meczetu Biby Chanym.

 

Są dwa miejsca, które są zawsze dla mnie magnesem... Księgarnie i bazary... Ten samarkandzki nie jest moim ideałem... Sterylność zabija duszę...

 

2njlqok.jpg

 

ab56ib.jpg

 

2prhe6c.jpg

 

Niby ten kontrast powinien wzmacniać efekt, ale czuję się tu, jak w aptece...

 

6j0u1u.jpg

 

2m2ubzp.jpg

 

Więc tylko chodzimy... Zakupy konkretne poczynimy dopiero w Duszanbe, na tamtejszym - zielonym bazarze.

 

301ema9.jpg

 

208ww0m.jpg

 

dysoxe.jpg

 

Przynajmniej jest chłodno, z czego skwapliwie korzystamy.

 

Opuszczamy  bazar i kierujemy się do auta, zaparkowanego vis a`vis registanu. Nie zdążymy już tam zajrzeć... Na deser kilka zdjęć...

 

zsrfxz.jpg

 

mt4g82.jpg

Registan...

 

...tankowanie...

o9466w.jpg

...i wio na granicę.

 

Pozbywamy się wszystkich wariatów, do granicy kilka godzin jazdy. Nigdy nie byłem na tym przejściu, więc wolimy mieć mały zapas.

Jedziemy kotliną Fergany. Złotem jej ziemia, matką Syr-daria. To spichlerz trzech nacji... Pozostaje kością niezgody i źródłem potencjalnych konfliktów. Ostatni, bardzo poważny miał miejsce w 2010-tym roku, kiedy to doszło do walk między Kirgizami a enklawą uzbecką w Osz i Dżalalabad (to tam wieziemy chrzcielnicę). 

Wracając wtedy z Afganistanu jechałem wzdłuż pogorzelisk, spalonych domów... Konflikt sprowokowany przez Kirgizów, tysiące Uzbeków pozbawił domostw, porzucanych w strachu o życie... Wielu straciło cały dobytek, przejęty za grosze, z rachunkiem kolejnych krzywd do wyrównania...

 

Przejście graniczne jest w Buston. W bliskim sąsiedztwie historyczny Chodżent, nieco dalej Kokand, Margilan czy Andiżan... Zmierzamy do tego pierwszego. Za  czasów ruskich przemianowano go na Leninabad... Republiką tadżycką rządził klan uzbecki z Leninabadu i tak  było tez w pierwszych latach po odzyskaniu niepodległości.

Znienawidzony przez Tadżyków ostatni komunistyczny sekretarz Kadim Machkamow poparł moskiewski pucz przeciw Jelcynowi i to był początek jego końca. Po nim nastał Rahmonow, zwany prostakiem z Kuliabu, ale przynajmniej jest Tadżykiem...

 

o91zis.jpg

Z dala od ośrodków miejskich bieda...

 

219qqn7.jpg

Ludzie przyjaźni...

 

Tylko tego rodzaju instalacje przypominają...

3517doz.jpg

...o co idzie gra. Woda w cenie.

 

Meandrując drogami wzdłuż Syr-darii mylimy kierunek i lądujemy nie na tej granicy, co trzeba. Komendant posterunku akurat zażywa... kąpieli w rzece... :) Każe se podać mapę i na masce swego UAZ-a tłumaczy nam przyjaźnie, jak mamy dojechać do granicy właściwej. Zostało do niej ze 40km, więc już tak nie gonimy. 

Kiedy na nią docieramy zachodzi słońce. Przejście puste, nie ma kolejki ale jest awantura z jakimś Tadżykiem, który chce przejść granicę, ale nie posiada paszportu... Wygląda, jak islamski bojownik... Długa, czarna broda i surowa... bardzo surowa twarz z dumnym spojrzeniem. Jest z matką.

Zostaje aresztowany, a zrozpaczona matka tłumaczy nam, że oni tylko do rodziny....

 

Do Chodżentu docieramy nocą. Na mijanych stacjach, paliwo wyjątkowo tanie ale nie tankujemy, bo mam przeczucie, że dalej będzie jeszcze taniej. Przeczucie było do dupy... :)

Najwyższa pora, by jednak stanąć i gdzieś się w krzakach kimnąć. Krzaków od cholery... Każda piędź ziemi zagospodarowana, obsiana. Na drodze się przecież nie rozbijemy. Do tego za Chodżentem ciemno, jak w dupie i w świetle reflektorów mało co widać.

Skręcamy w lewo i jedziemy kilkaset metrów. Wąska szutrówka w pewnym momencie rozdziela się, pozostawiając wolny placyk... Stajemy, rzucamy keczuę i po kwadransie odjeżdżamy. To nasz pierwszy nocleg pod namiotem... Do tej pory spaliśmy pod gołym niebem, w samochodzie i raz w hotelu.

Nie śpią tylko świerszcze, karaluchy i komary. Żaby też nie śpią... Ich uwertura, to wstęp do koncertu wszelkich żyjątek, które  pod osłoną nocy próbują na wszelkie sposoby zaakcentować swoją obecność.

Ale co tam... Jesteśmy w Tadżykistanie! Hurrra, hurrra, hurrra! Tak naprawdę dopiero tutaj zaczyna się nasza podróż... Od jutra przestajemy się spieszyć!

 

2144j2q.jpg

Pora na nocleg... Tylko kurwa gdzie...?

:)

Edytowane przez Elwood
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Postsowieckie klimaty.

Blisko 90 lat temu bolszewicy wychodząc na przeciw panturkizmowi, postanowili wprowadzić nowe porządki. By ograniczyć tureckie wpływy (uzbecki i kirgiski, to języki tureckie) podzielili dawną Gubernię Turkiestańską, emirat Buchary i chanat Kokandu na oddzielne republiki. Komuniści tadżyccy wiązali z tym ruchem ogromne nadzieje, bo połowa tych obszarów mówiła w języku perskim. Była też szansa na przekabacenie znacznego obszaru Afganistanu, zasiedlonego Tadżykami.

 

Nowy twór mocno rozczarował i zawiódł... Tadżycy utracili swoje najstarsze i największe miasta: Bucharę i Samarkandę. Podobnie my utraciliśmy Wilno i Lwów... Zostali wciśnięci w Pamir, a na pociechę ostał im się kawałek Fergany, w której się właśnie budzimy...

 

2i9qs79.jpg

Poranna toaleta.

 

2lk439t.jpg

I towarzystwo osiołka. Niezastąpiony w ciężkiej, fizycznej pracy. Czasami uparty, ale częściej to jego zaleta niż wada... :)

 

Z pomiędzy rosnącej tu kukurydzy wychodzi wieśniak i niesie nam ogórki...

Na stacji paliw, częstują nas jabłkami...

 

2wpjhb4.jpg

Przy okazji wymieniamy u nich 100$. Cena jest taka, jaka ma być. Tadżyk gościa nie oszuka.

 

Lubię ten kraj i ludzi. Bardziej gościnni są tylko Irańczycy.

No i te góry... Wyrastają z pustyni, jak kaktusy...

 

1191dvm.jpg

Latem płynie tu potok... Co się dzieje na wiosnę...?

 

Jedziemy na południe, przez Góry Zarawszańskie do Ayni, ale nie tą drogą, co wszyscy. W Istarawszanie odbijamy na płd-wsch, by zaliczyć pierwszą na tej wycieczce 4-tysięczną przełęcz.

 

Wyprawę uważam za otwartą!

 

cdn.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na wstępie, podziękuję za skromne, ale jednak zainteresowanie moimi bazgrołami. Dzisiaj wyjazdy na wschód spowszedniały, jak język arabski w każdym niemieckim centrum handlowym, dlatego wdzięczny jestem za tych kilka wyrazów aprobaty, bo pisanie po próżnicy, to już przejaw skrajnej grafomanii.

 

Muszę przyznać jednak, że piszę również dla siebie. To taka podróż w czasie... Ze starymi obrazami wracają pozytywne emocje... Super sprawa. I zawsze, gdy to robię, przychodzi po raz kolejny refleksja... Pojawia się pytanie: - po kiego tam jeździsz?

Krótki wywiad.

Pan Redaktor:

- Panie Darku... Co pana tak ciągnie na ten wschód...?

Pan Darek (czyli ja :)):

- Nic.

P.R.:

- Jak to nic?

P.D.:

- Ot... Takie zwyczajne nic.

P.R.:

- Zwyczajne nic...?!

P.D.:

- Zwyczajne nic...

P.R.:

- No, to ja tego nie rozumiem...

P.D.:

- No właśnie... Żeby to zrozumieć, trzeba pojechać na wschód.

 

Druga refleksja... Jadąc na wschód wyzbywam się wszelkich kompleksów. Powrót, to jak przebudzenie...

 

Poniżej link do mapy dnia pierwszego:

https://goo.gl/maps/bSvRV3o9LHv

 

Jest kilka bardzo ciekawych tematów do zrealizowania w drodze do Duszanbe ale na tym etapie, zasadniczym celem był Pamir. Daliśmy sobie dwa dni, by stanąć u jego wrót, stąd tylko dwie "wariacje". Krótki popas w Istarawszanie i wjazd do doliny Zarawszanu alternatywną drogą. Dalej tunel Anzob i zjazd do Duszanbe, w którego okolicach zaplanowaliśmy nocleg.

Bardzo kusiła dolina rzeki Jagnob, o tyle wyjątkowa, że żyje tam obecnie kilkuset ludzi, mówiącym językiem niezrozumiałym dla sąsiadów. Ten język wymiera. Są to słowa przyrodnika - Aleksieja Fedczenki z 1870r, kiedy to eksplorował okolice Anzob.

Dzisiaj jego nazwiskiem nazwany jest największy lodowiec w Pamirze. Do 1928r obecny szczyt Awiceny (Pik Lenina) nazywany był górą Kaufmanna, a nazwę tę jemu nadał (wcześniej górę opisał) właśnie Fedczenko.

 

Owy, wymierający język, to jagnobi, ukształtowany z języka sogdyjskiego, którym posługiwali się mieszkańcy Sogdiany, ze stolicą w Marakandzie (obecna Samarkanda). Można by więc rzec, że dzisiejsi mieszkańcy doliny rzeki Jagnob, to protoplaści tadżyckiego narodu.

Walczył z nimi Cyrus II Wielki, pokonał (i po raz pierwszy został ranny) Aleksander Macedoński. Wspomniany Chodżent, to miasto z twierdzą, które założył ten drugi "wielki" i nazwał ją Aleksandrią Kresową.

Nawiązuję tu do obu panów, ponieważ na wzgórzu w Istarawszanie widnieje posąg jeźdźca i do końca nie jestem pewien, czy to postać Cyrusa, czy Aleksandra na Bucefale. 

 

2qb61z5.jpg

O tę postać się rozchodzi. Bardziej stawiam na Aleksandra, znanego tu, jako Iskander. Niedaleko, w górach Hisarskich leży jezioro jego imienia, a nad nim dacza obecnego prezydenta Rahmona (wspomnę o nim jeszcze przy okazji walk w Pamirze).

 

Nad Istarawszanem przy posągu, góruje to:

20kx7k7.jpg

Trochę mi obraz spłynął... ;)

 

W sąsiedztwie mini twierdzy:

157gcx2.jpg

"Zamki na piasku", czyli bydlęce łajno, suszące się w słońcu na opał.

 

Mamy mały problem z orientacją i trochę kluczymy po wioskach...

35bys1v.jpg

 

2yjzxxk.jpg

..nie mogąc znaleźć drogi na przełęcz.

 

W końcu zatrzymujemy lokalną władzę i milicjanci wskazują nam właściwy kierunek.

 

2gwg6cy.jpg

Czyli "tam".

 

iwrvw1.jpg

Potem wjechaliśmy na most, z którego pstrykam fotę. Za mostem kupujemy winogrona i sprzedawca każe nam wrócić i pojechać w kierunku zgodnym z widoczną ciężarówką.

 

Cywilizowani kierowcy używają gps-a, my jednak staraliśmy się być jak najmniej cywilizowani, ponadto, jakimi już byliśmy. Ludziom, którzy nagminnie z tego narzędzia na wyprawach korzystają, podpowiadam, że... nie potrzeba. Mylić się w końcu ludzką rzeczą jest... A niewiadoma, to jak przesłonięty welonem babski cycek... Kusi jeszcze bardziej.

 

Gdzieś tam pojawił się pierwszy kiszłak...

 

23hay9s.jpg

 

 

 

t4u2vq.jpg

Jedziemy dalej.

 

2emidd0.jpg

 

Wpadamy do kiszłaka drugiego...

 

ivd4w3.jpg

Wita nas forpoczta.

 

W kiszłaku właściwym zaś...

erc13m.jpg

...tradycyjna młócka zboża.

 

30htphi.jpg

Życie w kiszłaku toczy się...

 

2j1l6cl.jpg

Dzieci, jak to dzieci... bawią się.

 

 

 

15f62xv.jpg

Różnie się bawią.

 

t842lf.jpg

Faceci dłubią przy sprzętach.

 

2mzinpu.jpg

Kobity przy pracach gospodarskich.

 

3495505.jpg

Życie toczy się w swoim, powolnym rytmie.

 

Jedziemy dalej.

Tuż za wioską...

20arp03.jpg

...zbieracze kamieni?

 

2py1e2x.jpg

Robi się coraz bardziej pusto, ale za to kolorowo.

 

2rqf2xk.jpg

Niby pusto, ale ruch wzmaga się...

 

2z5ivb6.jpg

Jest przyjaźnie.

 

2qd5tab.jpg

 

20j049i.jpg

Oglądamy się za siebie...

 

epnh3c.jpg

...a teraz przed siebie.

 

30x8z03.jpg

Jeszcze kilka km takiej jazdy i... droga się kończy.

 

Czyż byśmy coś przeoczyli...? Wyciągamy gps-a...? Nie! Po prostu wrócimy do wioski i dopytamy... :)

 

https://youtu.be/KNnzl8xIRCU

 

https://youtu.be/6qPUwebfEEA

 

W wiosce pokazali właściwy kierunek i nawet znak drogowy! 

No to jeszcze kilka fotek dzieciom i na przełęcz... :)

 

2yxncsy.jpg

Te szkraby mnie urzekły...

 

16ihd0k.jpg

Dużo tu mają dzieci... Piątka w rodzinie, to zupełnie normalny stan.

 

2sajzer.jpg

Ta dziewczynka z lewej, bardzo rezolutna, prawda...?

 

A my...

29fpauo.jpg

...mamy jechać tu.

 

2ikz3oo.jpg

Generalnie, jak ten koleś w Musso.

 

s2unx4.jpg

Zasadniczo, gdzieś tam hen, za plecami tego miłego pastucha.

 

Znaczy tam:

 

https://youtu.be/4G9v8RYtALU

 

bf3n21.jpg

W połowie podjazdu.

 

A wcześniejsze tam...

2uubs.jpg

...to teraz tu.

 

2uzqbm8.jpg

Benek zalicza pierwszą swoją "czwórkę".

 

Wspomina teraz Omalo z Gruzji i nie widzi porównania. Od podstawy doliny różnica wzniesień (na tak krótkim odcinku) wyniosła prawie 3km!

 

https://youtu.be/PjebNPvy9lc

 

Na przełęczy dojeżdża do nas Musso, wypełnione po brzegi arbuzami i melonami... :)

 

2i0f3ic.jpg

Częstują nas melonem i oczywiście zapraszają do siebie. Niestety po zjechaniu do doliny Zarawszanu, oni jadą w lewo, a my w prawo.

 

Kilka ujęć z przełęczy...

 

f3cqqb.jpg

 

1671a9k.jpg

 

xpopic.jpg

 

2zq6e8k.jpg

Chłopaki na pewno zagrzali hamulce.

 

A mnie się jakoś po winogronach nabytych wcześniej, jakoś dziwno zrobiło na żołądku. Postanowiłem odbezpieczyć żywca i zamieszać trochę w jelitach. Benek też skorzystał.

Zjeżdżamy na dół.

 

W dolinie...

wgwbqf.jpg

...sielski obrazek. Dziewczynka w morelach.

 

nocbkm.jpg

I suszonych jabłkach też...

 

Zjeżdżamy do Pastigowa...

sl397p.jpg

...

 

2lusao8.jpg

...i zaraz potem...

 

21lschz.jpg

...gdzieś tutaj łapiemy kapcia a ja sraczkę.

 

Sraczka chuj tam, ale kapeć, to poważna sprawa, bo to kapeć z powodu przecięcia opony z boku... Zasadniczo opona taka nadaje się na szmelc. Mamy co prawda dentkę i jedno koło na zapas, ale taka przygoda zaraz na początku wycieczki wprowadza pewien, że tak powiem, niepokój.

W Duszanbe na bank spróbujemy to jakoś załatać, ale i tak będzie to chujowy zapas. Na razie ja idę w krzaki srać, a Benek bierze się za zmianę koła.

Kończymy mniej więcej w tym samym czasie... :)

 

Z Ayni do Duszanbe wiedzie już ładnie wyasfaltowana przez Chińczyków M-41, a na górze słynny już tunel Anzob. To generalnie długa na 5km.. rura, wykuta w litej w skale. Wykuta przez Irańczyków w latach 2003-2007. Dlaczego rura...? Bo inaczej się tego nazwać nie da. Jakieś tam prace trwają do dzisiaj. Na jakim etapie to jest teraz, to nie wiem.  Poza wykuciem, na co opiewała umowa (i tylko na to) pozostaje jeszcze tam zrobić normalną drogę i wentylację. Tunel nie został otwarty (chyba, a na pewno nie był oddany do użytku w 2012-tym, kiedy to my przez niego jechaliśmy).

 

Pierwszy raz jechałem nim w 2010-tym. Atrakcją wtedy był wystrzał opony w ciężarówce jadącej za nami. Kurwa..., nie powiem, jak się wtedy poczuliśmy, ale depnąłem w gaz i Elwood (moja Toyota) z przyczepką przyspieszył w tym kiblu, jak burza!

Na szczęście tunel się kończył akurat. Podobnie zareagowali inni kierowcy. Po prostu spierdalali z tunelu, co koń wyskoczy... :)

Obejrzyjcie teraz spokojnie dwa moje filmiku z przejazdu tym tunelem i wyobraźcie sobie podobną sytuację. Nagle wystrzał i przyspieszające ciężarówki, nie zbaczające na nic...

 

 

W tunelu panuje potworny zaduch, wody miejscami po kolana... I w takich warunkach pracują tam ludzie.

 

 

Po przejechaniu tunelu, kilka km niżej trafiamy na bramkę. Przejazd jest płatny, ale jest na to pewien sposób. Wyciągam kartę bankomatową i mówię, że:

- U nas nikakiej waluty nie tu...

 

Zbijam kolegę bramkowego z pantałyku i po chwili ruszamy bez opłaty... ;)

Jest już późno... Zatrzymujemy się w przydrożnym barze i ja np. biorę (zupełnie bez sensu) kurczaka z frytkami. Benek zachowuje się lepiej i konsumuje szaszłyk. 

W TV leci właśnie transmisja z Olimpiady w Londynie. Jakoś nie jesteśmy zainteresowani. Po konsumpcji szukamy noclegu nad rzeką. Spałem tu już w krzakach w okolicy, trzy razy łącznie, więc chwytam za kierę i zmieniam zmęczonego Benka. 

Rozbijamy się po kwadransie.

 

Na mój, coraz bardziej chory żołądek, Benek wyciąga sprawdzone lekarstwo...

 

15p07f8.jpg

 

Zaraz potem w ruch idzie keczua tu sekond i padamy w niej, jak muchy.

Edytowane przez Elwood
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wstajemy wcześnie i szukamy szynomontażu. Jest takowy po drodze do centrum. Mamy szczęście, że pracuje, bo akurat mamy niedzielę. Nominalnie w kraju muzułmańskim, wolnym powinien być piątek, ale... spuścizna ruska dość trwała jest.

W ogóle to ciekawy temat, znaczy islam w byłych, radzieckich republikach. 

 

Podczas próby reanimacji opony doszukujemy się jeszcze jednego feleru... Puściły spawy na konstrukcji trzymaka koła zapasowego... 

 

nnns0g.jpg

Łatka zmyślnie jest ściągnięta gwoździem, który następnie zostanie ucięty. Oglądając naszą dętkę, "szymontażysta", od razu poleca wziąć na zapas ruską. Grubość gumy nie budzi wątpliwości, że ruska jest lepsza. 

 

Teraz udajemy się na poszukiwanie czynnego warsztatu ze spawarką. Służę za przewodnika i prowadzę Benka przez miasto zgodnie z kierunkiem M41. Niestety, żaden ze znanym mi warsztatów nie rabotajet. Dopiero na wylocie z miasta łapiemy jeden i przystępujemy do czynności:

 

2u6jv2h.jpg

O ile pamiętam, to kolega z foty skasował nas na 100 somoni, czyli niecałe 20$. 

 

Pozostają nam jeszcze dwa bazary do zaliczenia. Pierwszy, to:

 

2cgbq85.jpg

Nazwa zobowiązuje. Święto, nie święto... Bazar musi rabotać i już.

 

Szukamy tu opony, bo kamienny szuter dopiero przed nami a w Zarawszanie, to była jego namiastka.

 

2e6db82.jpg

Dział z oponami robi wrażenie i rodzi nadzieję, na udany zakup, ale nic z tego... Nie jesteśmy wstanie dobrać NICZEGO w naszym rozmiarze, lub podobnym...

 

Nieco zdegustowani opuszczamy bazar po dwugodzinnych poszukiwaniach... Na parkingu trafiamy na zacnego Patrola w poszukiwanej w Europie wersji:

2hrcxld.jpg

Y61 z silnikiem 4,2TD.

 

W naszym Patrolu mamy uboższy przeszczep, w wersji 4,2D. Silnik niezawodny, ale strasznie mułowaty. Zwłaszcza w górach. Jego odpowiednik w Toyocie (montowany w HZJ-tach) to półka wyżej.

My jednak n naszego "muła" specjalnie nie narzekamy. Nie przyjechaliśmy się tu ścigać, z powodzeniem można do niego lać gnojówkę bez pochodzenia, a spalanie i brak mocy (zwłaszcza wysoko w górach, gdzie przydaje się turbo), nie spędzały nam specjalnie snu z powiek.

 

Bazar leży koło siedziby tadżyckiego KGB, gdzie równo 5 lat wcześniej "boksowałem się" z głównym naczelnikiem tej formacji, celem uniknięcia dotkliwej sztrafy (400$) za pobyt bez wizy (znaczy wiza skończyła się w trakcie pobytu - wylądowaliśmy nie na tym przejściu, co należy i po prostu nie zdążyliśmy opuścić kraju o czasie). Niezły to był korowód... Udało się, ale... To temat na inną okazję.

Upraszam tylko Bena, by przy tej okazji odwiedzić kilka starych kątów...

 

2940u48.jpg

Kurde... Nie patrzcie na mnie... Byłem wtedy zupełnie bez formy... ;) W tym budynku za mną, walczyłem z towarzyszem ministrem, jak lew! :)

 

Namawiam Benka na szybki przelot przez  dzielnicę rządową.

 

nmhqq8.jpg

To właśnie ona... Uwierzycie...?

 

Z takim...

28vyc9i.jpg

...sąsiedztwem.

 

Znajduję się na tyłach budynku ichniego MSZ...

 

2pzwefo.jpg

Tu stałem swego czasu w mega kolejce, do okienka paszportowego. Generalnie cuda się działy...

 

vn305c.jpg

Dzisiaj zamknięte, bo niedziela...

 

15s2102.jpg

W tym eleganckim hotelu (Kayon - cały w marmurach i hinduskich dywanach) leżącym vis a`vis załatwiałem sprawy "służbowo" z ambasadą polską w Taszkiencie.

 

Załatwiałem telefonicznie. Chciałem poprosić naszego ambasadora o wsparcie w załatwianiu kwitów. By tego dokonać, cały ujebany w smarach (mieliśmy już za sobą KGZ i Pamir) - tak wyszło, wparowałem pewny siebie do tego hotelu.

W drzwiach łapie mnie stójkowy, w stroju kamerdynera i próbuje zatrzymać:

- A wy kto?!

Ja służbowo! (tak, tak... to tekst Tyma z Rejsu). Prowadźcie do dyrektora!

 

Kolesia zamurowało i... ruszył przodem, a ja za nim... :) Weszliśmy na pierwsze piętro, po lśniących, marmurowych schodach i stanęliśmy przed gabinetem, w którym stójkowy na moment zniknął...

Po chwili wyszedł dyrektor (zlustrował  mnie wzrokiem) i... grzecznie zaprosił do środka.

- W czym mogę pomóc?

Witam serdecznie towarzysza dyrektora! Pan wybaczy za najście, ale jestem umówiony na pilną rozmowę telefoniczną z naszym ambasadorem w Taszkiencie. Czy mogę skorzystać z telefonu?

- Proszę uprzejmie! Po czym pan dyrektor dyskretnie opuścił salon i zostawił mnie samego.

 

Byłem pod wrażeniem jego nienagannych manier i wysokiej kultury. Załatwiłem, co trzeba i ruszyłem z powrotem, zająć miejsce w kolejce po drugiej stronie ulicy... :)

Cała zabawa trwała w sumie tydzień i było to ciekawe doświadczenie. Kurde... Przygoda czai się za rogiem... Nie da się ukryć...

 

Pozostało nam  jeszcze odwiedzić jeden z bazarów, gdzie zaplanowaliśmy kompleksowe uzupełnienie zapasów żywnościowych. Mamy ze sobą butlę z gazem, z dwoma palnikami, która zapewnia wygodne gotowanie. Podział ról mamy prosty. Benek prowadzi, a ja gotuję. Gotuję z tego, co kupimy na bazarach, lub od ludzi przy drodze, bo to stanowi podstawę naszego zaopatrzenia. Nie unikamy mięsa, ale te przygotowuję od razu.

Osobny rozdział, to wizyty w lokalnych domach... Tego również nie da się uniknąć, zwłaszcza, kiedy podróżuje się samotnie, lub w małej grupie. Dwójka, jest w sam raz. Większe grono trudniej jest ugościć, a my w taki sposób tej gościny nie chcemy nadużywać.

 

Bazar, to mój żywioł...

 

10hr7k9.jpg

Listę mamy obszerną...

 

1znnzo1.jpg

 

313p0js.jpg

 

Na tej liście:

- 10kg ziemniaków,

- 5kg cebuli,

- 5 kg marchwii,

- duża siatka pomidorów,

- duża siatka papryki czerwonej,

- garść papryki ostrej,

- kilka główek czosnku,

- kilka kg małych, ciemnych, niezwykle słodkich, świeżych winogron (do natychmiastowej konsumpcji),

- 2kg rodzynek,

- 2kg suszonych moreli,

- trzy arbuzy,

- mieszanka lokalnych przypraw (zira - kmin azjatycki, suszone pomidory, suszona papryka),

- 2kg pistacji i orzeszków ziemnych,

- kilka naci kolendry,

- 5 lepioszek.

 

Do auta biegamy z pełnymi siatami trzykrotnie.

Wymieniamy walutę i różne takie...

 

2zi51nd.jpg

Walutę u pana tego...

 

168fo20.jpg

Poza tym miał najdroższe, ale i najlepsze suszone morele. Nigdzie później nie udało nam się już takich kupić.

 

22gxop.jpg

Te małżeństwo poprosiło o zamieszczenie reklamy ich produktów w Polsce... Więc proszę... :)

 

A ta pani...

2cf8e1y.jpg

...reklamy nie chciała... :)

 

Jeszcze kilka bazarowych portretów...

 

2nqf5p3.jpg

 

efjkli.jpg

 

2nvkg5.jpg

 

2qsujdh.jpg

 

2lw67v6.jpg

 

21kb48k.jpg

Kobiety i mężczyźni z reguły dają się ochoczo fotografować, z małymi wyjątkami...

 

24cs8y1.jpg

Hurtowy wypiek lepioszek.

 

10h10dk.jpg

A tu sams. Najbliżej je dostać we Lwowie, na bazarze przy dworcu. Tanie, smaczne i syte. Głównym nadzieniem jest baranina, z cebulą. W wersji bezmięsnej wypełniaczem jest gotowany ziemniak.

 

2uh02oo.jpg

 

mrwbbk.jpg

 

Czas znowu ucieka... Duszanbe opuszczamy wczesnym popołudniem. Późno cholera...

 

mjr05z.jpg

Okolice Obigarm...

 

vcqv0l.jpg

Wachsz... Rzeka ta zasila sztuczny zalew Nurek. Jego wody spiętrza największa, ziemna tama świata. To u podnóża tego zalewu kiblowałem w 2007-ym, kiedy to oczekiwałem na nową wizę. Udało mi się nawet namówić hazjaja,, gdzie biwakowałem "w oczekiwaniu", by on namówił obsługę tamy, bym ja z dwoma kolegami mógł się tamie przyjrzeć z bliska. Namówiny były udane.

Niestety nie pozwolono mi zdjęcia zrobić.

 

1yscc4.jpg

A co Benek fotografuje...?

 

nqdyft.jpg

Jakowąś dziurę w ziemi, przy której majstrują...

 

15831oo.jpg

No któż, by inny...?

 

Nie ma to, jak pożyczać kasę na budowę dróg i potem realizować je firmami z kraju pożyczkodawcy. My wam pożyczymy i wybudujemy...Złoty interes.

 

9jhavs.jpg

Jest...

 

2a7d4s8.jpg

..co spiętrzać. Zwłaszcza na wiosnę... I oto się pieklą Uzbecy. Ta woda powinna zasilać ich pola bawełny, a nie tadżycką glebę.

 

A w tej okolicy jest realizowana kolejna, podobna, ale w jeszcze większej skali inwestycja. Tama w Nurku ma 325m, obecnie powstaje jeszcze większa. Budowa ciągnie się od 1975r. Stroił ruski brat, ale się wyłożył....

 

Na ten most, co w perspektywie widać się kierujemy. Za nim drogi rozwidlają się. Na płn-wsch od M41 odbija A372 i wiedzie do Kirgistanu i dalej do Chin. M41 w kierunku płd-wsch wbija się w Badachszan.

 

A most, jaki jest...

adolmu.jpg

...najlepiej widzi Fazik... Specjalista od takich konstrukcji. Mógłby o nim (zapewne) opowiadać godzinami.

 

Z Fazikiem jadąc więc, najlepiej mostów unikać... :)

 

Za mostem pies...

5x4ht2.jpg

...za psem...

 

2vuar2h.jpg

...budka, a w niej Benek z naszymi dokumentami. 

 

Otrzymujemy od żołnierzy krótkie info. W Pamirze wojna, nie ma wjazdu.

Teraz ja wchodzę do akcji (a Benek dzielnie mnie wspiera), że my wcale nie... do Pamiru, tylko do doliny Obichingoł. A Obichingoł:

- To jeszcze nie Pamir przecież, no  nie...?

Zołnierze drapią si ę w głowę...

- No nie...

No to puście nas... Najwyżej zatrzyma nas kolejny post, prawda...?

- No prawda...

 

Negocjacje trwają jeszcze półgodziny. Ostatecznie załogę posterunku przekonują cztery żywieckie piwa, prosto z naszej lodówki.

- No to jeźdźcie! Pada komenda.

 

Super. Na razie jest dobrze... Radzimy sobie i to nas cieszy. Z Polski  ruszył kumpel ze swoją załogą naszym śladem, więc informujemy go na bieżąco, o sytuacji na drodze. On dzieli się z nami z kolei informacjami "ze świata", a te w temacie Pamiru są złe... Walki trwają w najlepsze, droga wjazdu zamknięta. Pamir można tylko opuścić... Wjechać się nie da. Nie do końca... Sposób się znajdzie, ale nie uprzedzajmy faktów... ;)

Do granicy z GBAO (zasadniczo Pamir) jeszcze kawałek. Od teraz droga będzie się sukcesywnie wspinać i wiedzie w konkretne górki.

Po kilku zakrętach krzyczę:

- Benek, stawaj!

Co się stało?!

Eeee... nic... :) Uśmiecham się. Stajemy tu na nocleg!

- Tutaj?

Benek widzi małą zatoczkę w zapadających ciemnościach i nic więcej.

 

Z tego, co pamiętam - kontynuuję, to dalej specjalnej okazji nie będzie, a to miejsce dobrze znam, bo... już tu kiblowałem... :)

- Ale przy drodze chujowo...

Spoko... Pamir odcięty, to ruch będzie zerowy.

 

Nie myliłem się.

Rozbijamy obóz. Otwieramy po chłodnym browcu i ja biorę się za gotowanie.

- Dzisiaj na kolację panie Benczysławie, będzie risotto w lokalnych warzywach! 

Ja dorzucam pesto!

- OK!

 

I to wszystko pod milionem gwiazd... W otoczeniu cudnych okoliczności przyrody, zimnego piwa, otwieranego raz za razem i gotowanego ryżu. Jedyne, co zabrakło, to wina, jako cennego składnika ale... Chuj w dupę faszystom!

Było wybornie. 

Keczua śmignęła w powietrze, a my do niej, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku...

 

Mapka dnia drugiego:

https://goo.gl/maps/v2YW4ywVTUB2

Edytowane przez Elwood
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dorzucam na dobranoc, jeszcze jeden odcinek, bo zapowiada się dłuższa przerwa.

 

14ty6v7.jpg

Rankiem.

 

dpk5mt.jpg

Panorama  miejscówki.

 

Zwijamy się i mkniemy do Chalajkum. Znaczy mamy taką nadzieję, że dzisiaj tam dojedziemy, albo i dalej.

 

9rt6p5.jpg

Ten obrazek znany jest chyba wszystkim, którzy tędy przejeżdżali.

 

2dkcsyg.jpg

Mostów ci po drodze dostatek.

 

9k1b87.jpg

Badachszański kiszłak.

 

1zo9ugp.jpg

A w nim przybywa domu. Klasyczne budownictwo ziemi. Cegły z gliny wypalanej na słońcu. Strop drewniany, tynk gliniany, wzmacniany wikliną, słomą itd.

 

152m4k5.jpg

Mosty...

 

2ewyujq.jpg

...jeden za drugim, ale...

 

zup6b8.jpg

...ruch sporadyczny.

 

k4bbpw.jpg

Łatwiej o  kozy na drodze.

 

2akkt3.jpg

 

v3pwzc.jpg

Trafiamy na stację paliw.

 

29w8sjk.jpg

Płacimy 1,5$ za litr.

 

smu16f.jpg

Ten mijamy bokiem.

 

28ibux2.jpg

Tym wjeżdżamy do Tawildary.

 

Tamże mylimy drogę i wyjeżdżamy na Kulob. To zupełnie nie nasz kierunek, ale spotykamy radzieckiego geologa w UAZ-ie, który zaciąga dla nas u znajomego policjanta informacje, co do aktualnej sytuacji. Nie jest wesoło. Znajomy geologa jest pewien, że nas przez przełęcz Chaburabot nie puszczą, ale... Geolog pokazuje nam "w razie W" tej przełęczy objazd.

 

2ij10r9.jpg

Konsultacje z geologiem.

 

Zawracamy do Tawildary...

qzlpnb.jpg

... droga na wprost prowadzi do Kulob (miasta rodzinnego prezydenta Rahmona), a w lewo (za plecy Patrola) prowadzi objazd.

 

Tymczasem podejmujemy legalną próbę forsowania przełęczy.

 

2s8mvbk.jpg

Niestety, za tą bramą do Pamiru, jest kolejny post i tu nam kategorycznie odmawiają wjazdu.

 

Ok... Będziemy więc ten post i przełęcz objeżdżać.

 

2wphstz.jpg

Abarot przez ten mostek, przy którym widać pozostałości po wojnie domowej i...

 

281vmur.jpg

...dla kontrastu kąpiące się przy nich dzieci.

 

14251lc.jpg

Dwie sympatyczne pannice odprowadzają nas wzrokiem...

 

i77hpc.jpg

...a orzeł rzuca cień.

 

v7umgk.jpg

Ruszamy.

 

Klimaty...

1zlekw1.jpg

...jakby...

 

2n67mkk.jpg

...westernowe.

 

Objazd wydaje się logiczny...

2w7mgzp.jpg

...to droga gruntowa wycięta przy linii przesyłowej wysokiego napięcia.

 

Minęliśmy gdzieś po drodze,, przyczajone w krzakach obozowisko żołnierzy, ale nie zwrócili na nas uwagi. Obiekt, jakby nie było, strategiczny...

Droga pnie się stromo w górę, miejscami utwardzona otoczakami, co nie wiele daje i musimy dołączyć napęd na przód, ,by se zapewnić sprawniejszą trakcję.

 

v6ub2w.jpg

Droga pnie się stromo, gdzieś tam hen po prawo...

 

359gwic.jpg

Przełęcz robocza po prostu wycięta w górze... Akurat miejsce na jednego Patrola.

 

avq9aq.jpg

Gdy tak sobie podziwiamy widoki i zastanawiamy, gdzie nas ta droga dalej zaprowadzi, nagle niebo zasnuwa się chmurami i zaczyna padać.

Jestem w Pamirze już chyba siódmy raz i pierwszy raz leje mi się deszcz na głowę. W 2010-tym lało mi się na głowę w Hindukuszu, ale w Pamirze jeszcze nigdy! Normalnie pada, znaczy leje... Droga zjazdowa, zupełnie nie utwardzona gruntówka, zamienia się po kwadransie w płynącą rzekę. Na naszych oczach tworzą się koleiny... Kurde molll... Zupełnie nieciekawie.

 

Widzę małe przerażenie w oczach Bena sam też nie powiem, żebym Kozaka zgrywał... Kontemplujemy  ten spektakl w milczeniu.

- Co robimy...? Pytam.

Pierwszy raz coś takiego widzę. Odpowiada Benek i nie uśmiecha mi się tędy zjeżdżać.

Nie wiem, co doradzić... Gdybym tu przyjechał sam, zapewne zawróciłbym bez ceregieli i  przede wszystkim nie musiałbym się przed nikim rozliczać. Jeżeli jednak zawrócimy, to Pamir na pewno będzie "vorbei".

- Słuchaj Benek. Twoja maszyna, więc decyduj. jaka by ta decyzja nie była, akceptuję ją.

Zawracamy...

- OK.

 

https://youtu.be/awf6zLKmbSY

 

Jadąc w dół ponownie mijamy żołnierzy...

f5tma.jpg

 

Na dole chmury ustępują i wraca piękna pogoda... Czyżby sobie z nas zakpiła...? Zjeżdżaliśmy w milczeniu... Obaj czuliśmy, że coś tracimy, ale... Pies to trącał.

Jaki pomysł na teraz...? Dolina Obichingoł. Z mapy wynika, że prowadzi niemal pod sam Pik Komunizma. Z Tawildary, z jakie 250km. Obieramy ją na cel. Nikt tam nie jeździ, więc może dlatego własnie będzie ciekawie...?

W Tawildarze stajemy jeszcze na chwilę i Benek wraca z siatką zimnej Balticy. Otwieramy po jednym pifku i szybko zapominamy o  troskach... :)

Na wylocie z wiochy spotykamy czwórkę cyklistów zachodnich wracających z Vanczu. Oni jechali do Chalajkum wzdłuż Piandżu i do Vanczu ich jeszcze puścili. Dalej nie było szans. Przy okazji dowiedzieliśmy się od nich, że w związku z zaistniałą sytuacją w Pamirze otwarto granicę w Karamik na drodze A370 między TJK i KGZ, by ułatwić turystom ewakuację. Dobre i to. Na pewno skorzystamy.

 

Dolina rzeki Obichingoł... Nic o niej nie wiem, poza relacją jakiś kajakarzy z Rosji, którzy sobie tą rzeką spłynęli... I o tym informuję Bena. Trącamy się kolejną flaszką piwa i ruszamy przed siebie.

 

Przed nami...

n15y6x.jpg

 

...za nami...

c3mg8.jpg

...a po środku...

 

2myrc79.jpg

...zesrało się Żiguli.

 

Kawałek dalej z górki...

11h9hz5.jpg

...i zaraz będziemy koło niej przejeżdżać.

 

21sydc.jpg

I przejeżdżamy. Nic szczególnego, poza topolami o imponujących rozmiarach, co jest w Pamirze rzadkością. Znaczy nie z takimi, ogromnymi pniami. Widać, że nie jedną historię mogłyby opowiedzieć...

 

316sxs1.jpg

Towarzyszy nam para kruków...

 

dbh203.jpg

Z czasem dołączają dutki...

 

Zwierzyniec w Pamirze generalnie ubogi jest, ale 100 lat temu nazad, w okolicach Szarfuz (niedaleko Kulob, nad Amu-darią) można było paść ofiarą tygrysa, a w niżej położonych, pamirskich dolinach np. kobry.

 

w6qp8l.jpg

Z każdym pokonanym kilometrem robi się coraz zacniej...

 

oit20m.jpg

Dolina żyzna. Dużo zieleni, prawdziwie letnich kolorów.

 

2n6zuht.jpg

I niewątpliwe oznaki cywilizacji.

 

1r4uv9.jpg

 

mkgnip.jpg

Choć to jeszcze nie Pamir, to klimaty podobne...

 

15qvjq1.jpg

Wąskie i strome podjazdy i zjazdy...

 

173dz8.jpg

I jak nie mosty, to kładki...

 

23j6fic.jpg

 

2qm3m6d.jpg

Pamir...

 

2ronlf7.jpg

 

https://youtu.be/nB-Qscxf3Is

 

Od godziny już dobrej szukamy jakiejś dogodnej polany na nocleg.

 

https://youtu.be/BOU-Sc-9Ryw

 

Przed kolacją parę piw i łapanie kolorów wśród traw...

 

2v0ibkm.jpg

 

296g8eb.jpg

 

ogwbvd.jpg

 

Dobranoc.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dwa powody.

Pierwszy, - robota goni. Robota przy kompie "dla was" też daje satysfakcję, ale wklejanie zdjęć opornie idzie, znaczy trwa, a inaczej nie chcę... Może tych zdjęć za dużo, i jakość nie taka ale, jak wspomniałem, ładunek emocjonalny jest, jaki ma być i chuj.

Drugi, - znowu się we łbie miesza. Wspomnienia poniewierają szare komórki... Te poniewierają uwięzioną w nich psychę... Ta chce się uwolnić...

 

Tęsknię do prostych czynności. Tęsknię do zaspakajania podstawowych, ledwie kilku potrzeb... Tęsknię do trawnika, na którym może se srać pies jeden, czy drugi, do usrania... I nikt nie pomyśli, by jego łajno za nim zbierać...

 

Łatwiej mi jest podzielić się prostą refleksją, po prostu... Jest źle jednak, gdy głupi człek, zmaga się z głupotą innych... Kompilacja nie do ogarnięcia.

 

 

Szukajcie własnych dróg.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Serwis wykorzystuje pliki cookies. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies.